NOEMI
Kiedy na początku września zaczynała studia na Princeton University była pełna obaw. Noemi nie lubiła zmian. Czuła się pewnie wśród ludzi, których znała i w miejscach, które lubiła. A w Princeton nie znała nikogo ani niczego. I chociaż strach czy odnajdzie się w nowym miejscu paraliżował ją od środka, wiedziała, że jest to konieczny krok żeby pójść dalej. Odważyła się i nigdy tego nie żałowała. Dziś, po ponad dwóch miesiącach czuła, że się zaklimatyzowała.
- Idziemy dziś na imprezę – zakomunikowała Chloe wchodząc do pokoju z dwoma parującymi kubkami herbaty.
- Znowu? Miałyśmy w tym tygodniu skupić się na nauce, zapomniałaś? – jęknęła Noemi, wiedząc już, że nic nie wyjdzie z ich postanowienia.
- Pamiętam, ale zaprosił nas Leo. Nie możemy nie pójść – Chloe spojrzała błagalnie na Noemi i zrobiła minę tak żałosną, że Noemi musiała starać się z całych sił żeby nie parsknąć śmiechem.
- Chyba ciebie zaprosił. Ja żadnego zaproszenia nie dostałam.
- Oj, dobrze wiesz, że miał na myśli nas obie.
- Zawsze możesz iść sama – droczyła się z nią Noemi.
- Nie rób mi tego, dobrze wiesz, że sama nie pójdę – dodała płaczliwym głosem.
- No to nie pójdziesz. Wyjdzie ci to na dobre, a ja przyczynie się do podniesienia poziomu twojej edukacji.
- Emi! No proooszę – Chloe złożyła ręce jak do modlitwy i patrzyła wyczekująco na przyjaciółkę.
- No już dobra, pójdziemy na tę imprezę – poddała się Noemi tym samym kończąc katusze swojej współlokatorki.
- Dziękuję! Kocham Cię – Chloe rzuciła się na Noemi z takim entuzjazmem, że ta prawie uderzyła głową o ścianę.
- Ale za tydzień odpuszczamy, choćby zaprosił nas sam książę William.
- Obiecuję – Chloe wyprostowała się i uniosła w górę dwa palce demonstrując w ten sposób autentyczność swojej obietnicy, na co Noemi pokręciła głową i cicho się zaśmiała.
Noemi uwielbiała tę wariatkę. Poznały się pierwszego dnia jej pobytu na kampusie jako, że dostały wspólny pokój do dzielenia. I tak jak niektórzy wierzą w miłość od pierwszego wejrzenia, tak tego dnia Noemi odkryła, że wierzy w przyjaźń od pierwszego uśmiechu.
Gdy Chloe tego niedzielnego wieczoru weszła do ich pokoju, uśmiechnęła się tak szczerym i serdecznym uśmiechem, że pierwsze co Noemi pomyślała to, że ta filigranowa dziewczyna musi być świetną przyjaciółką. I taką też się okazała.
Noemi spojrzała w lustro wiszące naprzeciw łóżka, na którym właśnie siedziały i uśmiechnęła się na obrazek, który zobaczyła. Różniły się od siebie tak bardzo, że bardziej się chyba nie dało, a jednak razem tworzyły coś pięknego. Ona, średniego wzrostu szatynka, której czekoladowe, kręcone włosy sięgały za łopatki. Patrzyła na siebie oczami tak ciemnymi, że niemal czarnymi i to chyba był ulubiony element jej wyglądu. Te oczy koloru gorzkiej czekolady. A że czekolada była jej ulubionym smakołykiem, cieszyła się, że tak wiele tego koloru na sobie nosi. Lubiła też kolor swojej skóry, gdyż dzięki nieco ciemniejszej karnacji, nawet ona momentami przypominała odcień mlecznej czekolady.
A obok niej, na łóżku, siedziała Chloe. Jasny promyczek. Szczupła blondynka o oczach tak niebieskich, że Noemi nie mogła uwierzyć, że nie nosi ona soczewek. Chloe była niższa od Noemi o głowę a z jej jasnymi włosami sięgającymi lekko za uszy przypominała Noemi radosnego skrzata. Bo Chloe była radosna. Z jej ust prawie nigdy nie schodził serdeczny uśmiech a w oczach tliły się wesołe iskierki.
CZYTASZ
Trudne szczęście
أدب المراهقينKiedy Noemi po przykrych wydarzeniach w rodzinnej miejscowości przenosi się na studia do Princeton, zaczyna życie na nowo. Odnajduje tutaj dwójkę prawdziwych przyjaciół i chłopaka, z którym chce się związać. Czy jednak demony z przeszłości pozwolą j...