Rozdział XVI

28 4 0
                                    

Nie było mi jednak dane za długo nad tym rozmyślać, ponieważ drzwi od stołówki otwarły się zamaszyście. Oczy wszystkich skierowały się w tamtym kierunku, nie pozostawiając złudzeń, że zjawił się ktoś ważny i warty ich uwagi. Naiwnie wierzyłam, że była to Pani dyrektor, jednak wszystko w środku krzyczało, że to słynna Arabella i jej świta. Nie wiedzieć czemu wstrzymałam oddech, a moim oczom ukazała się grupka uczniów, na której przodzie szła dziewczyna o lśniących, kruczo czarnych włosach i alabastrowej karnacji odziana w mundurek w bordowych barwach. Poczułam ucisk w żołądku, wyglądała wręcz doskonale, a bordo mundurka tylko podkreślał jej piękną twarz. Jednak nie tylko to zwróciło moją uwagę, tuż obok niej z rękami w kieszeni i gardzącym spojrzeniem szedł William, który również prezentował się niczego sobie w szkolnym mundurku. Chłopak podchwycił moje spojrzenie i uśmiechnął się kpiąco jakby mój widok w stołówce był czymś wyjątkowo zabawnym i żałosnym równocześnie. Z jego spojrzenia można było wyczytać wiele, ale w tym przypadku wiedziałam, że była to jedynie czysta pogarda. Czy skierowana tylko do mnie? Tego nie byłam pewna, ale czułam jego niechęć zarezerwowaną specjalnie dla mnie. Zacisnęłam mocniej palce na metalowej łyżce. Dziewczyny musiały to dostrzec, bo Pen od razu delikatnie schwyciła mnie za dłoń starając się mnie uspokoić. Gdy grupka pięknych i wpływowych usiadła przy swoim stoliku zlokalizowanym pod oknami, poczułam jak moje ciało się dopiero rozluźnia. 

– Miałam wrażenie, że zaraz pękną Ci wszystkie zęby tak mocno je zaciskałaś, auć. - stęknęła Rose marszcząc brwi.

Wzruszyłam ramionami obojętnie nie chcąc pokazywać, że faktycznie widok Williama i reszty faktycznie na mnie wpłynął. Wróciłam do jedzenia mojej kolacji unikając patrzenia w oczy moim nowym znajomym, wolałam uciąć temat Williama i tego jak mnie upokorzył  jednocześnie wykorzystując. Pen zrugała spojrzeniem koleżankę jednak ta machnęła na to ręką. Nathaniel jednak nie odpuścił. 

– Co dokładnie łączy Cię z Williamem? Widziałem jak na Ciebie patrzył, a Ty na niego. Gdyby można było wzrokiem zabijać to chyba byłoby z wami kiepsko. - uśmiechnął się krzywo. 

Moja ręka drgnęła nerwowo, chciałam mu przyłożyć za tą bezpośredniość.  

–Czegoś nam nie mówisz nowa.  - chłopak spojrzał na mnie spod zmrużonych powiek przekrzywiając głowę. 

Przemilczałam połowę historii, bo nie znałam tych ludzi, musiałam być mimo wszystko ostrożna, a po drugie nigdy nie byłam zbyt wylewna, więc czy musiało się to nagle zmieniać? NIE. 

– Nathaniel... - odparłam spokojnie.

– No, więc? - odparł bawiąc się kawałkiem pieczywa.

– Udław się. - syknęłam i dokończyłam szybko swoją porcję.

Chłopak zmarszczył brwi i obrzucił mnie nie przychylnym spojrzeniem. Świetnie, jeszcze tego brakowało, kolejnych wrogów już na dzień dobry. 

– Rany co jest z wami? - zaskoczona Pen odłożyła kromkę pieczywa na talerz. 

Rose i Skye wbiły spojrzenia w talerze i jadły dalej w ciszy jakby dopiero co nie wierciły mi dziury w brzuchu, a Nathaniel miał obraze wypisaną na twarzy. 

– Nie muszę nikomu z niczego się spowiadać? Ta cała sytuacja jest wystarczająco dla mnie trudna i mam tu na myśli edukację tutaj i nagłą zmianę życia... nie macie pojęcia przez co przeszłam. Nie jestem wam winna żadnych wyjaśnień i obnażania się z życia osobistego. - westchnęłam poirytowana.

– Wybacz Lalin, po prostu... - zaczęła Pen spokojnie.

– To wszystko jest mega ciekawe i też chcielibyśmy wiedzieć kim jesteś i czy coś cię łączy z kimkolwiek z tego budynku. Nie wiemy czy jesteś nawet po naszej stronie. - bąknął urażony Nathaniel.

Przejechałam ręką po twarzy mając dość wysłuchiwania jego paplaniny. 

– Jakiej waszej stronie? - jęknęłam. 

– Nath,  odpuść już. - syknęła Penelopa. 

Przetarłam twarz chusteczką i rzuciłam nią w talerz. 

– Wiecie co? dziękuje wam za bardzo miłą kolację, udało mi się zrelaksować i zaklimatyzować w nowym otoczeniu. A teraz wybaczcie spadam do siebie. - sarknęłam i wstałam gwałtownie od stołu. 

Nikt się nie odezwał, pewnie uznali mnie za jakąś obłąkaną wariatkę. Pen jedynie drgnęła nerwowo widząc moją złość. Wychodząc z jadalni czułam jak zaczynają piec mnie oczy. Przyspieszyłam kroku w kierunku pokoju. Czy ja właśnie chciałam się rozpłakać? Czułam się kompletnie bezsilna. Mój entuzjazm związany z tym miejscem całkowicie uleciał. Nie chciałam tu być, pragnęłam mojego dawnego, nudnego i przede wszystkim zwykłego życia... 

– Lalin! 

Głos Penelopy poniósł się korytarzem. Zatrzymałam się, a blondynka dopadła mnie ciężko dysząc. 

– Rany, naprawdę szybko chodzisz. - wydyszała uśmiechając się lekko. 

– Jak się zdenerwuję... - odparłam nieśmiało przecierając oczy. 

Pen widząc to objęła mnie nieśmiało. 

– Wybacz im, nie potrafią się kompletnie zachować, ale przysięgam na codzień przy bliższym poznaniu są fantastyczni. 

– Wierzę Ci, ale przytłoczyła mnie... 

– Rozumiem, nie musisz się przede mną tłumaczyć. 

Z wdzięcznością uśmiechnęłam się do dziewczyny. 

– Chodź, pójdziemy do pokoju i może zdążę co nieco poopowiadać Ci o szkole i całej tej szopce, która tutaj się dzieje. Mam schowane w pokoju ciastka także możemy zrobić sobie wieczór ploteczek. 

Pen pociągnęła mnie za rękę w kierunku pokoju. Nie dałam się dłużej prosić, a wszelkie negatywne emocje kompletnie ze mnie uleciały. 

– Dzięki Pen, przyda mi się trochę normalności i ciastek. - westchnęłam i ruszyłyśmy dalej schodami na piętro. 






Lalin Evans Akademia Absolutu - DziedzictwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz