Tony Stark siedział w swoim warsztacie, zgarbiony nad holograficznymi schematami z niepokojem wpatrując się w ekran. Od kilku dni śledził wszelkie możliwe tropy, przeszukiwał sieci informacyjne, satelity, kamery przemysłowe – wszystko, co mogło mu pomóc odnaleźć Petera Parkera. Ale miasto, choć zwykle pełne życia, teraz wydawało się jednym wielkim czarnym punktem na jego radarze.
— Gdzie ty jesteś, Pete? — mruknął do siebie, przesuwając palcami po kolejnym zestawie danych, które okazały się ślepym zaułkiem. — Kurwa...
Tony czuł ciężar porażki, choć jeszcze nie stracił nadziei. Spider-Man był kimś więcej niż tylko kolejnym bohaterem na liście Avengers. Był młodym chłopakiem z niesamowitym potencjałem, którego Tony postrzegał niemal jak własnego syna. I choć nigdy nie wypowiedział tego głośno, wiedział, że jego odpowiedzialność za Petera wykraczała daleko poza zwykłą relację mentora z uczniem.
— Piąta godzina bez snu, sir, może czas na przerwę? — Jarvis, zawsze gotowy, przypomniał mu o czymś, czego Tony nie potrafił zaakceptować: odpoczynku.
— Nie teraz, Jarvis. Zbliżamy się. Coś musi się w końcu pojawić — Tony odpowiedział, wpatrując się w ekran. Wiedział, że nie może odpuścić. Nie tym razem.
W tym samym momencie na ekranie zamigotał jeden z sygnałów, wcześniej przeoczony, zagłuszony hałasem tysięcy danych z miasta. Tony zmrużył oczy. Coś nie pasowało. Był to krótkotrwały, zniekształcony obraz z kamery na obrzeżach miasta, gdzieś w strefie przemysłowej. Miejsce, gdzie Peter Parker nigdy nie pojawiłby się z własnej woli.
Tony przybliżył obraz, wyświetlając zniekształconą sylwetkę w czerwono-czarnym kostiumie. Od początku podejrzewał, że za tym wszystkim może stać właśnie on. Deadpool.
— Wade. Wiedziałem, że w tym siedzisz, ty psychopatyczny idioto — syknął Tony pod nosem, jego umysł, choć wyczerpany, już pracował nad planem.
Głęboko w sobie wiedział, że to nie była zwykła akcja Deadpoola. Wade Wilson lubił chaos i zamieszanie, ale to, co zrobił Peterowi, przekraczało granice ich wcześniejszych potyczek. To była osobista krucjata, coś więcej niż zwykła gra. Tony musiał dowiedzieć się dlaczego Deadpoolowi potrzebny był Peter i odbić go z jego rąk, zanim będzie za późno.
***
Kilka godzin później, w zapomnianej części miasta, Peter Parker leżał skulony na twardej podłodze zimnej, wilgotnej celi. Od dawna nie potrafił wyobrazić sobie wytchnienia ani normalnego życia. Mimo że regeneracyjne moce jego organizmu łagodziły część ran, to zmęczenie i nieustający ból odzywały się w każdym mięśniu. Jego kostium, niegdyś symbol nadziei i ochrony miasta, teraz był poszarpany, zniszczony, nasiąknięty potem i krwią.
Deadpool, jak zwykle, kręcił się po magazynie, nucąc pod nosem jakąś absurdalną melodię. Tym razem to było coś w stylu piosenki dziecięcej, co sprawiało, że cała sytuacja stawała się jeszcze bardziej surrealistyczna. Peter miał tego dość. Najpierw go śledził i obserwował, żeby później swobodnie móc go porwać na jednej z jego misji. Zapewne w sierocińcu i tak nikt nie zauważył jeszcze jego zniknięcia – życie sieroty ma swoje cienie.
— Nie wyglądasz najlepiej, pajęczaku. Może powinieneś zjeść coś więcej niż to burrito, które ci przyniosłem? — zapytał Wade, jakby naprawdę się troszczył, choć jego ton zdradzał, że była to kolejna z jego bezsensownych i sarkastycznych uwag. — Ach, zapomniałem! Przecież nie lubisz mojej kuchni! To pewnie dlatego ciągle próbujesz uciekać.
Peter uniósł wzrok, choć jego ciało odmawiało posłuszeństwa. Deadpool, w swoim pokręconym świecie, naprawdę wydawał się wierzyć, że to wszystko jest tylko jedną wielką symulacją. Jednak dla Petera to była walka o przetrwanie.
— Czego... ode mnie chcesz, Wade? — wycedził szatyn, ledwo słyszalnie, ponieważ jego głos przesiąknięty był zmęczeniem. Znajdował się w tym zapleśniałym miejscu może przez miesiąc lub dwa, ale na razie jego oprawca nie robił z nim nic więcej poza torturami.
— Ha! No wiesz, to skomplikowane! W zasadzie chciałem mieć towarzystwo, ale teraz, kiedy już jesteśmy przyjaciółmi na wieczność, myślałem, że może spróbujemy czegoś bardziej... poważnego. — Deadpool podrapał się po masce, jakby zastanawiał się nad głębszym sensem swojego planu. — No wiesz, coś w stylu: "Deadpool i Spider-Man ratują świat... albo go niszczą!" Ale najpierw musimy złamać twoją irytującą moralność, Spidey.
Peter nie miał siły, by odpowiedzieć. Wszystko w nim walczyło o to, by nie stracić resztek nadziei, ale nie wiedział, ile jeszcze wytrzyma. Chciał zostać uratowanym przez mentora. Liczył na to.
***
Tony Stark wylądował w pobliżu opuszczonej fabryki, której lokalizacja pasowała do miejsca, gdzie widziano Deadpoola. Przeskanował budynek, starając się pozostać niezauważonym. Po tylu tygodniach w końcu trafił na jakiś sensowny trop. Nie mógł tego zmarnować.
— Jarvis, wykrywasz jakieś sygnały życia? — zapytał, gdy jego pancerz cicho migał światłem ekranów.
— Dwa, sir. Jeden wydaje się być w stanie fizycznego osłabienia. Drugi... wyraźnie podekscytowany, choć niestabilny.
— Wade i Peter — potwierdził Tony, przewracając oczami. — Rozpoczynamy operację.
Zbliżył się do budynku, skanując każdą jego część. Wiedział, że Deadpool nie zrezygnuje tak łatwo, ale miał przewagę – Wilson mógł być mistrzem w sianiu chaosu, ale Tony był mistrzem w jego kontrolowaniu.
W końcu, po przedarciu się przez niezadbane korytarze, dotarł do głównej hali, gdzie przetrzymywano szatyna. Widok młodego bohatera, ledwo trzymającego się przy życiu, wstrząsnął nim. Peter był wychudzony, jego ciało nosiło ślady długotrwałego głodu i tortur. Jego skóra była blada, a kostium przesiąknięty krwią, brudem i potem. Każdy ruch chłopaka wydawał się wywoływać ból. Tony poczuł, jak serce zaciska mu się w piersi, kiedy zobaczył, jak dzieciak próbuje unieść głowę, tylko po to, by zaraz zrezygnować, nie mając sił.
Peter Parker, młody, pełen życia chłopak, który niegdyś mógłby stawić czoła każdemu przeciwnikowi, teraz wyglądał na złamanego. Jego czoło pokryte było zimnym potem, a oddech był płytki i urywany. Rany, choć powoli się goiły, były głębokie – nie tylko fizycznie, ale także psychicznie. Tony widział, że Peter cierpiał nie tylko z powodu ran, ale także z wycieńczenia i bezsilności. Znał tego idiotę na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że przez te wszystkie dni izolacji i tortur Wade grał z jego umysłem, stopniowo podważając wszystko, w co wierzył.
Mimo to w oczach chłopaka tliła się jeszcze nadzieja, jakby czekał na coś – na kogoś. Na ratunek. Miliarder nie mógł na to patrzeć. W tamtym momencie nie było miejsca na wątpliwości. Gniew zawrzał w nim, sprawiając, że stał się gotowy jak nigdy.
Iron Man wkroczył do środka z hukiem, przerywając monolog Deadpoola.
— Hej, Wade. Zabieram Petera. Mojego Petera — powiedział Tony, jego głos był chłodny, niemal lodowaty. — I nie zamierzam powtarzać się drugi raz.
Deadpool odwrócił się powoli, jego maska wyrażała zdziwienie, a potem radość.
— O! To jak rodzinny piknik! Iron Dad wpadł na małą pogawędkę! Ale wiesz co? Peter jest teraz moim kumplem. Moim... najlepszym kumplem! Nie możesz go tak po prostu zabrać!
Tony spojrzał na Wade'a z zimną determinacją. Wiedział, że nie będzie łatwo. Deadpool był nieprzewidywalny i niebezpieczny. Iron Man stoczył z nim wiele przegranych potyczek, ale Peter był wart każdej walki.
— Wiesz, Wade — zaczął Tony, rozkładając ręce pancerza do walki — nigdy nie byłem dobry w negocjacjach.
Zanim Deadpool zdążył odpowiedzieć, Stark uderzył go z pełną siłą, inicjując pojedynek, który miał zadecydować nie tylko o losie Petera, ale także o przyszłości, jaką Tony zamierzał mu zaoferować.
Przyszłością, w której nie byłby już tylko mentorem — ale ojcem.
________
1130 słów
CZYTASZ
PAJĘCZA SIEĆ CHAOSU
FanfictionPeter Parker, porwany przez Deadpoola, staje się jego marionetką, zmuszany do brutalnych czynów. Tony Stark rozpoczyna desperacką misję ratunkową, próbując ocalić chłopaka i przywrócić mu człowieczeństwo. W tej mrocznej walce Tony staje się dla Pete...