21. Kochana rodzinka

2K 53 5
                                    

Z głośnym westchnieniem opadłam na miejsce pasażera w Mercedesie Masona i przymknęłam powieki, czując się całkowicie wypompowana z życia.

Słońce zaczęło wschodzić już jakieś dwie godziny wcześniej. Impreza skończyła się o trzeciej nad ranem, ale zbieranie kieliszków, wycieranie klejącej się od alkoholu podłogi i czyszczenie baru zajęło kolejne dłużące się godziny.

Gdyby chociaż był tam Oliver...

Ale nie.

Bo pojechał sobie do domu.

Spać.

"Poradzicie sobie beze mnie".

Dokładnie zapamiętałam jego ciche ziewnięcie i przetarcie oczu, gdy po skończeniu imprezy zabraliśmy się do sprzątania.

"Nie miejcie mi tego za złe, od szóstej rano jestem na nogach...".

Byłam w stanie mu to wybaczyć, skoro podczas apogeum imprezy pomagał nam za barem.

Uznałam też, że jest wyjątkowo uroczy, kiedy chce mu się spać.

Mógł chociaż zabrać mnie do siebie i po przebudzeniu pokazać te winyle z muzyką Queen... Wspólne zjedzenie śniadania przy głosie Freddiego Mercurego brzmiało dla mnie jak spełnienie marzenia, o którym nawet nie miałam pojęcia.

Zaparzył by sobie Espresso, a dla mnie zrobił kawę mrożoną. Wątpiłam, że jest osobą trzymającą w lodówce bitą śmietanę i lody ale czułam, że byłby w stanie wstać wcześniej, przejść się do sklepu i kupić to wszystko dla mnie.

Stop, Stella, odklejasz się.

– Co, zapierdol? – usłyszałam ciche sarknięcie Masona. Niechętnie uchyliłam powiekę, by zerknąć na brata.

Prawie westchnęłam bezsilnie. Jego wredny wzrok i standardowo zaciśnięta szczęka były ostatnimi rzeczami, jakie chciałam oglądać po tak ciężkiej nocy.

– No... trochę – mruknęłam i przyłożyłam nadgarstek do ust, by stłumić ziewnięcie. – Najgorsze było sprzątanie...

– Oliver do mnie pisał w nocy. Pochwalił cię. – parsknął Mason, wyjeżdżając tym swoim starym wozem na ulice miasta.

Byłam pewna, że Santa Barbara będzie opustoszała, ale tak naprawdę ludzie dopiero budzili się do życia. Na drodze panował tłok, a co jakiś czas migali mi przed oczami przechodnie zmierzający do pracy.

Stwierdziłam, że na razie największym problemem barmaństwa jest potencjalne rozregulowanie zegaru biologicznego.

– Cieszę się... – mruknęłam sennie, a na mojej twarzy pojawił się mimowolny, rozanielony uśmiech.

"Pochwalił cię".

Niespodziewanie przypomniałam sobie o bardzo ważnej rzeczy.

Niemal zerwałam się gwałtownie, a Mason zerknął na mnie kątem oka.

– A tobie co? – parsknął, gdy ujrzał moje nagłe poruszenie.

– Mam... Do ciebie sprawę. Ważną. Bardzo ważną... – zaczęłam niepewnie, starając się przyjąć na tyle błagalne spojrzenie, by tknęło nawet mojego brata.

Nie miało to za wiele sensu, bo znów skupił wzrok na drodze przed sobą. Wiedziałam od Vanessy, że nie był specjalnie przepisowym kierowcą, ale gdy mnie woził, zawsze jechał ostrożnie. Szczególnie kierując swoim ponad czterdziestoletnim wozem.

– No to gadaj, a nie kręcisz. – westchnął niecierpliwie, a ja zmarszczyłam brwi, nabierając pewności, że Mason chyba nie zgodzi się na maraton. A jeśli już jakimś cudem pójdzie, to będzie marudził całą noc.

You're killing me, Daddy [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz