Bordowe pudełeczko

6 0 0
                                    

Odłożyłam kubek gorącej herbaty na stolik, rozlewając przy tym parę kropel ciepłego napoju na posadzkę. Szczerze mówiąc, nie przejęłam się tym za bardzo. W moich ustach ciągle wędrował smak owocowej herbaty z drobnym dodatkiem cynamonu. Wiem, że do nietypowe połączenie, lecz nigdy nie sądziłam, że dwie tak odmienne od siebie rzeczy razem mogą być tak dobre w smaku. Może jestem po prostu dziwna i w moich gustach owocowa herbata z cynamonem smakowała bosko i na prawdę była lepsza niż jakakolwiek Coca-cola lub Sprite, a może po prostu świadomość tego, że nikt nie uważa tego połączenia za normalne sprawiała, że ​​w smaku była jeszcze lepsza? Gdy zaprzestałem moich rozmyślań na temat owocowo-cynamonowej herbaty, zerwałam jeden listek z kończącej się już rolki papieru, a następnie starłam plamy z podłogi nucąc coś pod nosem.

 Dzień jak co dzień zjadłam marne śniadanie o ile można było nazwać je śniadaniem ponieważ była to woda,  z drobnym dodatkiem cytryny ... Zawsze sądziłam, że jak na mój wiek ważę za dużo, a gdy patrzę na siebie w lustrze mam ochotę zapaść się pod ziemię. Moje ciało to mój kompleks, a matka powtarzająca, abym zrobiła coś ze sobą bo za chwilę nie zmieszczę się w żadne spodnie. Sprawiała, że ​​mój stan wcale się nie polepszał  . . . Skończyłam jeść "śniadanie" i pobiegłam po plecak, który był już ewidentnie zmęczony życiem, kogoś mi przypomina, ale już koniec rozmyślania o mnie, o moich kompleksach i wyniszczonym plecaku. Jedyny czas który sprawia mi jakąkolwiek przyjemność jest szkoła. I pewnie uznacie mnie za jakiegoś kujona lub coś w tym stylu, i niestety nie mogę wam zaprzeczyć. Ucze się dobrze, choć cały czas wymagam od siebie więcej. W końcu konieczne jest, aby moje największe marzenie o wyjechaniu stąd stało się możliwe. Kiedy rozmarzyłam się na myśl o wyjechaniu stąd jak najdalej, lekki uśmiech zawitał na mojej twarzy, lecz szybko zniknął zamieniając się w prostą linię, gdyż właśnie ujrzałam mamę wybiegającą z sypialni.
- ty tu jeszcze jesteś?- zapytała zdenerwowana - za 10 minut zaczynasz lekcję, a jeszcze jesteś w domu? jak to sobie wyobrażasz? Ja wozić do szkoły cię nie będę , wstajesz o 6 i jeszcze nie możesz się wyszykować?
-Właśnie miałam wycho- powiedziałam, próbując się wybronić, lecz niestety moje słowa szybko zostały przerwane.
-za 2 minuty ma cię tu nie być- przerwała mi i wbiegła w pośpiechu do łazienki szykując się do pracy.
Nienawidziłam się kłócić, więc po prostu zarzuciłam plecak na plecy i wyszłam z domu.

Między moim domem a szkołą jest jakieś 10 minut drogi, więc nie było możliwości jeżdżenia autobusem, a nawet gdyby tak owa była, wolałabym zostać przy spacerach. Lubiłam zaciągnąć świeżego powietrza przed szkołą, a w dodatku na mojej drodze przy lekkim skręcie w prawo można było dostrzec małą kawiarenkę, do której miałam zwyczaj zaglądać w drodze powrotnej. Pracuje tam przemiła staruszka pani Lucy. Kochałam jej ciepło i uprzejmość. Jeśli jest jakaś deseczka ratunku, która podtrzymuje moje dobre samopoczucie w normie, to na pewno jest to ta przemiła staruszka. Staram się ją odwiedzać od czasu do czasu, niedawno jej mąż zmarł, a wnuczek wyjechał do Nowego Jorku. Dobrze wiem jak jest jej ciężko, a ostatnio jej kawiarnia ma problemy z utrzymaniem się, więc robię co w mojej mocy aby jej pomóc. Nie robiło to mi wielkiej zmiany w grafiku, a głupie posprzątanie, umycie okien, czy nawet zwykła, głupia rozmowa z Lucy mogły podtrzymać ją na duchu. 

