Rozdział 3

294 12 1
                                    

William wziął mnie na ręce i zaniósł do mojego pokoju. On jedyny już wiedział jak ze mną postępować w takich przypadkach, ja sama nie byłam w stanie. Brzydziłam się sobą, ale jednocześnie nie mogłam się ruszyć. Ułożył mnie na łóżku a sam poszedł do mojej łazienki. Słyszałam, jak leci woda, napełnia wannę – jedna z dobrych rzeczy ojca jest to, że kupił mi porządną dużą wannę.

-Dasz radę sama się rozebrać? – zapytał Will wchodząc do pokoju.

-Tak, tylko mam prośbę...- powiedziałam to z zawahaniem w głosie, nie wiem czy Will mi na to pozwoli.

-Tak kruszynko? – zapytał przysiadając koło mnie.

Nie wiedziałam, jak mam mu to powiedzieć. Nie chce mu opowiadać o tym co mi robią i tak dużo wie, czasami nietrudno było się domyślić... To jak wyglądałam po niektórych akcjach, a on sam musiał mnie doprowadzać do porządku. Jest bardzo kochany mógł dawno stąd odejść po pierwszym moim załamaniu, a on po prostu został i składa mnie do kupy za każdym razem.

-Potrzebuje wódki. – odpowiedziałam szybko i zwiesiłam głowę.

-Sophie... wiesz, że nie powinienem, ty sama nie powinnaś...

-Proszę... – łkałam, dalej nie patrząc mu w oczy nie potrafię, nie mogę zobaczyć odrazy w jego oczach. – muszę przestać czuć jego w ustach, gardle..., błagam cię Will...

-Rozbierz się i idź do kąpieli, a ja zobaczę co da się załatwić. – odpowiedział i wyszedł.

Wiem, że jest zły, ale wiem, że też nie na mnie. Jest zły na to co mi się dzieje, ale to nie ja taką drogę wybrałam, to wszystko wina ojca. Zaczęło się, gdy skończyłam 12 lat. Wyprawił mi urodziny, tatuś zafundował mi nauczanie indywidualne, więc nie było na moich urodzinach nikogo oprócz mojej nauczycielki, która swoją drogą była miła, tatusia i Williama. Tylko te urodziny były inne, zaśpiewali mi sto lat, zjedliśmy pyszny czekoladowo-miętowy tort i rozpakowaliśmy prezenty. Następnie ktoś zadzwonił do drzwi, tato poszedł otworzyć informując, że to kolejna niespodzianka.

To nie była niespodzianka, teraz to już wiem, wcześniej myślałam, że to nic złego... Nauczycielka poszła do domu, Will ze mną był, dopóki ojciec go nie wyrzucił z pokoju i kazał siedzieć w drugim i pod żadnym pozorem tu nie przychodzić, bo jego córka jest z nim bezpieczna. Will niechętnie wykonał polecenie i wyszedł, a ja zostałam z tatą i jakimś mężczyzną, który trzymał dużą kamerę, a na szyi wisiał duża lustrzanka. Kazali mi się rozebrać, tato zapewniał, że to nic złego, że każdy tak robi w swoje 12 urodziny. Spełniłam prośbę ojca, widziałam, że był dumny jak wysoko zadzierałam brodę stojąc naga przed obcym mężczyzną. Wtedy myślałam, że jestem super dzieckiem i tatuś jest dumny teraz rozumiem jak bardzo to było chore i jak bardzo mnie to zniszczyło...

-Jeszcze się nie rozebrałaś? – William zapytał, a ja obudziłam się jak z transu...

-Przepraszam ja...

-Sophie, nie musisz mnie za takie rzeczy przepraszać. W ogóle nie musisz mnie przepraszać, ty nic złego nie zrobiłaś ani nie robisz... to to wina twojego ojca. Przeprosić to mogę ja Ciebie, że w czasie cię z tego nie wyciągnąłem... - powiedział, po czym usiadł przy mnie.

Miałam łzy w oczach... nie chciałam, żeby był smutny, on i tak dużo dla mnie robi a się obwinia...

-Dlaczego wtedy nie odszedłeś? – Will spojrzał prosto w moje oczy... – Gdy miałam pierwszą próbę samobójczą...

-Nie mogłem... nie mogłem Cię zostawić, to właśnie wtedy przysiągłem Bogu, że będę cię chronił jak tylko będę mógł.

-Ale jestem zwykłą dziewczyną z mroczną przeszłością, nie musiałeś się mną przejmować... - tym razem to ja opuściłam wzrok ku podłodze.

Will sięgnął do mojej brody i uniósł moją twarz ku niemu.

-Spójrz na mnie kruszynko. -powiedział

Spojrzałam, a łza wyciekła z mojego prawego oka... Will starł kciukiem łzę westchnął i powiedział

-Gdy przyjdzie taki moment, to oddam za Ciebie życie.

Otworzyłam szeroko oczy. Po raz pierwszy usłyszałam takie słowa. Nie wiedziałam co mam zrobić, jak mam mu się odwdzięczyć i jedynie na co mogę się zdobyć to wskoczyć mu na kolana i mocno przytulić. Will mnie nie odepchnął, wręcz przeciwnie mocniej mnie przytulił, jakby czuł, że tego potrzebuję, potrzebuję zwykłej prostej miłości, a on mi ją daje.

Nie wiem, ile tak tkwiliśmy, ale Will mnie nie puszczał. Od dziś już wiedziałam, że gdy on jest skłonny do tego, żeby zrobić dla mnie wszystko, ja również zrobię wszystko dla niego.

-No kruszynko, chyba trzeba dolać wody ciepłej do wanny, bo chyba ostygła. – powiedział z uśmiechem po czym dodał – a to kochanie na poprawę humoru.

Zza pleców wyciągnął pół litra czystej wódki, może nie powinnam się cieszyć na widok wódki, ale byłam bardzo zadowolona. Uśmiechnięta, śmiałam się do Williama, aż zobaczę jego uśmiech, a gdy go dojrzałam to poczułam się szczęśliwa. Wzięłam wódkę do ręki i pobiegłam do łazienki. Odkręciłam butelkę i wzięłam kilka łyków tego paskudztwa. Gdy poczułam pieczenie, aż w przełyku byłam zadowolona, bo przestanę czuć okropieństwo ojca i jego znajomego. Rozebrałam się i już chciałam wskoczyć do wody, lecz wzięłam ręcznik i ruszyłam ku otwartym drzwiom. William siedział na łóżku wpatrując się w drzwi od łazienki.

-Zostaniesz? – zapytałam.

-Zawsze kruszynko. – odpowiedział z uśmiechem i puścił mi oczko.

Uśmiechnęłam się i poszłam w końcu się zrelaksować i umyć, by zmyć grzechy mojego ojca, a wódka była przy mnie, musiałam również umyć się od środka.  

Urodzona, by umrzeć (I TOM BORN TO DIE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz