-Wielka 7 -Świat-

6 3 0
                                    

...

Gdy tylko drzwi stanęły otworem, chłód ogarnął całe moje ciało.. Czułem się jakbym zamarzał. Spojrzałem przed siebie, a moim oczom ukazała się ozdobiona sala, w czarnych i złotych kolorach. W środku było ciemno, delikatne niebieskie światło biło ze zwisających z sufitu lamp.

- Nie wymiękaj. - Elisabeth ruszyła przed siebie z uniesioną głową, bestrosko mierząc wzrokiem każdą persone znajdująca się w środku. Poszedłem za nią delikatnym krokiem, nie rozglądałem się. Myślałem że jeden głośniejszy krok wystarczy aby pozbawić mnie życia. Mimo iż wszystkie oczy były skupione na niej, ja również czułem się obserwowany. Usiadła na swoim krześle, które zupełnie jak wszystkie inne przypominały tron. Stanąłem tuż za nią.

- Spóźniłaś się, Elisabeth. - Powiedział jeden z Generałów, siedział na krańcu stołu, miejąc idealny widok na wszystkich. Na pierwszy rzut oka byłem w stanie stwierdzić, że dowodzi Katadą. Był sporych rozmiarów jak na człowieka, ale jego sylwetka wcale nie była umięśniona. Był ubrany w ciemny smoking, ozdabiany przeróżnymi mechanicznymi częściami, a jego twarz wyglądała dość staro. Tuż za nim stał mężczyzna w białym garniturze, na swoje ciemnoszare włosy ubrane miał kapelusz o kolorze ubioru przepasany czarną wstążką, a w ręku trzymał laskę. Mimo tego wszystkiego, wyglądał młodo.

- Miło cię widzieć.. Kane. Lecz ja nigdy się nie spóźniam. - Popatrzyła na niego wzrokiem pozbawionym jakichkolwiek emocji.

- Spotkanie zaczęło się 1 minutę i 27 sekund temu, spóźniłaś się. - Było w nim coś co.. Wywoływało we mnie niepokój, wcale nie patrzył na Elisabeth gdy z nią rozmawiał, jego wzrok był skupiony na drzwiach które znajdowały się na wprost.

- Lepiej nastaw swój zegarek.. Żebym ja nie musiała tego robić. - Z jej ust zabrzmiało to jak groźba.

- Skończ, Elisabeth. Czy wszędzie gdzie się pojawiasz, muszą pojawiać się i problemy? - Głos dobiegł z innej części sali.

Jej prawe oko skierowało się w ów kierunku. - Jestem w szoku, że to twoje słowa, Varka. - Dobrze znana mi osobistość, z którą już nie raz miałem przyjemność, bądź i nieprzyjemność się spotkać. Ojciec Ryan'a, zimnokrwisty skurwysyn. Spojrzał się prosto na mnie.

- Widzę że zaczęłaś dobierać się również i do moich ludzi.. Szkoda, że wybrałeś akurat ją, Kiri. - Powiedział zażenowany.

Chciałem mu odpowiedzieć, lecz Elisabeth mnie powstrzymała. - Jakbyś jeszcze kiedykolwiek o nich dbał, to tak jakbym uratowała bezradnego psa z chroniska.. Nigdy nie wykorzystałbyś jego potencjału.

Gdy to powiedziała, oczy Generałów skierowały się na mnie, a moje nogi momentalnie zadrżały.. Jakby były z waty. Atmosfera w pomieszczeniu stawała się napięta, i wyjątkowo ciężka.

- Potencjału? Mówisz o tej kruszynce? Masz rację, ciężko wykorzystać coś, czego nie ma. - Odezwał się kolejny z Generałów. Siedział naprzeciwko Elisabeth.

- Skolei ty, Thargrim'ie.. Twój honor umarł. Trzymając ludzi w niewoli, uchyliłeś się tak nisko, że najchętniej bym cię zdeptała. - Byłem pod wrażeniem, jak prędko Elisabeth zmieniła swoje nastawienie. Gdy tylko przekroczyła próg tych drzwi, stała się zupełnie inną osobą. Jej pozbawione uczuć puste oczy wierciły dziurę w siedzącym naprzeciwko mężczyźnie.

- To zamiast siedzieć w swoim bezpiecznym zakątku i knuć, pokaż swoje racje i przyjdź po nich osobiście! - Thargrim był wyjątkowo umięśniony, jego skóra na wskutek jego zdolności wymieszała się z odłamkami skały. Miał na swoim ciele sporo blizn. Tuż za jego plecami oparty o jego "tron", leżał ogromny dwuręczny topór, o którym pisano legedny.

Hej.. Kiri. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz