Felix
~~~~~~~~~~~~~~~- Cholera jasna! - wrzasnąłem ze wściekłością, rzucając swoją czapką z daszkiem o ziemię.
Czwarta godzina treningu mijała mi w ogromnym stresie i zmęczeniu. Coraz trudniej przyswajało mi się nowe rzeczy, a pot lał się ze mnie niemalże strumieniami.
Wściekły usiadłem na podłodze, łapiąc się za butelkę wody. Wziąłem parę zachłannych łyków, przeczesując swoje włosy dłonią.
Byłem z siebie strasznie niezadowolony.- Cześć, ja dziś tylko na chwilę - do sali wbiegł mój menadżer, stawiając torbę z jedzeniem przede mną - zjedz coś, bo mi tu zejdziesz. I nie przesadzaj z treningami, bo się zamęczysz - rzekł, spoglądając na mnie, a ja uśmiechnąłem się lekko.
- Staram się, jak mogę.
- Oczywiście, że się nie starasz. Nie o swoje zdrowie. Siedzisz tutaj którąś godzinę, nie dość ci? - mężczyzna zmierzył mnie wzrokiem, marszcząc swoje grube brwi - dokończ, co masz dokończyć i wracaj do domu. Nie chcę cię tu dziś więcej widzieć!
Zaśmiałem się pod nosem, kiwając delikatnie głową.
- Dobrze, panie Kim. Dziękuję. I dziękuję również za posiłek - czym prędzej podniosłem się z ziemi i nisko ukłoniłem się przed mężczyzną.
- Jak ci idzie? Wszystko okej?
- Powiedzmy. Muszę dopracować jeszcze parę detali w choreografii - przyznałem, wzdychając głośno na samą myśl o niedających mi spokoju szczegółach.
Pan Kim kiwnął głową, klepiąc mnie po plecach:
- Pamiętaj, co ci powiedziałem. Zwijaj się niedługo.
I wyszedł, a ja znów zostałem sam. Z wieloma myślami i samym sobą. Spojrzałem w lustro, przyglądając się przez chwilę we własne odbicie. Starałem się nie robić tego często, bo za każdym razem żałowałem tej decyzji.
Zmęczenie było po mnie widoczne, jak nigdy wcześniej. Czerwone, podkrążone oczy, poszarzała cera. Byłem wrakiem samego siebie.Zgodnie z nakazem mojego menadżera, w końcu zebrałem się z podłogi i zabrałem przyniesioną przez niego wcześniej torbę z jedzeniem. Ostatni raz spojrzałem w lustro i westchnąłem głośno.
Przekręciłem klucz w drzwiach, z ulgą opuszczając salę.Oświetlone wieloma neonami ulice Seulu i rześkie powietrze przyprawiały mnie, jak zwykle o szeroki uśmiech. Tak było i tamtej nocy.
Mimo zmęczenia i wielu natrętnych myśli, szedłem niezwykle zadowolony i zachwycony tym, co mnie otaczało. Nawet jeśli widywałem ten sam widok codziennie od tyłu lat.Po chwili namysłu, zatrzymałem się i usiadłem na jednej z ławek, zadzierając swoją głowę, aby spojrzeć w górę.
Niebo było szczególnie gwieździste. Wpatrywałem się w nie z zupełnym spokojem. Bez żadnego pośpiechu ani napięcia.
Gwiazdy wydawały mi się być niezwykle błogie. Im również nigdzie się nie spieszyło. Były zajęte jedynie tym, aby świecić. Bez względu na to, co działo się wokół nich. One wykonywały to jedyne, przypisane sobie zadanie.- Ależ dziś pięknie, co? - z transu wyrwał mnie delikatny, męski głos. Wydawało mi się, że już gdzieś go kiedyś słyszałem...
Trochę się spiąłem, gdy chłopak zajął miejsce obok mnie. Nie wiedziałem czego się spodziewać, dlatego bardzo dyskretnie odwróciłem w jego stronę głowę i spojrzałem na niego kątem oka.
Moje oczy otworzyły się nawet szerzej, gdy nasze spojrzenia się spotkały.- Minho? Co ty tutaj robisz?
- Lepiej mi powiedz, co ty tutaj robisz - mój przyjaciel z dawnych lat uśmiechnął się szeroko w moją stronę, a ja z radością stwierdziłem, że nic się nie zmienił.
- Wracam z treningu... - odparłem, przypatrując mu się uważnie - jakim cudem mnie poznałeś?
- Ty tak poważnie? - chłopak zaśmiał się głośno, klepiąc mnie po plecach - po pierwsze, jesteś przecież gwiazdą. Wstydem by było nie rozpoznać cię na mieście. Po drugie - zatrzymał się na chwilę, a jego mina nieco zrzedła - znam cię przecież nie od dziś. Po tylu latach, które razem spędziliśmy rozpoznam ciebie w każdej odsłonie.
- Minho, ja przepraszam... - zacząłem, czując się, jak zupełny dupek.
Tak, odciąłem się od niego te lata temu. Nieraz tęskniłem, nieraz chciałem wrócić. Ale za każdym razem, gdy wybierałem jego numer - był niedostępny. Więc po wielu podejściach poddałem się. I zrozumiałem, że Lee Minho miał zupełne prawo mnie nienawidzić.
- Przestań. Nigdy nie miałem ci tego za złe. Po twoim odejściu skupiłem się na sobie. I zamknąłem wszystkie etapy, które zalegały mi gdzieś tyłu głowy. Zmieniłem numer, znalazłem nową pracę i rozwinąłem się w kierunku tego, co teraz mam - wyznał, a ja pokiwałem głową w ciszy - na początku bardzo bolało. Ale wiedziałem, że tobie samemu nie było łatwo. Najpierw chciałem zrobić wszystko, żeby być przy tobie, żeby być blisko. Bałem się, że sam tego nie zniesiesz. Wiedziałem ile Hyunjin dla ciebie znaczył. Ale po czasie po prostu w ciebie uwierzyłem. Wiedziałem, że sobie poradzisz. I się nie myliłem.
Na samo wspomnienie imienia chłopaka, poczułem skurcz w swoim żołądku. Mimo wszystko i mimo tych wszystkich lat, wciąż nie uporałem się do końca z jego odejściem. A Minho był jedyną osobą, przy której byłem w stanie przyznać to sam przed sobą.
Dopiero wtedy zrozumiałem, jak bardzo za nim tęskniłem i jak bardzo potrzebowałem go przez te wszystkie lata. Gdybym wtedy go nie odrzucił, gdyby był przy moim boku... wszystko byłoby łatwiejsze. I lepsze. Bo kochałem go zawsze, jak własnego brata. A on, nawet po tym wszystkim, cieszył się moim szczęściem i tym, że sobie radzę.Samotna łza potoczyła się po moim policzku, a ja delikatnie ułożyłem swoją głowę na ramieniu mojego dawnego przyjaciela.
- Dziękuję. Chociaż wiem, że słowa to tutaj za mało, to po prostu dziękuję. Jeśli tylko dasz mi drugą szansę, ja... odwdzięczę się. Ale jeśli nie chcesz, to też zrozumiem i to zaakceptuję.
- Felix, idioto. Nigdzie się już nie ruszasz, rozumiesz?
- Co? Co masz przez to na myśli.
- To, że wracamy do normalności, przyjacielu.
misie!
przepraszam za tak długą nieobecność :c
czuję tak szczerze, że trochę was zawiodłam obiecując wam ostatnio rozdział i go nie wrzucając. Wybaczcie.
bardzo was kocham i dziękuję, że mimo wszystko czekacie na kolejne rozdziały. Buziaki!
CZYTASZ
𝗠𝘆 𝗳𝗿𝗶𝗲𝗻𝗱'𝘀 𝗯𝗿𝗼𝘁𝗵𝗲𝗿
FanficHyunjin już dawno zaczął nowe życie. Bez zmartwień oraz przeszłości. Nie liczyło się dla niego nic po tym, jak Lee Felix zatrzasnął przed jego twarzą drzwi. I niby wiedział, że jest winny. Ale życie pełne urozmaiceń w pięknym Los Angeles nie pozwala...