"Nie...proszę"

13 0 0
                                    

Wstałam o 06:26 i poszłam biegać. Pod koniec treningu weszłam do parku, usiadłam na ławce koło kolorowych kwiatów. Było pięknie, piosenka Felivers grała mi na słuchawkach a ja zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w każde słowo piosenkarzy. Siedziałam tak aż zdałam sobie sprawę że mam na 07:35 na lekcje więc wstałam szybko z drewnianej ławki prawie się przewracając i ruszyłam w stronę uczelni. Dotarłam do akademika o godzinie 07:16, minęłam wychodzącą z pokoju isabelle. Szybko ubrałam białą bluzkę, beżowy sweter i niebieskie jeansowe spodnie, spakowałam potrzebne rzeczy do małej torby i wyszłam. Po przejściu kilku schodów i korytarzy doszłam pod klasę od chemii gdzie czekała na mnie już blondynka ubrana w niebieska bluzę, białe spodnie i założony na plecach czarny plecak.

-Hejka, jak tam biegi z samego rana ??-spytała mi się dziewczyna kiedy usiadłam zdyszana w ławce koło niej.

-Hejo, mogło być lepiej-powiedziałam opierając się oparcia od drewnianego krzesła.

-A to dopiero początek dnia-szepnęła dziewczyna i się zaśmiała-a po za tym widziałam twojego byłego który szedł z jakąś dziewczyną w stronę szatni-powiedziała a mnie zamurowało. Uświadomiłam sobie że dziewczyna nie wie o tym że znowu z nim jestem, chodziaż powiedzenie jej tego nie będzie takie łatwe to muszę jej powiedzieć.  

-Że co ?!-Krzyknęłam.Wzmian za odpowiedź blondynki usłyszałam dzwonek na lekcje i "Dzień dobry uczniowie" od nauczyciela. Lekcje minęły nam nawet dobrze, chodziaż dwie godziny matmy nie są dla mnie. Od razu gdy się skończyła ostatnia lekcja szybko poszłam po łyżwy i poszłam na lodowisko. Pożegnałam się z isabellą która szła na zajęcia z sztuki i ruszyłam w swoją stronę. Na miejscu spotkałam tylko swoją trenerkę, trenera hokeistów i chłopaków którzy grali ma lodzie. 

-O! Camellia jesteś-powiedziała moja trenerka i podeszła do mnie-to jest John Smith, trener chłopaków-dokończyła.  

-Dzień dobry-powiedziałam nieśmiale, nie lubie poznawać nowych ludzi co pewnie już zauważyliście.

-Dzień dobry Camellio, wiem że tak mówię niespodziewanie ale byś mogła potrenować moich chłopaków, są bardzo nie zgrani i nie poprawiają się-spytał mi się mężczyzna. Inni ludzie pewnie by byli szczęśliwy że mogą trenować chodziaż przez jeden dzień takich nie powiem przystojnych chłopaków ale ja nie, nienawidzę hokeja i wszystko co jest z nim związane wole łyżwy, na nich chodziaż się nie zabije.

-Emm...jasne tylko pójdę je założyć-powiedziałam i pokazałam na łyżwy, szybko ruszyłam do szatni. Co ja właśnie zrobiłam ?! Mam trenować drużynę hokejową ?! Jak ja tam przeżyje to będzie cud normalnie. Ubrałam białe łyżwy, założyłam granatową bluzę i wyszłam, zobaczyłam dwóch trenerów którzy stali na środku lodowiska. Po "przemówie" jednego z trenerów. Weszłam na lodowisko, wszystkie oczy skierowane były na mnie. Szybko ustałam koło mojej trenerki i udawałam że poprawiam bluzę, chodź myśle że to bardziej wyglądało głupio niż normalnie. Po kilku minutach zostałam sama na lodzie, znaczy nie taka sama wiecie o co chodzi.

-Too z czym mam wam pomóc ??-powiedziałam i klasnęłam w dłonie, co...ja..robię ze swoim życiem ktoś mi powie.

