❛ ━━・❪ ERWIN ❫・━━ ❜
Wszedłem za Montanhą do mieszkania. Od kilku dni był cały czas przygnębiony i nie potrafiłem go pocieszyć, chociaż próbowałem chyba już wszystkiego.
— Grzesiu noo... — mruknąłem, przytulając się do niego.
Wspiąłem się na palcach i go pocałowałem. Objął mnie z delikatnym uśmiechem.
— Nie smutaj już. — poprosiłem.
— Nie smutam. — zapewnił. — Po prostu muszę się przyzwyczaić.
— Ale jesteś cały czas smutny.
— Nie jestem. — zaśmiał się cicho. — Ale ty się przejmujesz.
— Bo mi przykro patrzeć jak taki zmarnowany jesteś.
— Słodko.
Resztę dnia spędziliśmy leniuchując na kanapie. Jasno dałem chłopakom znać, że w najbliższym czasie będę mniej dostępny, ale nie mieli nic przeciwko temu.
Przez następny miesiąc pomagałem Grzesiowi i wyręczałem go w jego obowiązkach. A gdy po tym czasie jego bidny badylek się zagoił dostał protezę i od nowa nauczył się chodzić. Był przy tym i śmiech i płacz, ale ostatecznie Monte był szczęśliwy. A co za tym idzie ja też. Przynajmniej po części. Tylko po części, bo wciąż dostawałem groźby od tajemniczego numeru. Tak jak mówił Grzesiek, zgłosiłem to na komendzie ale nic z tym nie zrobili. Spodziewałem się tego, ale mogli chociaż spróbować.
Gróźb było zarówno więcej i były coraz to gorsze. I nie tylko skierowane do mnie, też do moich bliskich. Zaczynało mnie to męczyć i mimo że były to tylko słowa, a typa w życiu na oczy nie widziałem miało to jednak na mnie wpływ.
— Masz jakieś plany na wieczór? — spytał Montanha, wciągając kluska.
— Zamierzałem z chłopakami banczyk pierdolnąć, jeśli nie masz nic przeciwko.
— Oczywiście że mam. — parsknął. — Po pierwsze to niebezpieczne, po drugie to nielegalne, po trzecie jak cię złapią to...
— Nie złapią. Te głąby z PD totalnie nie potrafią prowadzić, a my mamy Carbonarę.
— Nie no, aż tak to nie. Jest kilka osób, które odnajdują się za kółkiem.
— Wyjątki. Ale i tak są w dalszych unitach a na przód idą ci „popularniejsi” albo wyżsi rangą.
— Racja.
Po zjedzeniu kolacji i umyciu naczyń mimo cichej nadziei szatyna, że jednak zmienię zdanie zszedłem do garażu i podjechałem na Arcade'a, skąd mieli odebrać mnie chłopaki. Razem w ich samochodzie pojechaliśmy na magazyn po sprzęt i się przebrać. Gdy byliśmy już gotowi zadzwoniłem do Kui'a, żeby dowiedzieć się jak z zakładnikami.
CZYTASZ
He's mine • MORWIN II
FanfictionPo tragicznej śmierci Montanhy Erwin zupełnie się załamuje. Staje się cieniem człowieka, który żyje, aby przeżyć. Przyjaciele i rodzina nieustannie próbują go w jakikolwiek sposób pocieszyć i przywrócić do życia, jednak bez żadnych skutków. Siwy zup...