Powiedzieć że Harry był zagubiony to tak jakby nie powiedzieć niczego. Chłopiec który całe życie mieszkał w komórce pod schodami, nagle znalazł się w ogromnym dworze, który wydał mu się tak luksusowy że mogliby tam mieszkać nawet królowie. (Chwała Bogu że nigdy nie widział domu dzieciństwa Narcyzy, bo wtedy już z całą pewnością dostałby zawału). Z szeroko otwartymi oczami, i ustami niedomkniętymi z wrażenia. Ogromne strojne żyrandole, wypolerowana podłoga, tak czysta że niemalże można się w niej przejrzeć, wiszące na ścianach obrazy i cała ta atmosfera przepychu i bogactwa, aż zapierała dech w piersi.
- Proszę Pana, kim są ci przyjaciele, o których Pan wspominał? - zapytał Harry, spoglądając na mężczyznę z niepewnością. No bo gdzież on go wyniósł? Do jednej z zapasowych rezydencji jakiegoś miliardera?
- Uczyliśmy się razem w Hogwarcie. Twoja mama bardzo ich lubiła. Narcyza... jest twoją matką chrzestną. - powiedział, celowo nie wspominając o ojcu chrzestnym Harry'ego, świadomy że ta informacja nie powinna wypłynąć w najbliższym czasie. Szczególnie nie teraz gdy Harry dopiero uczy się nowego świata i życia, wrzucony na cholernie głęboką wodę, w której nie jeden dorosły człowiek by utonął.
- Moja mama ich znała? - znów zadziwiło to Harry'ego. W ciągu tego jednego dnia dowiedział się więcej o życiu swojej mamy, niż w ciągu ostatnich kilku lat. Postać Lily Potter, przestawała być dla niego mityczną, niemalże boską postacią z jego przeszłości, a stawała się prawdziwą osobą z krwi i kości, która coś po sobie pozostawiła i nie została całkowicie zapomniana. Co więcej okazywało się że naprawdę zachowało tę pamięć.
- Oczywiście. Obiecuję ci że wszystko ci opowiem. Nie mniej jednak najpierw, myślę że musimy porozmawiać z Lucjuszem i Narcyzą, to bardzo ważne. - powiedział Severus, nie do końca pewien, jak postępować z chłopcem.
Harry skinął głową i w milczeniu pokonali resztę dystansu, przechodząc przez wielki Hol, w którego końcu powitali ich Narcyza I Lucjusz Malfoy. Kobieta miała ciemne włosy z blond pasemkami, w czasie gdy włosy jej męża miały odcień platynowego głosu. Oboje roztaczali aurę, budzącą głęboki respekt wśród dorosłych... i onieśmielających młodych. Sam Harry spoglądał na nich jak na postacie królewskie, z jednego z obrazów które pamiętał z podręczników do historii.
- Witaj Severusie. Przeczytaliśmy już twój... chaotyczny list. - powiedział Lucjusz, gdy jego wzrok wylądował na Harry'm a widok tak znajomych zielonych oczu na chwilę wybił go z pantałyku. Przez chwilę poczuł się tak jakby znów spoglądał w oczy swojej szkolnej przyjaciółki, dzięki której był teraz dumnym mężem Narcyzy.
- Wybacz Lucjuszu, nie miałem zbyt wiele czasu. Petunia postawiła mnie w takiej sytuacji, że nie miałem możliwości kogokolwiek uprzedzić, zaplanować czy przemyśleć. Szczerze mówiąc piekło które rozpętała dopiero się zacznie, gdy Ministerstwo zacznie proces przejęcia władzy opiekuńczej, wszystkie testy i formalności. - mężczyzna westchnął i przetarł twarz dłonią. Zdawał sobie sprawę że Harry ich słyszy, w końcu stał tuż obok nich, dlatego też usilnie starał się powstrzymać wiązankę obraźliwych słów które ma na końcu języka.
- Nie chciałabym wam przerywać, bo również jestem zdania że mamy sporo do przedyskutowania. Nie mniej jednak wydaje mi się że Harry i bez tego miał ciężki dzień. Myślę że lepiej będzie jeśli... poznałby Draco i został z nim w pokoju, w czasie gdy my zajmiemy się formalnościami i omówieniem tego co dalej. Bo wątpię by była to rozmowa... łatwa. - powiedziała Narcyza z mocno sugestywnym głosem, wskazującym że rozmowa ta może wyrwać się spod kontroli, przez silne emocje jakie bez wątpienia będzie wywoływać.
Severus skinął głową i ukląkł na jedno kolano, by móc spojrzeć Harry'emu w oczy, a nie patrzeć na niego z góry - gdyż doszedł do wniosku iż w ten sposób chłopiec poczuje się pewniej. I tak się stało. Może nie wybitnie mocno, ale ułatwiło to całą sytuację dla chłopca.
CZYTASZ
Tajemnice Dumbledore'a | Drarry Severitus
FanficLegenda o chłopcu który przeżył ciągnęła się przez wiele lat po świecie magicznym. Wspomniany chłopiec urósł do miana istoty niemal mitycznej, pozbawionej jakichkolwiek wad i stanowiącej wzór cnót wszelakich. Nikogo nie obchodziło co się stało z ch...