Dzień, w którym miał się odbyć teatr na świeżym powietrzu, ustalili zaraz po Hanabi. Zgodnie wybrali termin, który pasował wszystkim i wypadał za dwa tygodnie.
Decyzja znów tchnęła w grupę Ayo siłę i motywację. Każdy z czymś się uwijał, starając się dopiąć wszystko na ostatni guzik. Zinan dokonywał ostatnich szlifów scenariusza, Umako i Yayoi kończyły dopasowywanie ustawienia przenośnych dekoracji, Yuuna i Ayomi kompletowały kostiumy, Yukio poprawiał wszystkim humor swoją obecnością, a Saburo i Masaharu rysowali dodatkowe ulotki, bo plakaty były już gotowe.
Realizacja całego przedsięwzięcia robiła się coraz bardziej realna i namacalna. Czuć było, że to nie przelewki i nie ma mowy, żeby coś miało sprawić, że wycofają się ze swoich zamiarów.
~Może niedługo będę miała nową rodzinę~ rozmyślała coraz częściej Wera, pomagając wszystkim wokół i obserwując wyniki pracy.
Wspomnieniami wracała do dnia, w którym dowiedziała się prawdy o swoim pochodzeniu i wiedziała już, że ma jakiś cel – Konohę. Wszystko to nierozerwalnie wiązało się z jej duchową siostrą.
„— Wiesz co? Moi rodzice na pewno się ucieszą z drugiej córki. Tym bardziej że zawsze trzymamy się razem, więc w sumie to już jesteśmy jak siostry.
— Naprawdę myślisz, że to się uda?
— Pewnie! Przecież Cię nie zostawię! Obiecuję."
Przypominając sobie tamtą rozmowę z Tamashi, kiedy mrok głębokiej nocy przeganiał tylko blask ogniska, Werę coś ściskało za serce. Ich plany wydawały się teraz niczym wielkie marzenia, które spotkały się z kontrą rzeczywistości.
Tak bardzo brakowało jej najbliższej przyjaciółki. Mimo upływu czasu nadal nie mogła uporać się z bólem, jaki niosła wiadomość o jej śmierci.
Raz przemknęło jej przez myśl, aby odnaleźć rodziców Tamashi, ale od razu odrzuciła ten pomysł. Po co miałaby to robić? Aby przekazać im bolesną wiadomość o śmierci córki? Wyobrażała sobie, że nie zniosłaby bólu wypisanego w ich oczach oraz nasilającego się poczucia odpowiedzialności za tragiczne wydarzenia.
Miała poczucie, że nie zasługuje na miano duchowej siostry Tamashi, skoro nie zdołała jej ochronić.
„— Jestem pewien, że będąc na jej miejscu, zrobiłabyś tak samo. Na tym polega miłość." przekornie rozbrzmiewały w jej głowie słowa mistrza Kirito, które, mimo że nie uśmierzały bólu po stracie, sprawiały, że patrzyła na swoje decyzje tamtego tragicznego dnia nieco łaskawszym okiem.
Za nim również mocno, ale to mocno tęskniła.
Dzieci dostrzegały, że Werę coś trapi, bo coraz częściej zdarzało jej się tracić uwagę. Było to tym mocniej dostrzegalne, że od początku dała się poznać, jako bardzo czujna i uważna osoba, której nie da się zaskoczyć. Teraz wydawała się rozkojarzona, kiedy jej myśli odlatywały bardzo daleko stąd.
-------
— Możecie mi wyjaśnić, co planujecie? — usłyszeli poirytowany głos Kakashiego. Grupa bawiła się właśnie na tyłach podwórka, w osłoniętym, bezpiecznym dla Wery miejscu, poza oczami przechodniów i domowników. Zinan zarządził przerwę w grze ruchem ręki. Wkurzona mina zamaskowanego chłopca nie zwiastowała niczego dobrego, więc z wielką niechęcią szykował się na nieprzyjemną dyskusję.
— Skąd to masz?! Dopiero co je rozwieszaliśmy! — podbiegł z krzykiem Saburo, dostrzegając trzymany w rękach małego shinobi plakat, który mozolnie tworzyli razem z Masaharu. Ten konkretny w lwiej części rysował właśnie przyjaciel, który też zaraz zbliżył się, wtórując:
CZYTASZ
Naruto - the wenin saga
Fanfiction"- Wera - rzekł, dostrzegając wyszyte imię dziecka na dolnej części materiału. Uśmiechnął się złowieszczo pod nosem - Dziwne imię dla dziwnego człowieka-mieszańca. Pasuje jak ulał. Nie martw się dziecino. Nie będziesz musiała się męczyć życiem z nim...