Rozdział 2

20 3 5
                                    

Kiedy chłopak wszedł za róg szkoły do swojego ulubionego miejsca, zobaczył że już tam ktoś jest. To była Karolina, stała oparta plecami o ścianę a w rękach miała papierosa. Spojrzała na chłopaka, a on nadal patrzył lekko zdziwiony na nią.
- Ja... Muszę iść...! - Naszedł go lekki stres. "Och... Liczyłem że moja miejscówa jest dobrze ukryta..."
- Zostań. - Powiedziała stanowczo dziewczyna i zaciągnęła się papierosem. Chłopak stanął w pół kroku, a na jego twarzy pojawiła się mieszanka zaskoczenia, stresu i ciekawości.
- Co tu robisz? - Zapytała zimnym tonem.
- J-ja? Ja tylko... - Dziewczyna spojrzała na niego podnosząc brew i znowu się zaciągnęła.
- Powiesz w końcu? - Zapytała lekko poirytowana. Johnny zawachal się w pół słowa, ale spuścił głowę i powiedział - Prawdę mówiąc to było jedyne miejsce gdzie nikt nigdy nie przychodził i mogłem sobie siedzieć w samotności... - Wyjaśnił. Dziewczyna pokiwała głową na znak że rozumie i znowu się zaciągnęła.
- Myślę że nie będę ci zbytnio przeszkadzać... Jak chcesz to możesz zostać, mi tam obojętnie... - Powiedziała, a Johnny lekko zaskoczony uśmiechnął się, podszedł obok niej i usiadł na ziemi, wyciągając z plecaka książkę.
- Dzięki... - Powiedział i zaczął czytać.
- Nie dziękuj... - Odpowiedziała dziewczyna, zaciągnęła się i wyciągnęła rękę z papierosem w jego stronę.
- Chcesz bucha? - Zapytała.
- N-Nie palę... - Odpowiedział.
- Zawsze może być ten pierwszy raz, co nie? - Zapytała, ale widząc nie zmieniony wyraz twarzy chłopaka odpuściła.
- Nie to nie, więcej dla mnie... - po tych słowach Karolina znowu się zaciągnęła. Siedzieli tak w milczeniu. On czytał książkę, ona paliła i była zatopiona w swoich myślach.
- ...Ile masz lat że palisz? - Zapytał po chwili chłopak.
- Czternaście... - Odpowiedziała Karolina tonem, jakby była tym obrzydzona. "Starsza ode mnie... Ale czego się spodziewać po tym jak poszedłem o rok szybciej do szkoły, wszyscy będą ode mnie starsi... Ale ona już zniszczy sobie płuca papierosami... Ale czemu ja się o nią martwię? Chcę to niech pali nie moja sprawa..." Pomyślał Johnny i wrócił do czytania książki. Po jakimś czasie wybrzmiał dzwonek, chłopak wstał schował książkę do plecaka który zarzucił na plecy i już miał iść kiedy dziewczyna zatrzymała go słowami - Zaczekaj... Wydajesz się nawet znośny... Mów mi Karo... - Powiedziała rzucając pęta na ziemię i przydeptując go butem.
- A ty? Jak się nazywasz dzieciaku? - Zapytała Karo.
- Znajomi mówili mi Johnny... - Odpowiedział chłopak i poszedł na lekcję, tym razem z uśmiechem na twarzy.

***

Reszta lekcji minęła jak z bicza strzelił, a Johnny wskoczył na rower w nawet dobrym nastroju i zaczął jechać do domu. "Ach, w końcu weekend, będzie można odpocząć" pomyślał, jadąc rowerem. W końcu dotarł do domu i po nakarmieniu swojego zwierzaka (żółwia) poszedł do kuchni żeby coś zjeść bo było już po 16. Kiedy udał się do kuchni, zobaczył garnek z rosołem i karteczką "odgrzej i zjedz młody" lekko się uśmiechnął a do głowy przyszła mu pewna psota.
- Dzięki za obiad siostra! - Krzyknął on w stronę pokoju "siostry".
- Ile razy mam ci powtarzać?! Nie mów tak do mnie! - Odkrzykczał męski głos.
- Sorka, siostra... - Johnny nie mógł się powstrzymać i zaczął się śmiać. Lecz nie pośmiał się zbyt długo... Nagle drzwi do pokoju "siostry" się otworzyły i w ich progu pojawił się Artur, brat Johnny'ego (nwm jak to odmienić). Artur był 17 letnim osobnikiem płci męskiej, ale ubrany był on w długie czarno-różowe rajstopy, czarno-białą spódniczkę, czarną zbyt dużą bluzę i kocie uszy na głowie, co czyni go femboy'em. Szybko podbiegł do Johnny'ego i złapał go za kołnierz, a chłopak szczerze zaczął się bać.
- A-Artur... Jak tam...? - Johnny próbował jakoś wydostać się z trudnej sytuacji, ale jak to mówią "marne szanse".
- Ile razy mam ci powtarzać? - Zapytał nawet spokojnie Artur, po czym przycisnął Johnny'ego do ściany. Po chwili jednak jego mina zmieniła się z poważnej do chytrego uśmiechu.
- Ach nie umiem się na ciebie gniewać braciszku... - powiedział i złapał jedną ręką Johnny'ego za podbródek.
- Kochany braciszku... Zjesz ze mną obiad...? - To bardziej brzmiało jak rozkaz niż propozycja.
- Ah, no wiesz... Nie jestem głodny... - Johnny próbował wyrwać się z jego mocnego uścisku.
- Nieważne, w twoim wieku musisz dużo jeść... - Artur trzymał go i nie puszczał a z każdą nie udaną próbą jego chytry uśmieszek rósł.
- D-Dobra, przepraszam! Puścisz mnie teraz? - Johnny w końcu się poddał.
- Tylko jak powiesz że kochasz swojego starszego braciszka... - Artur ciągle trzymał swojego brata, uśmiechając się coraz bardziej. Johnny to powiedział, ale że było to bardzo... Zawstydzające, a ja narrator jako iż jestem dobrym człowiekiem, pominę ten wątek ;)

***

Po bardzo żenującym przeżyciu Johnny udał się na dwór, przeszedł kawałek miejsca które było kompletnym zadupiem i poza domem Johnny'ego nic tu nie było, poszedł on nad rzekę w pobliskim lesie. Nad rzeką jedno z drzew przewróciło się i stworzyło naturalny most nad rzeką, więc Johnny jak zawsze usiadł na środku drzewa. "Nikt inny tu nie przychodzi, więc mogę tu usiąść" Myślał tak chłopak. Kiedy kilka godzin później wracał do domu zauważył że coś świeci się w trawie... Podszedł do tego i to podniósł "Hmm... Jakaś bransoleta, dziwne..." Pomyślał Johnny ale i tak ją wziął, po czym wrócił do domu.

_______________________________________

Nom, dzięki tym dwóm lub trzem osobą za przeczytanie do tego momentu, staram się wymyślić teraz coś mocnego... Ale nic wam nie zdradzę. O i prawie bym zapomniał wielkie dzięki dla Miku_Hatsume_666 która zmusiła mnie żebym wydał wstęp mojej książki kiedy nad nim pracowałem i tak oto zacząłem pisać tą książkę. No i w sumie mogę polecić też jej książkę "Waterland" czy jakoś tak, ale mi się nie chcę bo jeszcze zaczniecie czytać jej mega fajną książkę więc nie polecam (xD, tak na serio to polecam). Nom to tyle, dzięki za czytanie, i do następnego ;)

GrassTaleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz