Chapter 14

302 25 50
                                    

TW: samookaleczanie (chyba powinnam dawać, co nie...?)
Także dzisiaj taki bardziej depresyjny rozdzialik :3

❛ ━━・❪ ERWIN ❫・━━ ❜

             Siedziałem w salonie na kanapie, przytulany przez Grzesia. Po dniu spędzonym w szpitalu wieczorem dostałem wypis.

             Nagle dostałem SMS-a. Sięgnąłem po telefon leżący na stoliku metr dalej, ale uprzedził mnie szatyn, podając mi go.

004978 [21:49]
Jak się trzymasz erwinku?

004978 [21:49]
Bardzo boli? :)

             Zmarszczyłem brwi, nie do końca wiedząc o co chodzi.

004978 [21:50]
I dzięki za pendrive z hackami przyda sie

             I w tym momencie do mnie dotarło, że to on mnie pobił.

             Miałem ochotę wyjebać ten pierdolony telefon przez okno. I zapewne bym to zrobił, gdyby Grzesiek mnie nie trzymał.

             — Co za kurwa. — warknął. — Niech ja go tylko spotkam, będzie oglądał kwiatki od spodu.

             — Przecież nic mi nie zrobił. — mruknąłem. — Tylko trochę obił.

             — Jasne, kosa w brzuch, dwie kulki i przebite płuco to nic. — parsknął. — O reszcie nie wspominając. Ty mogłeś nawet umrzeć, a ja tego bym nie zniósł.

             — Ale żyję. Jestem terminatorem. — zażartowałem.

             Czułem narastający stres, chociaż starałem się to ukryć. Skoro był w stanie mnie znaleźć raz, to zapewne nie skończy na jednym i sytuacja się powtórzy.

             — Ej, to moja ksywka. — zaśmiał się. — Powinieneś zgłosić to pobicie, to już nie są przelewki i puste słowa.

             — Już nie dzisiaj. — wymarotałem. — Może jutro.

             — Jak to może?

             — A możesz ze mną? — poprosiłem.

             — Jeśli chcesz to pewnie.

             — A to w ogóle cokolwiek da?

             — Może z opisu będą w stanie go rozpoznać, albo może chociaż będą na tropie.

             — Wątpię, nie skupiałem się na ich wyglądzie ani niczym innym.

             — A głos? Może któryś był znajomy?

             Pokręciłem przecząco głową. W tamtym momencie na to nie zawracałem uwagi. Nie miałem czasu.

             — Wiesz jak działa PD w tym mieście. Przyjmą zgłoszenie i tyle, jak się samo rozwiąże to okej, a jak nie to trudno.

             — Ja nie odpuszczę.

             Uśmiechnąłem się lekko, przytulając do niego. Objął mnie, całując w czoło, na co się w niego wtuliłem. Po kilku minutach trwania w takiej pozycji zaczęły ciążyć mi powieki, a zmęczenie dawać we znaki.

             — Chcesz już iść spać? — spytał Montanha.

             — Chyba tak. — mruknąłem.

He's mine • MORWIN IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz