93. Zmiana planów

2 2 0
                                    


Anna obudziła się z wrażeniem, że znów ma pięć lat. Wokół panowało nerwowe poruszenie, dokładnie tak, jak w ostatnim dniu Przedtem albo może pierwszym Potem, zależy, jak na to spojrzeć. Wszędzie były kufry i walizki, każdy się pakował, co było ekscytujące, chociaż nie do końca rozumiała powód, dla którego to wszystko się dzieje, zwłaszcza, że rzeczy Elsy również zniknęły.

Potarła powieki i spróbowała przełknąć ślinę, ale gardło miała suche jak sandkaker*, których okruchy dostały się też do oczu, bo jednocześnie wszędzie był dym, gęsty i drapiący. Chyba śnił jej się Queequeg palący fajkę.

Potrząsnęła głową.

Przez okno dostrzegła fragment stalowoszarego nieba, które wyglądało jak zaplamione sadzą. W przedziale – szron czepiający się ramy, który w półmroku odrobinę przypominał pleśń. Brak Elsy. Dymiący nadpalony knot lampy naftowej, wciąż jeszcze ciepłej, kiedy przysunęła do niej dłoń, ale niewystarczająco, żeby oparzyć. Równe bryły poskładanej pościeli na łóżku naprzeciwko, zmięty koc zwisający z krawędzi jej własnego.

Nie – zaraz, co?

Gdzie była Elsa?

Nie mogła przecież tak po prostu wysiąść, pociąg jeszcze nawet nie zahamował. Koła wciąż skrzypiały na torach, dopiero zaczynał mozolnie wtaczać się na stację.

Potknęła się o coś w drodze do okna, prawie zirytowała, zanim zobaczyła, że to jej własny but („Popraw te buty, bo rano wybijesz sobie o nie zęby", prorokowała ta zołza wieczorem, kiedy Anna na nic więcej poza ściągnięciem ich naprawdę nie miała już siły) – i położyła dłonie na parapecie. Otwierało się? Chyba nie? A może to ona nie potrafiła... nieważne.

Powietrze przeszył gwizd akurat w chwili, w której planowała oprzeć o szybę czoło, przez co pewnie nabiła sobie guza, ale cóż, szkło przynajmniej było chłodne. Wspięła się na palce i wychyliła najdalej, jak mogła. Niebo, które widziała z łóżka, stało się teraz niewielką plamą gdzieś daleko, na końcu stacji, gdzie pociągi wyjeżdżały na zewnątrz.

Gdzie w ogóle byli? Poza tym, że, oczywiście, na peronie.

G d z i e b y ł a E l s a ?

Odwróciła się w stronę jej łóżka, próbując ocenić, czy jakiekolwiek rzeczy siostry zniknęły – ale nie, przecież jej własnych też nie było w przedziale, jechały innym wagonem, ktoś powinien się nimi zająć...

Czuła nieprzyjemny ucisk w gardle, który tylko się nasilił, kiedy pochyliła się, żeby ściągnąć spódnicę z haczyka przy drzwiach. Mogłaby przysiąc, że to nie ona ją tam zostawiła. Bluzkę znalazła bardziej niż nieelegancko wygniecioną w kłębowisku pościeli, kiedy ucisk sięgnął już najniższych partii żeber. Obejmował ją tak mocno, że żaden gorset nie był już potrzebny – a zresztą, sama i tak nie dałaby rady odpowiednio go zasznurować. Z trudem udało jej się go w ogóle włożyć.

Zrobiło jej się przykro, że Øydis nie podróżuje z nimi. W pociągu była, co prawda, jakaś służba, bo zawsze jakaś musiała być, ale Elsa upierała się, że nikomu nie ufa „na tyle" – cokolwiek to miało znaczyć – i Anna przypuszczała, że swoją nową pokojówkę będzie dane jej poznać dopiero w Baden. Będą miały wtedy osobne pokoje? Zawsze miały, odkąd obudziła się w środku nocy, nad łóżkiem pochylali się rodzice, a kiedy zapytała, gdzie jest Elsa, pappa odparł: „W swoim pokoju", a ona nic nie rozumiała, bo przecież miały tylko jeden, od zawsze dzieliły dawną sypialnię cioci Arianny, ale on dodał: „Śpi. I ty też powinnaś", a kiedy obudziła się następnym razem, siedział przy niej wuj Birger.

Heimr ÁrnadalrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz