Część 20 ~ Co prawdą, a co kłamstwem?

61 15 6
                                    

ASHER

Te trzy dni upłynęły niezwykle szybko. Nim się zorientowałem, był już piątek. Z jednej strony - ekscytowałem się spotkaniem. Przeciwko kolejnemu zastrzykowi adrenaliny, nie miałem nic przeciwko, a poza tym, mała zbuntowana grupka, mogłaby załatwić zmianę pewnych niedogodności. Kto wie? Może mógłbym widywać się co jakiś czas z rodziną. Z drugiej jednak - cichy głosik w mojej głowie szeptał mi, że stanie się coś złego. Że trzeba było posłuchać Aureli, i ewentualnie wyłapać jakieś informacje od innych. Czy udanie się na takie spotkanie wykraczało poza księżycowe prawo?

Ale, w zasadzie, to co mogliby mi zrobić? I jakim w ogóle cudem, dopuścili do tego, że się odbędzie?

Przebrałem się w pomarańczowo - granatową koszulkę na ramiączkach z numerkiem 15, oraz spodenki do kolan. Z dna szafki wyciągnąłem swoją piłkę, podpisaną przez całą drużynę. Może i była już odrobinę podniszczona, ale nie wyobrażałem sobie zastąpić jej jakąś inną. Grałem nią jeszcze na Ziemi.

Udałem się na najmniejszą z trzech hali, gdzie, całe szczęście, nikogo nie zastałem. Trener Khalid, napisał wszystkim, że jest niedysponowany i nie da rady przeprowadzić dzisiaj treningu. Z boku odłożyłem ręcznik i bidon, który dostałem od Aurelii w ostatnie święta. Jak dobrze, że nie był w jakiś dziwny głupkowaty wzór...

Kozłując, podbiegłem do kosza i zatrzymałem się na linii za trzy punkty. Niestety chybiłem. Wziąłem piłkę z powrotem, tym razem próbując strzelić z pod kosza.

Trafione.

Tak upłynęło mi kolejne pół godziny, które, myślę, że pozytywnie wpłynęło na moją psychikę. Próbowanie nowych trików i rzutów z coraz większej odległości sprawiało mi frajdę i pomagało na chwilę zapomnieć o codziennych problemach. Nagle, drzwi rozsunęły się, a na halę wszedł William. Jak zawsze, emanowała od niego dobra energia i pewność siebie. Był najbardziej normalny z całego towarzystwa, co było raczej dobrą cechą.

- Siema. - rzucił z uśmiechem - Co tam słychać? Mam wrażenie, że ostatnio rzadziej się widujemy.

Hmm, co by tu powiedzieć...

- Jest nawet git. Może odrobinę intensywnie, ale tak to wszystko w porządku - odparłem zwięźle.

- Słyszałeś o tym spotkaniu dzisiaj o trzeciej w nocy? Moim zdaniem to jakieś szaleństwo i jedna wielka głupota - powiedział i trafił do kosza.

Przełknąłem głośno ślinę.

- No...wiesz, może skombinują nam jakieś ulgi w prawie, co było by mega spoko. Wiem, że sam wybuch głośników i godzina są trochę przesadzone, ale może nie będzie to takie złe.

William spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem i podrapał się po głowie.

- Szczerze? Wątpię, żeby było z tego coś poza problemami.

Może ma rację? Rzeczywiście szanse, że coś to da nie były zbyt wielkie. Ale, w zasadzie, dlaczego nie spróbować dowiedzieć się, czy się spełnią?

- A ty na nie idziesz? - spytał po chwili.

Ja ufałem jemu, a on mnie, dlatego nie widziałem powodu, aby tego psuć. Przecież nie wyśmiałby mnie z podjętej decyzji, a raczej ratowałby mi tyłek, gdyby nie okazała się trafna. Po chwili zastanowienia odparłem:

- Tak się składa, że idę. Razem z dziewczynami chcemy dowiedzieć się czy stanąć po stronie tego buntownika, czy nie. Wiesz, muszę dowiedzieć się co nieco o jego zamiarach i ich realizacji. W końcu nie poprzemy jakiś bezmyślnych morderców, co nie?

Rozkwitłam w świetle KsiężycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz