⭐28⭐

92 56 0
                                    

Spędziłam całą noc na niewygodnym krześle obok łóżka szpitalnego Jungkooka, nie spuszczając z niego wzroku. W dłoniach obracałam małą buteleczkę z eliksirem, który miał być kluczem do zaklęcia oczyszczającego. Niby miało to być proste – kilka słów, kilka kropli – ale brakowało mi jasnych instrukcji, jak dokładnie go użyć, by zadziałało. Czułam ciężar odpowiedzialności, jakby każda decyzja, którą podejmę, mogła go uratować lub pogrzebać na zawsze w tym nieprzytomnym stanie.

Z każdą minutą narastało we mnie poczucie bezsilności. Czy mogłam ufać tej księdze, która nie dawała jasnych wskazówek? A może byłam na skraju popełnienia najgorszego błędu w swoim życiu? Przysunęłam krzesło bliżej łóżka, patrząc na jego nieruchomą twarz.

– Proszę, obudź się – wyszeptałam, choć wiedziałam, że nie usłyszy.

Musiałam spróbować. Czegokolwiek. Nie mogłam dłużej siedzieć bezczynnie, podczas gdy Jungkook leżał nieprzytomny, a każda minuta mogła być kluczowa. Musiał przecież istnieć sposób, choćby najprostszy, wymagający jedynie wiary i determinacji. Czułam, że to zaklęcie oczyszczające może być jedyną nadzieją, choć nie wiedziałam, czy rzeczywiście zadziała. Wzięłam głęboki oddech, próbując uspokoić bicie serca.

Spojrzałam na buteleczkę i wzięłam ją w dłoń, jakby to ona mogła przynieść mi odpowiedź.

– Proszę, niech to się uda – wyszeptałam, kierując się resztką wiary, jaką w sobie miałam.

Przyłożyłam buteleczkę bliżej moich ust, czując chłodny dotyk szkła na wargach. Zawahałam się na moment, ale wiedziałam, że muszę spróbować. Wzięłam niewielki łyk eliksiru, pozwalając, by płyn osiadł na moim języku. Jego smak był dziwnie gorzki, ale nie mogłam się teraz nad tym zastanawiać. Zacisnęłam powieki i nachyliłam się nad Jungkookiem.

Delikatnie przycisnęłam swoje wargi do jego, pozwalając eliksirowi przenieść się do jego ust. Ten pocałunek, choć naznaczony strachem i nadzieją, miał w sobie coś więcej – jakby niósł ze sobą obietnicę, że to może być nasza ostatnia szansa.

– Proszę, niech to zadziała – pomyślałam, odrywając się od jego ust i wpatrując się w jego nieruchomą twarz.

Usiadłam z powrotem na fotelu obok łóżka i delikatnie ujęłam jego dłoń w swoje. Jej ciepło było jedynym znakiem życia, który trzymał mnie w ryzach, gdy serce biło mi w piersi jak oszalałe. Każda sekunda dłużyła się niemiłosiernie, a cisza szpitalnego pokoju zdawała się głośniejsza od burzy emocji, która szalała we mnie.

– Proszę, Jungkook – wyszeptałam, ściskając jego dłoń mocniej. – Potrzebuję cię.

Siedziałam tam, wpatrując się w jego spokojną twarz, czekając na jakikolwiek znak, że to, co zrobiłam, przyniesie skutek. Jednak z każdą minutą moje powieki stawały się coraz cięższe. Wyczerpanie, które narastało przez te ostatnie dni, w końcu mnie dopadło. Walczyłam, by utrzymać oczy otwarte, ale w końcu sen okazał się silniejszy.

Zasnęłam, trzymając jego dłoń, mając nadzieję, że kiedy się obudzę, on również otworzy oczy.

Obudziły mnie głośne krzyki dobiegające z korytarza. Zdezorientowana, szybko uniosłam głowę i rozejrzałam się po pokoju. Serce zaczęło mi mocniej bić, a wzrok od razu powędrował na łóżko Jungkooka. Leżał nieruchomo, jego dłoń wciąż spoczywała w mojej, zimna i bez oznak życia.

Krzyki na zewnątrz nie ustawały, a ja z trudem próbowałam wyrwać się z objęć snu. Wstałam z fotela, czując, jak moje nogi lekko się trzęsą. Podeszłam do drzwi, zastanawiając się, co mogło się wydarzyć na zewnątrz.

- Wpuśćcie mnie do niego- krzyknęła Jiwoo- to mój narzeczony!

Zamarłam na moment, słysząc słowa Jiwoo. Narzeczony? Myśli w mojej głowie kotłowały się, próbując pojąć, co się dzieje. Jeszcze kilka dni temu Jungkook nawet nie chciał jej widzieć, a teraz...?

Destined with you || 𝐣.𝐣𝐤Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz