Przez długi czas nie mogę zasnąć. Gapię się w dach samochodu i w głowie jeszcze raz przetwarzam historię Willa. To jedyne co skutecznie odciąga moje myśli od sytuacji w Meksyku. Zasypiam z myślą o Eirze. W moim śnie pojawia się czarnowłosa dziewczyna, która prowadzi mnie przez las. Nad nami wisi niebo o czerwonej barwie oraz rdzawe chmury. Gdzieś daleko majaczy piramida. Słyszę też złowieszczy dźwięk bębnów, który gwałtownie przywraca mi świadomość.
Otwieram oczy, a mój wzrok pada na przebijające się między drzewami wschodzące słońce. Potrzebuję dłuższej chwili, żeby się dobudzić. Przewracam się na bok, poprawiając koc z żółwiami. Wiedziałam, że to genialny zakup. Will jeszcze śpi. Wiem, że on też miał problem z zaśnięciem, ale teraz oddycha spokojnie. Włosy opadają mu na oczy i wygląda tak niewinnie, że aż ciężko mi uwierzyć, że nie ma duszy. Ale w końcu nawet najpiękniejsze róże też mają kolce.
Porusza się niespokojnie, dlatego udaję nagłe zainteresowanie mapą.
— Nie ładnie przyglądać się innym podczas snu.
Ma zachrypnięty głos i to zwraca moją uwagę bardziej niż sens jego wypowiedzi. Zawsze miał taki przyjemny głos?
Po szybkim śniadaniu z podzielonego na pół batona proteinowego oraz garści orzeszków, a następnie szybkim umyciu zębów (które polegało na przepłukaniu ust wodą z pastą do zębów, bo gdzieś zgubiłam szczoteczkę do zębów), ruszamy dalej. Wciąż pozostając w temacie czystości, pytam Willa, jak to robi, że zawsze wygląda tak nienagannie, nawet gdy jesteśmy pośrodku lasu lub gdy jest zmęczony. Nawet nie muszę patrzeć w lusterko, by wiedzieć, że wyglądam jak siedem nieszczęść. Chcę poznać jego sekret. W odpowiedzi uśmiecha się szeroko, pokazując dwa rzędy lśniących, białych zębów, a ja dramatycznie przysłaniam oczy, by mnie nie oślepił.
— Cóż mogę powiedzieć, jestem w idealnym stanie od tysiąc trzysta pięćdziesiątego pierwszego.
— Zagadka rozwiązana, przekonał mnie twój wiek. Zawsze wiedziałam, że gustuję w starszych.
W głowie robię krótkie obliczenia i wychodzi mi sześćset sześćdziesiąt sześć lat. Ponad sześć i pół wieku samotnie na tym świecie. Częściowo tu, częściowo w Piekle. Przez te wszystkie lata, chwila zamordowania Eiry została przy nim na zawsze. Pewnie nie tylko to, ale śmierć całej rodziny musiała odbić na nim swoje piętno.
Samotność jest tym czego najbardziej się boję. Bardziej niż śmierci, bo śmierć ostatecznie czeka każdego. Nie chcę nawet myśleć o tym, że może nastać taki dzień, gdy zabraknie przy mnie moich najbliższych. A on nie dość, że stracił wszystkich, nie może nawet umrzeć. Doskonale go rozumiem, dlatego nie chcę odbierać mu tej szansy.
Oto kolejny powód dlaczego się zgodziłam.
Chociaż gdy dostrzegam ogromne cielsko węża na naszej drodze, zaczynam podważać własną decyzję. Moje przeczucie kieruje nas prosto na tą bestię. Gwałtownie się zatrzymuję i łapię Willa za przedramię, by też to zrobił.
— Nie pójdę tam — mówię, wskazując głową na wylegującego się węża.
— Nie musisz szeptać. Przecież nie ma uszu.
— Ale ma bębenki słuchowe i wyczuwa każdy nasz krok jako drżenie i...
Widzę jak mięśnie pod skórą gada się napinają, a po chwili rozluźniają się, gdy nieco się przesuwa. Zaciskam mocniej palce na przedramieniu Willa i kręcę głową.
— Nie-e. Porzucamy tę misję, William. Cholera, znowu się porusza.
Włoski jeżą mi się na karku. Kryję się za chłopakiem, obserwując węża jakby w każdej chwili mógł zrobić jakiś nieprzewidziany ruch. Mimo że jest kilka metrów od nas, czuję jak serce szybko mi bije.
CZYTASZ
Dziewięć Kluczy
FantasyKoniec kwietnia. Wyjątkowo słoneczny dzień. Poranek jak każdy inny, nie licząc snu, który prześladuje Kaitlyn od dziecka. Ale przecież każdy z nas czasami śni. Jednak kiedy postać ze snu pojawia się na korytarzu w szkole, Kaitlyn ma bardzo złe prze...