To, co się stało w lochu, zostaje w lochu (2)

80 14 152
                                    

ERNA

Boruta spojrzał na Ernę ich wzrok się spotkał i dostrzegła w jego oczach ulgę.

Robert westchnął.

— Się puka — oznajmił sucho.

— Mówiłam mu, że jest takie ryzyko, ale słuchać nie chciał — rzuciła zza progu Karolina.

Robert posłał siostrze ostrzegawcze spojrzenie, którym ta zupełnie się nie przejęła.

Aron zignorował ich oboje, szybki krokiem podszedł do Erny, oglądając ją uważnie, jakby szukał obrażeń.

— Prawie dostałem przez ciebie zawału — rzucił oskarżycielsko, kładąc jej dłoń na ramieniu, jego uścisk był ciepły, chociaż palce mu lekko drżały.

— Z obawy, że ci ojciec jaja utnie? — spytała kwaśno.

— To on ma jeszcze jaja? — spytała Rokitówna z niewinnym uśmiechem. — No co? Dla koleżanki pytam.

Robert westchnął i wstał z miejsca.

— Chodź, sprawdzimy, czy nie ma nas w celi Radka, może już się ogarnął. Niech ci dwoje sobie pogadają w spokoju.

Mijając Ernę wcisnął jej do ręki pendrive. Bez słowa wysunęła go do tylnej kieszeni spodni, nie spuszczając wzroku z Arona.

Po zamknięciu drzwi odczekali jeszcze chwilę w milczeniu, patrząc na siebie uważnie, dotyk jego dłoni na jej ramieniu był ciepły, ale też ciążył jej w jakiś sposób.

— Jesteś cała? — spytał już łagodniej.

— Jestem — odparła równie spokojnie. Nie wiedziała, czy chodziło o to, że wyglądał trochę jak zbity pies, czy wkurw jej już przeszedł, jednak chwilowo nie miała ochoty rzucać mu się do gardła. Robert był tego dnia dużo lepszym workiem treningowym. — Stary bardzo wściekły?

Aron pokręcił głową.

— Jeszcze mu nie wspomniałem.

Uniosła brew. Poczuła nagle dziwne ciepło wokół serca. Powinien był powiedzieć, miał taki zasrany obowiązek. Po coś chyba postawił Rokitę na nogi. Trochę się z tym nawet liczyła, że wejdzie tutaj po południu i zastanie Jego Czarną Wysokość i sztab kryzysowy. A tu pekińczyki i żrące się rodzeństwo, norma.

Widząc jej minę, bies zaśmiał się cicho.

— Nie spytał wprost, więc się nie uzewnętrzniam. Jednak kiedy spyta...

Oboje wiedzieli, że tu nie ma „jeśli spyta", jest tylko „kiedy".

— To odeślij go do mnie. Możesz też nadmienić, że skoro sam uznał za stosowne wysłać mnie w świat, mógłby się przy okazji nie zachowywać jak stalker. Konsekwencja w działaniu by się przydała.

Westchnął cicho, ale darował sobie komentarz, że i tak czeka go kara. Oboje znali zasady, wiedzieli, że Boruta umiał zarówno karać jak i nagradzać. Czasami Erna miała wrażenie, że Czarny Pan był celowo nieproporcjonalnie surowy, żeby nauczyć swoje dzieci oceny ryzyka i przyjmowania konsekwencji. Jej samej wiele zawsze uchodziło na sucho, jednak Aron tak łatwo nie miał. Już dawno temu przywykła brać na siebie gniew starego biesa jeśli mogła.

— Naprawdę się o ciebie martwiłem. Nie odbierałaś.

— Mogłeś odpisać na SMS, wiesz, jak przyjaciel by zrobił.

Parsknął szyderczym śmiechem.

— „Daj mi spokój, wrócę do roboty" — zacytował, imitując przy tym jej lekko nadąsany ton głosu. No tak, miała już nieźle w czubie kiedy to pisała, nawet jej organizm źle reagował na mieszanie różnych alkoholi. — To żeś mnie tym uspokoiła. Co w ogóle robiłaś?

Magowie robią, co chcąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz