Rozdział 18

12 0 0
                                    

Lilianna

Dziś był wielki dzień. Moje dzieci miały urodziny. Nie chcieliśmy organizować im wielkiego przyjęcia z przyjaciółmi. Tylko całą ekipą lecieliśmy na narty do Chicago.
Czekaliśmy aż wszyscy wstaną gdy pod ubraną już choinką czekały dla nich prezenty od wszystkich. Cała ekipą siedzieliśmy na kanapach oglądając w telewizji jakąś bajkę. Po chwili cała trójka rozglądając się weszła do salonu a my zaczęliśmy śpiewać im „sto lat".
-Zane!-krzyknęła podekscytowana Rosalie podbiegając do przyjaciela rzucając się w jego ramiona.
Z gigantycznym wzruszeniem wymalowanym na twarzy oglądałam jak dzieciaki przytulają się w grupowym uścisku. Widziałam tam małe wersje nas. Czyli najlepszych przyjaciół. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku a tylko gdy zobaczyła to Mia od razu podeszła do mnie aby mnie przytulić i powiedzieć na ucho.
-Stara, zawsze marzyłyśmy o takim obrazku-powiedziała.
Kiedyś obiecałyśmy sobie, że nawet gdyby ściany srały zrobimy wszystko aby któreś z naszych dzieci byli razem. Wielka nadzieja była w Elim i Jun, bo Rosa i Lia już były zakochane w bliźniakach tak jak na prawdziwe siostry przystało. No i oczywiście byli oni od nich starsi. To akurat miały po mamusi.
-Idźcie zobaczyć prezenty-powiedziałam do dzieci.
W jednym prezencie były narty i miałam nadzieję, że zorientują się co to oznacza. Kiedyś mieliśmy jechać na narty z Mią i Victorem. No cóż. Przełożyli ślub a plany się posypały. Później nie było już na to okazji a ostatecznie wyszło, że jedziemy, ale już nie jako wolni ludzie a jako rodzice nie dobrych bachorów.
-Narty?-zapytał Eli.
-Jedziemy do Chicago na narty-zapiszczała Rosalie.
Skąd wiedziała.
-Czekaj. Skąd ty to wiesz?-zapytał Zayn.
-Bo mama ciągle powtarzała, że chce pojechać na narty do Chicago-powiedziała.
Wtedy rozbawiony wzrok Zayn'a padł na mnie.
-Ty to nie umiesz dochować niespodzianki-powiedział śmiejąc się.
-Nawet nie wiedziałam, że tak mówiłam-powiedziałam z powrotem siadając na kanapie.
-Pakujcie się, bo zaraz mamy lot-powiedziałam.
Postanowiłam wynająć prywatny samolot. Fakt było to w chuj drogie, ale czego nie robi się dla swoich dzieci.
Po godzinie siedzieliśmy już w samolocie gotowi do startu. Siedziałam razem z Mayą i Mią a już po samym starcie zaczęłyśmy picie szampana.
-Ja pierdolę, będziemy je zbierać ledwo żywe-powiedział Victor.
Mia i Victor się pogodzili a ich relacja wyglądała tak jak jeszcze parę lat temu co bardzo mnie cieszyło. Dowiedziałam się też, że wczoraj byli na terapii małżeńskiej i podobno bardzo im pomogła. Usłyszałam dziecięcy płacz z przodu samolotu. Od razu podniosłam się z miejsca i szybkim krokiem podeszłam do dzieci. Siedzieli razem a płacz który usłyszałam należał do Jun.
-Hej, skarbie co się dzieje?-zapytałam chrześnicy.
-Uderzyła się w głowę o stolik-wyjaśnił Eli który obejmował dziewczynkę.
-Chcesz iść do mamy albo do taty?-zapytałam głaszcząc ją po pleckach.
-Nie, chcę zostać z Elim-powiedziała od razu.
-Mam z wami zostać?-zapytałam syna.
-Nie, poradzimy sobie-powiedział a ja skinęłam głową zostawiając ich samych.
-Co się stało?-zapytała Mia.
-Jun się walnęła-wyjaśniłam.
-To czemu się uśmiechasz jak jakaś pojebana?-spytała Maya.
-Bo gdy spytałam Jun czy chce iść do mamy albo do taty to powiedziała, że chce zostać z Elim a jak podeszłam do nich to on ją przytulał i mówił „słonko będzie dobrze"-powiedziałam siadając z powrotem na swoje miejsce.
-Kurwa, zostaniemy rodziną-powiedziała radośnie Mia.
-No my też, patrz na Rose i Zan'a-powiedziała patrząc w stronę naszych dzieci którzy właśnie kłócili się o coś, ale mimo wszystko się uśmiechali.
-Rosalie Anderson-powiedziała rozmyślona Mia.
-Lia Anderson też dobrze brzmi-powiedziała Maya.
-Ta, Jun Star też fajnie-powiedziałam rozmarzona.
Fakt faktem był taki, że nie było lepszego partnera dla nich niż właśnie oni.
-Wiecie czego jeszcze jestem ciekawa?-spytała Maya.
-Czego?-zapytałyśmy równo.
-Tego czy Axel skończy z Aurorą. Patrzcie, jest taki smutny gdy jej nie ma-powiedziała.
Mojej siostry, Aurory i Camerona nie było. Oni od tygodnia wylegiwali się w Egipcie przy dwudziestu siedmiu stopniach podczas gdy w Miami od dawna nie było takiej pogody.
-To jest bardzo prawdopodobne, chociaż myślę, że los nie będzie dla nich tak łaskawy-powiedziałam.
-Też mi się tak wydaje-powiedziała Mia.
I jeszcze nie wiedziałyśmy, że to co przed chwilą powiedziałyśmy za parę lat stanie się prawdą a los Axela i Aurory nie będzie tak kolorowy jak byśmy tego chcieli.

Lies || Lies #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz