Od dobrych kilku minut siedziałam przy biurku i gapiłam się w kartkę przed sobą.
Skończyłam w końcu obrazek, który przedstawiał płaczącą królową Odettę obejmującą łabędzia. Gdy patrzyłam na swoją pracę, już nieco na siłę szukałam w niej wszelakich niedociągnięć.
W trakcie rysowania kilkukrotnie zmieniałam wizję, ale w końcu postanowiłam pokryć pracę kolorem. W mojej interpretacji Odetta była jasnowłosą dziewczyną w biało-różowej sukni. Może nie cechowałam się oryginalnością, ale takie przedstawienie wydawało się być dla mnie najlepsze i najbardziej spójne z tym, jak ją sobie wyobraziłam.
A naprawdę zapragnęłam włożyć serce i część siebie w ten rysunek.
Westchnęłam zrezygnowana i napisałam małymi literkami "Stella Lee" w dolnym rogu kartki. Następnie włożyłam obrazek do papierowej teczki, którą schowałam głęboko w szafce.
Obiecałam sobie, że przełamie psychiczny opór, wyślę Alissie zdjęcie rysunku i dam go Oliverowi. Ale... Jeszcze nie teraz. Nie dzisiaj.
Podniosłam się z krzesła i spojrzałam w lustro, by ostatni raz się przeglądnąć.
Zdecydowałam, że podczas nocnego maratonu postawię na nieco grunge'owy look. Podkreśliłam mocno oczy za pomocą bardzo ciemnej kredki i pomalowałam usta bordową pomadką, przez co wyglądałam na kilka lat starszą, niż w rzeczywistości. Cicho liczyłam na to, że może Oliver choć na chwilę zapomni, że jestem licealistką.
Może to po prostu dobra osoba, ale zły czas...?
Jezu, czemu nie mogłam urodzić się w latach osiemdziesiątych? Przeżywałabym wtedy młodość w tym samym czasie, co on - oglądalibyśmy razem "Mean Girls", a ja żartobliwie uderzałabym go w ramię za wzdychanie do Reginy George.
Stella.
Stop.
Spięłam włosy w umyślnie niechlujnego kucyka i założyłam czarną koszulkę z podobizną mojego ukochanego Leatherface'a - na tle teksańskiego zachodu słońca zdeformowany oblech wesoło unosił do góry piłę mechaniczną. Bluzka nie była wykonana z dobrego materiału, nieco starła się w praniu i sięgała mi nisko poniżej bioder, ale i tak ją kochałam.
Ubrałam także celowo dziurawe szorty, które dopełniłam czarnymi kabaretkami.
Szybko zapomniałam o rysunku w szafce i poczułam, jak ogarnia mnie lekka ekscytacja. Rozkład filmów przedstawiał się następująco - najpierw "Laleczka Chucky", potem czwarta część "Piątku, Trzynastego", następnie moja ulubiona "Teksańska masakra piłą mechaniczną" (zobaczyłam, że zagrają dwie części - te z roku 1974 i 1990) no i "Halloween" jako wisienka na torcie.
Moje usta rozciągnęły się w mimowolnym uśmiechu, a po chwili niemal w podskokach opuściłam pokój i zbiegłam na dół.
Wiedziałam, że rodzice są w domu, ale nawet oni nie byli w stanie popsuć mi nastroju.
Tak przynajmniej myślałam, dopóki nie zauważyłam ojca grzebiącego w lodówce.
Od razu wyparowały ze mnie wszelkie endorfiny.
– Cześć... – mruknęłam i poczułam, jak na widok mężczyzny moje mięśnie napinają się nerwowo.
Widziałam, że lekko się wzdrygnął. Powoli odsunął się od lodówki i zamknął ją z trzaskiem, przenosząc na mnie chłodne spojrzenie swoich jasnobrązowych oczu.
Spięłam się lekko, gdy zlustrował mnie wzrokiem i poprawił ciemne okulary zsuwające się z nosa. Zauważyłam, jak zaciska palce na...
Na puszce dietetycznej Coca-Coli. Prawie zmarszczyłam brwi zdziwiona, gdy zorientowałam się, że nie trzyma w dłoni swojego standardowego piwa.
CZYTASZ
You're killing me, Daddy [18+]
Romansa!!!SERIO, NIE CZYTAJ TEGO, JEŚLI JESTEŚ MŁODY. TREŚCI ZAWARTE KSIĄŻCE MOGĄ BYĆ DEMORALIZUJĄCE, DADDY ISSUES PEŁNĄ PARĄ!!! "Z wielkim niepokojem odkryłam, że Oliver Horn uparcie siedział w mojej głowie. Przełknęłam lękliwie ślinę, a oczami wyobraźni...