Niestety tego dnia jak już wcześniej mogliście usłyszeć zostało mi zaledwie 10min do rozpoczęcia zajęć, więc poranne sprzątanie nie wchodziło w grę. Minęłam kawiarenkę, a następnie zobaczyłam wysoki i szykowny budynek, zwany moją szkołą. Zawsze jak wpatrywałam się w nasze logo szkoły - Riverstone Academy, miałam wrażenie, że ja tu nie pasuję. Nie chodzi o nauczycieli, oceny, czy sam poziom nauki, tylko o klimat i uczniów chodzących do tej szkoły. Każdy miał swoje grupki znajomych, a ja zazwyczaj siedziałam w koncie z książką, lub z moją jedyną koleżanką - Olivią, jeśli jakkolwiek można było ją nazwać koleżanką, w sumie to ona po prostu jako jedyna osoba czasem do mnie zagadała, lub zapytała jak się czuje. Jako jedyna też potrafiła się postawić mojemu koszmarowi, tutejszej gwieździe, a był to nie kto inny niż Blake Graves. Wyjątkowo bawiły go moje nieszczęścia, nie wiem czemu, lecz kochał mnie wkurzać, zabierał mi plecak, wywalał z niego wszystko, a następnie śmiał się w niebogłosy. 

Myślałam, że dziś może być inaczej - Oh jak bardzo się wtedy myliłam. Wbiegłam do szkoły spóźniona. Korytarz był już pusty, wszyscy byli na lekcjach, wielki zegar wiszący w głównym holu wybijał już godzinę 8.10 więc bez większego namysłu popędziłam do szatni. Zdjęłam kurtkę, buty, szalik, a następnie gotowa do wyjścia pobiegłam do drzwi. Nie patrzyłam przed siebie, nie zdarzało mi się spóźniać, a w szczególności chciałam zapobiec wpisaniu mi spóźnienia lub nieobecności do dziennika. Nawet nie chciałam sobie wyobrażać jak bardzo moja matka byłaby na mnie zła. Dostałabym miesięczny szlaban na telefon, więc nie myślałam o niczym innym tylko pędziłam do sali. Byłam już dość blisko, lecz nagle moje ciało wpadło na ... coś? Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy po podniesieniu głowy moje oczy ujrzały Blake'a. Był oparty o ścianę, a swoje spojrzenie wbijał we mnie. 
-No nie wierzę, kogo my tu mamy?- Zaśmiał się - Czyżby to nie nasza najukochańsza Emily Blackwood? 
-Blake jestem spóźniona, nie mam czasu na droczenie się z tobą
-Trzeba było patrzeć jak się chodzi 
- Możesz mnie po prostu zostawić? Sam już jesteś spóźniony, więc nie mógłbyś odpuścić?
-Emm nie.
-Czemu ty musisz mieć jakiś problem, Twoje ego nie pozwala ci mnie zostawić w spokoju czy co?
-O proszę ktoś tu się zrobił wyszczekany - Cmoknął z rozbawieniem - Kultury trochę moja droga Emily, myślałem, że ktoś taki jak ty powinien znać chociaż podstawy.
Parsknęłam z irytacją
-Jeśli masz zamiar mnie pouczać odnośnie kultury, najpierw sam się jej doucz - Po tych słowach chciałam go wyminąć, lecz niestety różnica między moją sylwetką, a sylwetką Blake'a była znaczna, więc dla niego złapanie mnie za nadgarstek i zatrzymanie było błahostką - tak się też stało. Wkurzyłam się, bo z każdą sekundą droczenia się z nim przybliżałam się do dostania nieobecności, co jak już mówiłam skutkowało długim kazaniem w domu.
-Jaki ty masz do jasnej cholery problem?- krzyknęłam
Blake uniósł brew, jakby zaskoczony moją reakcją.
-Teraz już przesadziłaś- powiedział, a na jego twarzy pojawiło się oburzenie. 
-Ojej, wielkie mi rzeczy, co mi teraz zrobisz? pobijesz? czy może polecimy klasyczkiem i znów wywalisz mi całą zawartość plecaka? - wrzasnęłam 
-Świetne są te twoje pomysły, lecz zostaniemy jednak przy tym ostatnim - Po tych słowach wyrwał mi z rąk plecak, a następnie otworzył i odwrócił do góry nogami. Cała zawartość mojego plecaka wypadła, upadając na chłodną posadzkę. Patrzyłam jak kolejno : książki, piórnik, zeszyty, nawet jakieś okruszki wysypują się z mojego plecaka. Jako ostatnie wypadło małe, zgrabne, bordowe pudełeczko. Gdy ujrzałam jak jego bok obija się o podłogę, a następne otwiera się, ujawniając swoją zawartość zamarłam. Z bordowego pudełeczka wysypały się ... żyletki. Moje oczy wbijały się w lśniące ostrza, a świadomość, że Blake je zobaczył dobijała mnie jeszcze bardziej. "Może po prostu uznał, że to zabawkowe ?" w duchu sobie to powtarzałam, aby choć minimalnie zmniejszyć swój strach. Aby upewnić się popatrzyłam znacząco na chłopaka. Miałam racje, wpatruje się w nie jak ja przed chwilą, jego wzrok był zaskoczony. Po krótkiej chwili Blake podniósł swój wzrok na mnie.
-Emily? Czy ty? ... - urwał, i spuścił wzrok znów na srebrne ostrza.
Następnie kucnął i dotknął jednego, obracał nim w palcach i byłam już pewna, że sprawdza ich prawdziwość. Z tego całego szoku wykaraskałam się po upływie kilku sekund, więc gdy doszło do mnie to co właśnie się stało, kucnęłam i jak najszybciej zbierałam zawartość plecaka. wpakowywałam wszystko byle jak aby na końcu złapać za bordowe pudełeczko. Zbierałam żyletki, było ich cztery, gdy trzy leżące na podłodze znalazły się już w pudełku, moja dłoń powędrowała po czwartą, która znajdowała się w dłoni Blake'a. gdy wyciągnęłam rękę on złapał mnie swoją wolną dłonią za nadgarstek, odsuwając z pośpiechem rękawy mojej bluzy. Gdy uświadomiłam sobie do czego on dąży, szybkim ruchem wyrwałam się z jego dłoni.
-Blake oddaj mi to- Szepnęłam 
On nie odpowiedział, jednak wpatrywał się we mnie tymi swoimi czarnymi oczami. 
-Blake, proszę - Szepnęłam po raz kolejny, a w moich oczach pojawiły się łzy.
-Emily, oddaj mi to pudełko- Odparł
Nie mogąc wydusić z siebie żadnej odpowiedzi po prostu pokręciłam głową.
-Emily, chyba nie chcesz abym wyrwał ci je siłą - 
Wiedząc, że nie byłabym w stanie nawet się bronić, po chwili namysłu oddałam mu pudełko, lecz z wielkim zakłopotaniem i łzami. On natychmiast otworzył je, a następnie wrzucił tam czwartą żyletkę. Przed zamknięciem pudełeczka wpatrywał się w jego zawartość jeszcze gdzieś przez 20 sekund, a następnie zamknął i wyrzucił do kosza.
-Blake, nie- wrzasnęłam
Lecz zanim Blake zdążył cokolwiek odpowiedzieć zadzwonił dzwonek, więc z klas wybiegły grupki uczniów, a sam Blake zniknął w ich tłumie.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: 16 hours ago ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

W Labiryncie UczućWhere stories live. Discover now