ERNA
Kiedy zeszła do lochu Ratusza, pierwsze co usłyszała piskliwy jazgot, przechodzący w kakofonię szczekania, chwilę potem zza rogu wyszedł Marcin Rokita z miną mordercy i sześcioma pekińczykami na smyczy. Psy darły się i szarpały na wszystkie strony, zostawiając za sobą w powietrzu chmurę włosów, bo, oczywiście, musiały akurat linieć.
— Czeeeść — wykrztusiła Erna, czując, jak jej brwi wędrują wysoko.
— Cześć — odwarczał bies, mijając ją z grobową miną. — Nawet, kurwa, nie pytaj.
Postąpiła kilka kroków dalej i usłyszała krzyk Karoliny:
— Nie będziesz robił żadnego kontentu, do cholery! Jesteś martwy!
— Ale musicie mieć jakieś społecz...
Łomot trzaskających drzwi celi dotarł do Erny akurat, kiedy weszła do rozległej przestrzeni, gdzie pomiędzy korytarzami ze starych szaf na akta znajdowały się biurka. Margo i Rafał Nieznani zamachali do niej znad papierologii, chwilę później z korytarza wypadła wściekła Rokitówna w pełnej, dwumetrowej rogatej krasie. Wzrok jej zielonych oczu spoczął na Ernie.
— Cześć, nie chciałabyś może zjeść dwóch upiorów? — zapytała szybko, błyskając kłami w czarującym uśmiechu. — Zapewne dostaniesz po tych dupkach jakiejś zgagi, ale nie ukrywam, że odebrałabym uprzątnięcie ich za osobistą przysługę.
— Ty się nie wymiguj od roboty — wtrącił Robert, stał w drzwiach swojego biura. Na tym poziomie znajdowały się tylko dwa oddzielne gabinety. Ten Rokity był zakotwiczony na stałe, drugi zmieniał się co tydzień, zależnie od tego, który z rodów miał akurat dyżur pomocniczy. Aktualnie rezydowało w nim Kaj Nieznane.
Karolina westchnęła.
— A mogę im chociaż wlać?
— Poczekaj, aż im haj zejdzie.
— Wiesz, braciszku... Mi się wydaje, że to nie narkotyki, tylko oni są zwyczajnie głupi.
Robert westchnął i wzniósł oczy do nieba.
— Daj im jeszcze kilka godzin, jak się nie ogarną, rób co chcesz — odparł i skupił wzrok na Ernie. — Mogę prosić na słówko?
Erna przytaknęła i posławszy pokrzepiający uśmiech Karolinie, wyminęła Roberta w drzwiach. Cofnął się trochę, ale nie za bardzo, i musiała przejść zadość blisko, by wyraźnie poczuć lekko piżmowy zapach. Jeśli liczył, że to ją jakoś onieśmieli, to się mylił: już od dziecka znała zasady ustalania dominacji. Boruta szybko nauczył ją, że w relacjach z innymi rdzennymi, to ona jest drapieżnikiem. Przeszła więc lekko przez pokój, wyminęła worek treningowy, szafkę na akta, regał z czymś, co wyglądało na zarekwirowane artefakty, by zatrzymać się przed samym biurkiem i obrócić w stronę drzwi i biesa. Cały czas nie spuszczał z niej wzroku, czuła to niemal fizycznie na karku. Teraz znów patrzyli sobie w oczy przez kreatywny biurowy bajzel zwany pokojem. Oparła ręce na biodrach i przekrzywiła nieco głowę, jakby chciała mu powiedzieć: No dalej, czego chcesz?
Bies jeszcze przez chwilę patrzył na nią uważnie, jakby rozważał, co ma zrobić z tym wyzwaniem, po czym wywrócił oczami i parsknął rozbawiony:
— Zaszpachluj tę malinkę na karku, bo jak to zobaczy Aron, rozwali nam pół zamku. Jak nie zabrałaś podkładu, to Marcin coś chyba wczoraj influencerom konfiskował.
Uniosła brwi i odruchowo dotknęła karku. No tak, Ósemka sobie wczoraj dość upodobał to miejsce. Ciekawe czy ślady po ugryzieniach też zostały. Pokręciła głową.
CZYTASZ
Magowie robią, co chcą
HorrorZapraszam na drugą stronę lustra, do świata pełnego strzyg, biesów i innych, znanych nam upiorów. Powieść urban-fantasy z motywami słowiańskimi, z morderstwem w tle i poszukiwaniami sprawcy. A tak naprawdę? Politycznymi rozgrywkami między potężnymi...