-Hej piękna, chętnie ci pokaże-podjechał do mnie jeden z drużyny, zdjął kask a tak ukazał się szatyn z zielonymi oczami...nie powiem był ładny. Moja głowa mówiła żebym wzięła rękę którą do mnie wystawił a serce mówiło że stoi na lodzie brunet z brązowymi pięknymi oczami który pewnie właśnie obmyśla jak zabić szatyna po treningu, jednak moja głowa też przypomniała sobie słowa blondynki "widziałam twojego byłego który szedł z jakąś dziewczyną w stronę szatni" czego nie wiem czy szybko wybaczę. Wzięłam rękę szatyna a ten tylko się uśmiechnął i powiedział coś czego...nie zbyt zrozumiałam, no wiecie coś tam o hokeju i bla bla bla. Jedno zrozumiałam że chętnie ze mną pojeździ, co było nawet słodkie. Po godzinie przyszedł trener, powiedział że możemy już iść bo zaraz się zameka lodowisko. Ja szybko zeszłam i ruszyłam do szatni. Ubrałam białe buty, kurtkę i wyszłam...znaczy wyszłabym gdyby nie ręka która złapała moje ramię, nie powiem stanęło mi na chwile serce bo nienawidzę jak ktoś mnie łapie za ramię...poprostu mam traumę.

-Sorki, jeśli cię wystraszyłem, poprostu inaczej jakoś nie umiałem...emm wiem że się poznaliśmy jakąś godzinę temu ale może dasz mi swój numer ??-spytał mi się ten sam szatyn co widziałam na lodowisku-O! I mam na imię Nathan-dokończył.

-Emm...jasne-powiedziałam i wyciągnęłam telefon z kieszeni kurtki-i proszę nie łap mnie za ramię...nie pytaj, poprostu nie lubię okej ??-spytałam.

-Oj jasne zapamiętam-powiedział i się uśmiechnął-muszę już iść pa...umm jak masz na imię ??-spytał a ja się na niego spojrzałam szybko.

-Jestem Camellia-powiedziałam i pomachałam mu a ten odmachał i wyszedł. Poczekałam aż wsiądzie do auta i odjedzie. Od razu gdy wyjechał z parkingu ruszyłam w stronę dzwi, lecz wyjście z budynku nie było mi pisane, poczułam kogoś rękę na mojej ręce i że ktoś mnie wpycha do jakiegoś pomieszczenia, była to szatnia do której poszłam po treningu. Tak, dobrze wiecie to był mój kochany idiota.

-Myślisz że możesz tak sobie łapać ręką kogo chcesz ?!-krzyknął brunet a ja go tylko uciszyłam, spytacie dlaczego ?? Bo to po pierwsze damska szatnia a po drugie jakby ktoś nas przyłapał to by było bardzooo źle.

-Ciii...a ty myślisz że możesz sobie chodzić do szatni z jakąś dziewczyną ?! Ty myślisz że ja się nie martwię ?! Że mój chłopak całuje się z jakąś inną dziewczyną ?!-szepnęłam, byłam wściekła i zadowolona że to on zaczął tą kłótnie. Widziałam na jego twarzy zdezerientowanie i trochę złość , ale też ulgę nie wiedziałam dlaczego.

-Ja...przepraszam, robie problem o nic...naprawdę przepraszam-powiedział i usiadł na ławce. Widziałam smutek w jego oczach ale też lekką złość.

-Nie...proszę, nie przepraszaj za dużo usłyszałam "Przepraszam" w swoim życiu-powiedziałam a chłopak się na mnie tylko spojrzał-Czasem się zastanawiam czy...-nie dokończyłam.  

-Czy co ??-Spytał chłopak wstając.

-Czy...ja jestem dla ciebie wogóle ważna i czy damy radę...czy ja dam radę-powiedziałam i poczułam spływającą łzę po moim policzku.

-Ej...ciii spokojnie...jesteś najważniejszą osobą w moim życiu i...powiesz mi co się dzieje-szepnął spokojnie i mnie przytulił. W jego ramionach czułam się bezpiecznie...wiedziałam że mnie kocha ale...nie zawsze słowo "Kocham cię" z ust drugiej osoby jest prawdziwe...dlatego ja patrze na czyny.

-Dziękuję...-szepnęłam i się rozpłakałam. Nie wiem dlaczego tak to przeżywam ale...wiedziałam że jego "Kocham cię" jest prawdą...

Winter Love Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz