Część 22 ~ Kwiat

67 16 6
                                    

Koniec milczenia, koniec patrzenia jak cierpią, koniec żmudnej kretyńskiej pracy i koniec kontrolowania życia. Nie wyrwiemy się z tych szponów bez stanowczego działania. Nie będzie łatwo, ale raz się żyje, prawda? I tego razu nie pozwolę ci zmarnować. Szykuj się na wojnę, Księżycu.

☾︎

Kolejny miesiąc był dla mnie niezwykle ciężki. Każdy dzień wyglądał identycznie. Moje życie, ostatnimi czasy kręciło się wokół pracy, biblioteki, stołówki i pokoi przyjaciół. Sama nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Czegoś wyczekiwałam, tylko sama nie miałam pojęcia czego. Może aż powstała grupa buntowników da sygnał rozpoczęcia walki? To było idiotyczne. Cała ta sytuacja była idiotyczna. Wyrobiona niezdrowa rutyna skutecznie haratała mi mózg, który czasami przestawał należycie funkcjonować. 

- Pralinko, wszystko dobrze? - spytał pewnego razu Asher, gdy przesiadywaliśmy na drzewie. 

- Nie. Jest... - głos mi się załamał - jest trochę źle. Jest bardzo źle. 

W tej chwili unikałam jego spojrzenia jak ognia. Nie lubiłam okazywać, że mam problemy, a tym bardziej o tym rozmawiać. Jednak, może tym razem było to niezbędne? Słowa same rzucały mi się na język, chociaż nie do końca wiedziałam czy chcę je wypowiedzieć.

- Ostatnio czuje się, jakby moje życie kręciło się w kółko bez celu. Nie mam żadnych ambicji i zapędów, wykonuję czynności jak robot i powoli znów tracę cały zapał i radość. Wracam do tego co było kiedyś. Nie mam pojęcia, dlaczego tak jest, skoro mam ciebie, dziewczyny, Stworka i innych, ale po prostu to samo się dzieje. - powiedziałam z bólem - Wy i to miejsce pozwoliliście mi się otworzyć. Rozkwitłam w świetle Księżyca, a teraz czuję, że więdnę. Pojawiła się we mnie pustka i cały czas się powiększa, a ja już nie wiem co mam zrobić, żeby przestała. Wiem, że może wyolbrzymiam i niepotrzebnie szukam dziury w całym, ale to tak strasznie boli, Asher. Tak strasznie boli.

Myślę, że była to najodpowiedniejsza osoba, której powinnam się wygadać. Schowałam twarz w dłoniach i cicho westchnęłam. 

- Masz rację, jeśli kwiat nie będzie zadbany to uschnie. Na początku jego kolorowe płatki zbrązowieją i stopniowo zaczną opadać, aż do gołej łodygi. - mówił, a ja powoli zaczynałam rozumieć o co mu chodzi - Im wcześniej temu zapobiegniemy, szczególnie zatroszczymy się kwiatem, tym większe będą szansę, że wróci do swojego dawnego piękna. - chłopak urwał na chwilę, i odsunął moje ręce, aby spojrzeć mi prosto w jasnoniebieskie oczy - Pytanie tylko, czego ty potrzebujesz, aby kwitnąć tak jak dawniej?

Niewyobrażalne dla mnie było, że blondyn potrafił być czasami tak głupi, a czasem tak mądry. 

- Sama nie wiem.

- Hm, może chciałabyś się zapisać do nas na kosza? Jest grupa dziewczyn o rok starszych od ciebie, ale myślę, że z miłą chęcią cię przyjmą - zaproponował.

Wciągnęłam powietrze ze świstem.

- Asher, przepraszam ale koszykówka średnio mnie interesuje. - odparłam przepraszająco - Uwielbiam patrzeć jak grasz, ale mnie samą jakoś to nie pociąga. 

- Spoko, rozumiem.

Chłopak zerwał z gałęzi liścia i zaczął nerwowo skubać paznokciami jego krawędzie. Już wystraszyłam się, że zrobiło mu się przykro, i że ma do mnie żal, ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca. 

- Myślę, że na początek możemy spędzać więcej czasu kreatywnie, na przykład od czasu do czasu odwiedzać pracownię lub coś upiec - powiedział, gdy oderwał równą połowę liścia. 

- Wyżyć się przy ugniataniu ciasta i malowaniu arcydzieła? Jestem za - odparłam z delikatnym uśmiechem, na co Asher odpowiedział mi tym samym.

- Jeśli o wypieki chodzi, to mój brzuch również. Zauważyłem, że ma z nimi bardzo dobre relacje. 

Rozkwitłam w świetle KsiężycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz