ROZDZIAŁ 10
▪︎Lucyfer▪︎
Siedziałem na kanapie, nagle do mojego pokoju zapukał Alastor. Podszedłem i otworzyłem mu drzwi.
-Wybacz Lucy, ale dziś mnie w hotelu nie zastaniesz. Vox napisał, że sprawa jest pilna i mamy się dziś spotkać.
-Dobrze..ale uważaj..jest psychiczny.-szczera prawda.
-Tak Lucy będę uważał. Teraz zmywam się. Żegnaj Lucy!-wyszedł, a ja zamknąłem drzwi.
-Coś tu nie gra..-mruknąłem do siebie. Postanowiłem iść za nim. Wyszedłem z hotelu. Nie straciłem jeszcze Alastora z pola widzenia. Zamieniłem się w ptaka i leciałem za nim.
Droga nie była zbyt interesująca. Alastor wszedł do budynku, a ja zmieniłem się w węża i wpełzłem za nim. Siadłem pod jednym stolikiem. Vox czekał już na Alastor. Al usiadł na krześle i zaczęli rozmowe. Nie słuszałem za wiele.
Podszedł do nich kelner. Zapewne coś zamówili. Odszedł, a oni dalej prowadzili rozmowe. Kelner przyniósł im 2 kieliszki alkocholu. Postawił na stole, po chwili Vox wziął pierwszy łyk. Rozmawiali. Potem wziął 2, 3, 4, 5, i tak dalej. W końcu wypił cały kieliszek.
~Musiał być mocny.~
Alastor..cóż...on delektował się tym alkocholem. Patrzyłem czy Vox zaraz nie wyciągnie pistoletu czy chuj wie co innego ma ten zjebany psychicznie telewizorek. Nachylił się do Alastor, chyba chciał coś powiedzieć mu na ucho..?
Telewizor wziął Alastora za ubrania i przyciągnął do siebie tak, że ich usta zetknęły się w pocałunku. Łzy naszły mi do oczu, serce pękło jak lustro, w które ktoś uderzył z całej siły młotem. Wyszedłem z pod stołu i zmieniłem się na swoją normalną postać. Vox oderwał się od Alastor.
-A-Alastor!-łzy lały mi się po policzkach jak wodospad po deszczu. Al odwrócił głowę w stronę, z której dochodził mój głos. Na mój widok położył uszy.
-Lucyfer..? Co ty tutaj..-mówił spanikowany.
-T-ty śmieciu! Jebany rudolfie! Myślałem, że dla ciebie coś znaczę! Że ty też coś do mnie czujesz! A widzę że jesteś jednym jebanym rozczarowaniem! Co się kurwi pod mostem jak Lilith!
-Lucy..Ja ci wyjaśnie..!
Wybiegłem z budynku. Popędziłem prosto..do mojego starego domu..zadzwoniłem do Charlie, że dziś nie pojawię się w hotelu. W zasadzie...przez następne kilka tygodni. Pytała co się stało, a ja mówiłem tylko, że mnie i Alastora już nie ma.
Wbiegłem do domu. Zamlnąłem drzwi na klucz, zaciągnąłem wszystkie rolety i położyłem się na łóżku. Płakałem..
▪︎Alastor▪︎
Wybiegłem za Lucyferem, zostawiając Voxa samego. Musiałem mu wytłumaczyć. Dobiegliśmy do jego domu. Zamknął drzwi..pozaciągał rolety..wróciłem załamany do hotelu. Kiedy otworzyłem drzwi..stała w nich Charlie...
-Alastor! Co z moim tatą! Co się stało?!
-Vox..mnie pocałował..Lucy to widział...
-Co?! Zdradzasz mojego tatę!?-Charlie ukazała swoje rogi, a jej oczy zrobiły się czerwone.
-Charlie nie! Vox..nie wiem..nie zdradzam go! Przysięgam na przepis bigosu mojej matki!
-Mhm..-mruknęła.-Masz go przeprosić i to już!
-Już idę.-wyszedłem z hotelu i poszedłem do kwiaciarni. Kupiłem ogromny bukiet róż. Podszedłem pod dom Lucyfera.
Zapukałem. Słyszałem kroki.
-Kto tam?-zapytał. Po jego głosie było słychać, że jest załamany.
-Alastor.
-Spierdalaj. Wypierdalaj to Voxa.
-Lucy to nie tak..nie wiem co się stało...kupiłem ci kwiaty na przeprosiny..
-Myślisz, że jak dasz mi kwiaty...to, że ci wybacze..? Alastor złamałeś moje serce..jest jak zbite lustro..
-Czyli..?-nie zrozumiałem co miał przez to na myśli.
-Lepiej zostawić je w kawałkach..niż kaleczyć się...próbując je posklejać..-mruknął, a jego głos na ostatnich słowach stał się smutniejszy. Uchylił lekko drzwi. Spojrzałem, jego oczy były czerwone od płaczu..znużone..i smutne..
-Dzięki za kwiaty..ale ich nie biorę..-mruknął i zamknął drzwi.
-Lucy...proszę...daj..daj mi szansę..ja naprawdę cię nie zdradzam..!
-Po co mam komuś ufać..? Nawet sól wygląda jak cukier..
-Lucyfer..otwórz. Proszę..
-Pokochałem cię...a dostałem? Dostałem łzy..
-Lucyfer..proszę..wpuść mnie. Porozmawiajmy.
Nic nie odpowiedział. Nie słyszałem nic...łez upadających na podłogę..odchodzenia od drzwi..choćby jego oddechu..
-Lucyfer otwórz..!-krzyknąłem.-Lucy!-krzyknąłem głośniej.
-Co..?-powiedział słabo.
-Co się dzieje..?
-Al..mam dość...pomóż..proszę..
-Lucy! Otwórz kurwa!-starałem otworzyć drzwi. Przekręcanie klucza..otworzył. Natychmiast wparowałem do mieszkania. Lucyfer siedział pod ścianą, głowę miał schowaną w rękach.
-Al..
Przytuliłem go. Rozpłakał się jeszcze bradziej. Wtuliłem się w niego bardziej.
-Al..k-kocham...cię..-powiedział pomiędzy łzami.
-Też cię kocham Lucy..-staliśmy tak wtuleni.
Kilka dni później Lucyfer wrócił do hotelu. Nie gniewał się na mnie...to tylko wzmocniło naszą relacje. Byłem szczęśliwy...naprawdę szczęśliwy...nie miałem teraz udawanego uśmiechu..był on szczery...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tym chyba oto sposobem zakąńcze te książke. Nic nie obiecuje, ale może coś wymyśle. Narazie pisze o shipie HuskerDustPapa <3
CZYTASZ
{•~how did i fall in love with him?~•}
RomanceRadiowy Demon, Alastor i Król Piekła Lucyfer...enemies to lovers historia