Rozdział 31.

94 3 0
                                    

WINTER

Resztę nocy przesypia zwinięta w kłębek pod piecem. Jest jej trochę za ciepło, ale miejsce to znajduje się blisko Willa i pozwala jej objąć wzrokiem drzwi i okno. Co na niewiele się zdaje, bo Winter i tak budzi się dopiero na dźwięk przyciszonych głosów.

To Will i Cece rozmawiają. Coś o glicerynie, biolitach i okrzemkach, książę właśnie daje jej rady. Winter zastanawia się, czy przyszło mu do głowy, że ta dziewczyna uzbraja ich wrogów. Najwidoczniej nie.

Na początku Winter jej nie ufała. W tej chwili też nie spuszcza z niej oka, jednak po wysłuchaniu jej historii, może uznać ją za sojuszniczkę. Matka Cece również zginęła z rąk Ragnval. O Lasair jeszcze nie miały czasu porozmawiać. Wszyscy byli zbyt zmęczeni.

– Przyniosłam śniadanie – oznajmia jej wesoło Cece, gdy Winter podnosi się i sygnalizuje swoją pobudkę. – Prawdziwe rarytasy.

Na blacie leżą kanapki z szynką i rzodkiewką. Winter zastanawia się, co w takim razie jada ona na co dzień, jeśli to jest taki „rarytas". Nie ma złośliwości w tej uwadze. Prędzej litość, szczególnie kiedy posiłek smakuje bardzo jałowo i gdyby nie głód, Winter jadłaby jedynie z grzeczności.

– Dziękuję ci – mówi trochę sucho.

Cece rozlewa im po filiżance kawy, mocnej, ale dużo lepszej niż kanapki, i powraca do smarowania rany Willa maścią. Wygląda to dobrze – ugryzienie zbladło i zasklepiło się. Właściwie trudno uwierzyć, że jeszcze parę godzin temu wyglądało to tak źle.

– Goi się na nim jak na psie – komentuje Cece, co Winter odbiera jako sprytnie przemyconą obelgę, a Will najwyraźniej jako pochwałę.

– Mam wspaniałą uzdrowicielkę – stwierdza.

Cece przewraca oczami.

– Opowiedz nam o Lasair – wtrąca się Winter.

– Nie znam Lasair – odpowiada cierpko dziewczyna. – Znam Scarlett i tak ją wszyscy nazywamy. Nie wiem, jak długo jest w Podziemiu. Poznałam ją dwa lata temu. Ona i Lateerin odbierały coś tam od dostawcy, a ja kłóciłam się o swoje wynagrodzenie u sprzedawcy octu. Lateerin wstawiła się za mną, dzięki Bogu, bo byśmy chyba z głodu zdechli. Scarlett zaprosiła mnie po tym wszystkim na obiad i...

– Lateerin – powtarza zaskoczona Winter. – Córka Ragnval?

Nic dziwnego, że w drużynie była alkonosta, myśli.

Cece odpowiada ze skinięciem:

– Tak. Są bardzo blisko, jak...no cóż, siostry. Nie zawsze się zgadzają, ale życie by za siebie oddały.

Winter czuje na sobie zatroskane spojrzenie Willa. Zapewne musi wyglądać, jakby oberwała młotem po żebrach. Nie wierzy w to.

– Ragnval zabiła naszych rodziców – z jej ust wychodzi szept.

– Nigdy z nią o tym nie rozmawiałam – Cece unosi ręce w obronnym geście.

Kończy opatrywanie i bierze sobie kanapkę.

– Nawet nie wiedziałam, kim dokładnie jest. Tylko tyle, że pochodzi z góry. Albo jej wybaczyła, albo...

– Albo nie pozostawiono jej innego wyboru, jak się dostosować – dokańcza ostrożnie Will.

Albo trauma zrobiła swoje i nie pamięta wszystkiego, a wszelkie luki zapełniane są kłamstwami. Cokolwiek jej mówią, Lasair na pewno ulega manipulacji.

– Sądziliśmy, że może jest kontrolowana przez moce Sidhe – rzuca pytająco Winter.

– Nie sądzę – Cece żuje swoją kanapkę. –  Nie, raczej nie. To od razu widać, ludzie zachowują się jak naćpani – zamyśla się i przełyka. – Posłuchajcie. Musicie wziąć pod uwagę, że ona nie będzie chciała z wami iść. Bez urazy, ale ty jesteś obcy, a ty...ty nie budzisz zaufania. Obecnie wszyscy cię tu nienawidzą.

Maskarada żywiołów: Carole przesileniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz