🕷Pierwszy dzień...🕸

151 8 2
                                    

P.O.V. Peter

Po tym jak Stark wyszedł już się nie hamowałem by powstrzymywać moją złość przez co... Kas... Zżarł kawałek stolika... Na szczęście Gwen nas opanowała... Bo inaczej pewnie byłoby o połowę mniej mebli. Byłem na prawdę nie zadowolony ponieważ dzień minął mi nieubłaganie szybko przez co w końcu przyszła pora by... iść tam.

Kiedy się już szykowałem zdecydowałem że po chuj ja mam się tam stroić. Więc ubrałem jakieś szare za duże dresy i bluzę a Kas przybrał formę mojej koszulki pod bluzą. Niby mógł zostać we mnie i w ogóle nie przybierać żadnej formy ale tak nam było łatwiej się komunikować. Bo ja wiedziałem kiedy kas jest już na skraju i chce ze mnie wyjść dzięki czemu mogę go zatrzymać a tak to czuję to z opóźnieniem i mam za mało czasu by temu zapobiec. Ale wracając wyszedłem z mieszkania i niestety po chwili byłem przed wieżą. Niestety nasze mieszkanie z Gwen znajdowało się bardzo blisko wieży jednak tu mają mały czynsz a na inne nie moglibyśmy sobie pozwolić więc zostało nam tylko to chodź nie narzekamy bo mamy bardzo ładne mieszkanie.

- Co ja tu w ogóle robię? - westchnąłem po czym popatrzyłem jeszcze raz na budynek i poszedłem w stronę drzwi wejściowych.

- ZaRAbIAsz NA nASze WYżYwieNIe. - stwierdził kas na co zaśmiałem się cicho i krótko.

Wszedłem do wieży i od razu chciałem się skierować do windy jednak zatrzymał mnie ochroniarz. Na serio?! Jakby jeszcze tego mi brakowało.

- A ty gdzie? To nie miejsce dla takich jak ty. - powiedział mając rękę na moim ramieniu przez co we mnie gotowała się złość jednak... Kurwa znowu musiałem się powstrzymywać.

- Przysięgam ci że jeśli nie weźmiesz tej ręki to ci ją wykręcę. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby.

- Mam cię stąd wyprosić siłą czy sam wyjdziesz? - spytał wrogo wzmacniając ucisk na moim ramieniu. Ostrzegałem. Natychmiast złapałem go za rękę i się z nią tak od wróciłem że boleśnie miał ją wygiętą na plecach.

- Mówiłem bierz tą łapę. - wyszeptałem mu do ucha akcentując każde słowo z wyraźnym jadem. Nagle z drugiej windy wypadł Bucky.

Raczej nie był dobrze nastawiony w moim kierunku. Puściłem mężczyznę a on poleciał na podłogę. Cóż.. Było mnie nie tykać.

- Idziesz ze mną. - powiedział i podszedł do mnie by po chwili złapać mnie tak jak tamten facet za ramię i zaczął mnie ciągnąć w stronę windy.

- Puszczaj - wysyczałem. - jestem umówiony ze Starkiem. - Bucky zatrzymał się i spojrzał na mnie.

- No to idziemy do Starka. - stwierdził i zaciągnął mnie do windy następnie wybrał piętro 54 a winda ruszyła.

- Puść mnie. - dałem nacisk na te dwa słowa i spojrzałem na niego srogo. On nic nie mówiąc wziął rękę i całą drogę przebyliśmy w ciszy.

Kiedy wyszliśmy z windy zauważyłem że jesteśmy w warsztacie a chwilę później mogłem zauważyć jak Stark robi coś w swojej rękawicy.

- Stark. - powiedział Bucky a tamten od razu na nas spojrzał. - Dzieciak wykręcił ochroniarzowi rękę a w dodatku mówi że jest do ciebie umówiony.

- No bo jest - powiedział pewnie - dzieciaku czemu wykręciłeś tamtemu rękę?

- Bo jesteś jełopem i nie umiesz zejść na dół i powiadomić ich że przyjdę? Chciał mnie wyrzuć z wieży po za tym to jego wina powiedziałem jasno i wyraźnie że ma mnie nie dotykać nie moja wina że mnie olał. - powiedziałem zirytowany a Bucky na określenie jełop zaśmiał się jednak kiedy Stark spojrzał na niego wymownym spojrzeniem udawał że kaszle.

- To... Ja może was tu zostawię. I pamiętaj mu zrobić plakietkę JEŁOPIE. - i wyszedł a ja  zostałem z starkiem sam...

Zjebałeś StarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz