Usłyszałam znajomy dźwięk budzika i na oślep zaczęłam go szukać aby go wyłączyć. Przekręciłam się na drugi bok i dopadłam źródła irytującego hałasu. Otwarłam powoli oczy i leniwie się przeciągnęłam niczym kotka. Nagle moje ciało przeszył nie przyjemny dreszcz, a uczucie zrelaksowania po przespanej nocy gdzieś się ulotniło. No tak, nie byłam w swoim pokoju, a w akademii. Świadomość tego było niczym kubeł zimnej wody z rana. Przygryzłam nerwowo wargę, za oknem o parapet dudnił deszcz, a w pokoju panował pół mrok. Zerknęłam w kierunku łóżka mojej nowej współlokatorki, Penelopa jeszcze spokojnie spała otulona ciasno kołdrą. Jak widać byłam naprawdę rannym ptaszkiem. Wizja pozostania w ciepłym łóżku była kusząca jednak dzisiaj był mój pierwszy dzień normalnych zajęć i nie miałam pojęcia co mnie czeka. Uznałam, że lepiej być gotową dużo wcześniej i zajrzeć do gabinetu dyrektorki jeszcze przed śniadaniem. Wstałam po cichu z łóżka i wymknęłam się do łazienki zabierając po drodze moją kosmetyczkę i mundurek. Po chwili byłam już gotowa i ubrana. Makijaż ograniczyłam do tuszu do rzęs oraz błyszczyka, a włosy związałam w ciasny kucyk. Przed wyjściem zostawiłam jeszcze krótką notatkę dla Penelopy, że spotkamy się przed stołówką. W duchu modliłam się aby w ogóle udało mi się tam trafić, ale stwierdziłam, że muszę zacząć aklimatyzować się w końcu w nowym miejscu czy mi się to podoba czy nie. Wychodząc wzięłam jeszcze moją ulubioną skórzana listonoszkę i cisnęłam do niej plik kartek, który otrzymałam w pierwszym dniu po przybyciu. Dziarskim krokiem ruszyłam w kierunku gabinetu Pani Vale, ale w pewnej chwili zwolniłam chcąc przy okazji spokojnie porozglądać się dookoła. Na korytarzach panowała względna cisza, gdzie nie gdzie widziałam czasem przemykających uczniów w bordowych mundurkach lub luźnych ubraniach jakby wracali lub szli na siłownie bądź inne zajęcia, czasem usłyszałam też strzępki rozmów zza drzwi. Najbardziej chyba fascynował mnie fakt, że z każdym moim krokiem same zapalały się lampy, ale nie byle jakie, bo płonął w nich prawdziwy płomień.
– Magiczne czujniki... - mruknęłam do siebie patrząc intensywnie na jeden z kandelabrów.
Nagle niespodziewanie runęłam przed siebie jak długa, a w moich uszach zawdzięczało głośne miauknięcie przemieszane z moim własnym okrzykiem. Syknęłam z bólu po spotkaniu z twardą podłogą, a moja torba poleciała w bok. Złapałam się za prawy nadgarstek, który najbardziej oberwał w tym starciu. Miałam tylko nadzieje, że go nie zwichnęłam... i to jeszcze w tak idiotyczny sposób. Zerknęłam w kierunku źródła miauczenia i dostrzegłam puchatego, czarnego jak smoła kota o fiołkowych ślepkach. Wpatrywał się we mnie urażony i machał nerwowo ogonem na boki.
– Jeżeli myślisz, że to moja wina sierściuchu to się grubo mylisz. - syknęłam niezadowolona widząc, że małej bestii nic się nie stało, a ja za to potłuczona leżałam na ziemi.
Stworzenie jakby nie robiło sobie nic z mojej złości i podeszło do mnie, bezapelacyjnie ocierając się o moje nogi.
– Uznam to za przeprosiny ty kupo futra... - mruknęłam cicho do siebie patrząc nieco przychylniej na stworzonko.
Kot spojrzał na mnie jakby oceniał czy jestem w ogóle warta jego uwagi po czym zdawkowo miauknął. Podniosłam się z podłogi otrzepując mundurek i zarzuciłam torbę na ramię, jednocześnie uznałam, że daruje sobie jednak podziwianie szkoły. Nie zwracając już uwagi na przypadkowego kota poszłam szybkim krokiem do gabinetu dyrektorki. Stanęłam przed jej drzwiami i już chciałam zapukać gdy te same otwarły się przed moim nosem. Moja ręka zawisła komicznie w powietrzu.
– Zapraszam Lalin!
Ciepły głos Pani Vale zaprosił mnie do środka, nie zastanawiając się dłużej wpakowałam się do gabinetu, w którym roztaczał się aromat świeżej kawy.
CZYTASZ
Lalin Evans Akademia Absolutu - Dziedzictwo
FantasíaJedna zwykła dziewczyna imieniem Lalin, której rodzina skrywa od lat ogromny sekret, nie tylko przed nią, ale i przed wszystkimi dookoła wypierając się swojego dziedzictwa. Jednak nie na długo. Los i tak przypieczętuje przyszłość tej rodziny i dopad...