Rozdział 35

2.2K 275 46
                                    

— Declan...

Mężczyzna cicho westchnął i odwrócił głowę w drugą stronę, jednak gdy poczuł na ramieniu czyjąś dłoń, pospiesznie się wyprostował i spojrzał na Dalię. Zacisnął usta, mając ochotę krzyczeć, kiedy nic się nie zmieniło. Wciąż była nieprzytomna.

— Declan co ty tu robisz tak wcześnie? — w końcu dopasował głos do jego właścicielki. Dlatego zerknął na Payton i mocniej objął dłoń, Dalii.

— Miałem koszmar — przyznał zgodnie z prawdą, nie mając siły kłamać. — Ja już nie mogę, Payton. Za dwa dni minie tydzień. Ona powinna się już obudzić... — spuścił głowę, wypuszczając spomiędzy warg drżący oddech.

— Lekarze mówili, że... — Declan pokręcił głową, więc staruszka zamilkła.

— Chcę, żeby wróciła teraz. Potrzebuję jej...

Nim zdołał zareagować, Payton uklęknęła przy nim i mocno go przytuliła. Nie protestował. Czuł się tak źle sam ze sobą, że objęcia Payton wydały mu się jedyną pewną i bezpieczną rzeczą w tej chwili.

— Śniła ci się ona, prawda? — zapytała cicho. Declan mocniej wtulił się w staruszkę, bo marzył, by wymazać ten widok z pamięci. — Mi też — przyznała po chwili.

— Nie mogłem po prostu czekać do rana. Musiałem sprawdzić czy cały czas tu jest — wydusił. — Tylko przy niej nie czuję tego cholernego zmęczenia. Nie każ mi jej zostawiać.

— Nawet przez myśl mi to nie przeszło, ale musisz zjeść śniadanie... — brunet pokręcił głową. — Declan mówiłeś, że jesz, a pielęgniarce przyznałeś, że niczego nie tknąłeś...

— Po prostu nie jestem głodny...

— Ale musisz zjeść cokolwiek. Zrób to dla niej. Przecież wiesz jak się martwiła, kiedy ostatnio robiłeś to samo — Payton odsunęła się odrobinę i delikatnie starła z jego policzka mokrą smugę. — Colton i Hazel nas zmienią, a my pójdziemy coś zjeść, hmm?

Declan zerknął w stronę szyby, gdzie odnalazł rodziców Dalii. Przyglądali im się z widocznym zmartwieniem, choć to przecież nie o nich trzeba było się martwić.

— Ale wrócimy? — dopytywał.

— Oczywiście, że wrócimy — zapewniła, więc Declan powoli się podniósł, a potem pomógł jej wstać. Zanim jednak wyszli, pochylił się do dziewczyny i tak jak zwykle, ucałował ją w czoło.

***

Declan odstawił półpełny kubek kawy na stolik i zerknął na Payton. Przez cały czas uważnie obserwowała jak je. Zupełnie jakby pilnowała czy aby na pewno nie wyrzuca jedzenia przez okno.

— Payton...

— Może zamówię coś jeszcze? — już chciała wstać z krzesła, więc pospiesznie pokręcił głową.

— Nie, dziękuję — mruknął na co staruszka ciężko westchnęła.

— Może twoi rodzice powinni u ciebie zamieszkać na jakiś czas? — zasugerowała.

— Dlaczego? To nie jest konieczne...

— Declan, chodzisz nieprzytomny. W domu nie masz się do kogo odezwać. Chodzi mi o to, żebyś po prostu czuł, że nie jesteś sam...

— Daj spokój — odetchnął. — Co to zmieni?

— A co z twoją szkołą? Niech chociaż tym się zajmą, jeśli nie dajesz już rady. Ktoś musi ci pomóc i albo sam do nich zadzwonisz albo daj mi numer i osobiście się tym zajmę — zmierzyła go surowym spojrzeniem.

Do utraty tchu [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz