Johnny wstał wczesnym rankiem mając nadzieję że wczorajsze wydarzenia były tylko snem. Tradycyjnie wstał i wyszedł z domu. Poszedł do lasu, żeby obudziło go do końca świeże powietrze. Chłopak łaził sobie spokojnie i rozmyślał o tym co się wczoraj stało. "Czyli co, zostałem jakimś bohaterem jak w książkach czy coś? Trochę xD... Ale to co się wczoraj stało... To nie było normalne... Czyli jednak trafiłem do jakiegoś fajnego uniwersum."
- I co teraz Johnny z innego uniwersum?! - Chłopak zaczął wyzywać siebie samego z alternatywnego uniwersum. Po jakimś czasie wrócił do domu i rozpoczął poranną rutynę, czyli poszedł zjeść płatki z mlekiem (Najpierw płatki potem mleko!!!) i udał się do pokoju żeby pograć w jakiegoś Bullethell'a.***
Pewna postać patrzyła na Johnny'ego kiedy spacerował, dokładnie słyszał jego słowa. "Jeszcze zobaczymy koleżko" Pomyślała ta postać i odeszła.
***
Była godzina 15.50 "Jest tylko jeden sposób żeby zobaczyć czy wczorajsze wydarzenia były prawdziwe..." Myślał chłopak kiedy wyszedł z domu. Po chwili był już w tym miejscu co wczoraj a po plus, minus, dwóch minutach pojawił się jakby z nikąd staruszek.
- Punktualnie, lubię to - Powiedział starzec a młodzieniec wziął cichy wzdech.
- To jednak nie sen... - Powiedział Johnny sam do siebie a staruszek się roześmiał.
- Masz całkowitą rację mój koleżko, haha... - Starzec miał niezły ubaw.
- Dobrze czas na szkolenie. Hmm, zacznijmy od czegoś łatwego... Masz amulet? - Johnny pomachał mu ręką na której miał założony amulet.
- Doskonale... Tak jak mówiłem, zacznijmy od czegoś łatwego. Wyobraź sobie swój wymarzony strój, jakbyś miał go na sobie, trzymając w rękach dwa źdźbła trawy. -
- To brzmi... Dziwnie... - Mówi Johnny ale widząc niewzruszoną minę starca, wzrusza ramionami, wyrywa z trawy dwa źdźbła trawy, po jednym na rękę i zaczyna wyobrażać sobie jego wymarzony strój. Ubrany jest w zielony płaszcz, sięgający ziemi, ma kaptur na głowie, i cień rzucany przez kaptur zasłania jego oczy i nos, jego spodnie to zielone dresy, a buty to zwykłe brązowe buty (nie znam się na butach, ok?). Kiedy chłopak to wymyślił poczuł lekkie wirowanie wokół siebie "Pewnie wiatr." Pomyślał znudzony chłopak.
- Widzę że ładną masz wyobraźnię... Możesz otworzyć oczy... - Mówi starzec. "Skąd on wie o czym myślę?" Johnny otworzył oczy. "O czym on gada?" Chłopak rozejrzał się wokół ale nic nie zobaczył. Spojrzał na starca który szeroko się do niego uśmiechał, a po chwili pokazał palcem na zdziwionego chłopaka. Johnny popatrzył na swoje ubrania.
- Co do?! - Chłopak z niedowierzaniem doszedł do wniosku że był ubrany w jego wymarzony strój. Po chwili zmarszczył brwi i dotknął materiału z którego było stworzone jego ubranie.
- To trawa...
- Dokładnie, to ta trawa którą trzymałeś w rękach. - Chłopak otworzył zaciśnięte ręce. Trawa która tam była, zniknęła.
- To normalne, zużyłeś tą trawę na stworzenie ciuchów, i powiem ci, masz dobry styl... - Starzec uśmiechnął się, odpływając we wspomnienia. Johnny ciągle oglądał ciągle swoje ciuchy.
- To jakaś magia...
- Masz rację, to magia, a dokładniej, magia natury. - Wyjaśnił starzec. Młodzieniec ciągle patrzył z niedowierzaniem na swoje ciuchy.
- Teraz nauczmy cię jak spowodować żeby to znikło. Wystarczy że pomyślisz że tego nie ma i puf, ubranie zniknie jakby nigdy go nie było. Dawaj spróbuj. - Zachęcił go starzec. Chłopak podążał za jego instrukcjami i po chwili ubranie z trawy znikło, pozostawiając wiszące w powietrzu pojedyncze źdźbła trawy które po chwili opadły na ziemię.
- Świetnie! Teraz ćwiczymy twórz swoje ubranie i znikaj je w kółko, to pomoże ci utrwalić tą umiejętność. - Wydał polecenie starzec. Chłopak zaczął wykonywać polecenie starca.***
Godzinę później Johnny był już wyszkolony. Jedną myślą mógł stworzyć i zniknąć ubranie.
- Doskonale, kończymy na dziś, możesz iść. - Powiedział starzec zadowolony.
- Do zobaczenia jutro.
- Do widzenia...
Chłopak wrócił do domu. Było już po 19.
- Co tak długo cię nie było? - Zapytał Artur, zatrzymując chłopaka w drzwiach. "Jak ci powiem to weźmiesz mnie za narkomana..." Johnny przewrócił oczyma.
- Tak jakoś wyszło, nie moja wina... -
- ...Eh, powiedzmy że ci wierzę... - Artur wpuścił chłopaka do domu.
- Jeśli jesteś głodny to kolację masz na stole, zrobiłem naleśniki.
- Ty to jednak mnie rozpieszczasz, wiesz?
- Wiem...***
Johnny leżał w łóżku i obracał w rękach amulet, zegar wybił 22. "To śmieszne że coś tak małego, może robić tak świetne rzeczy..." (Zero podtekstów, wy zboczeńcy). Chłopak leżał tak przez kilka minut zagubiony we własnych myślach, w końcu wstał, ubrał się i wyszedł na dwór. Johnny poszedł nad rzekę, i usiadł rozkoszując się świeżym powietrzem.
- Powiedz mi: co jeszcze potrafisz? - chłopak spytał amuletu, choć wiedział że nie otrzyma odpowiedzi. Johnny westchnął i siedział tak, rozmyślając nad swoją przyszłością, i tym, co się z nim stanie. Sprawdził na telefonie godzinę, 22.24, "Jutro szkoła, lepiej pójdę już spać" Chłopak wstał, wytrzepał spodnie i poszedł spowrotem do domu._______________________________________
A więc, przepraszam że nie było nic od tak długiego czasu, ale nie wiedziałem zbytnio o czym pisać (spokojnie teraz już mniej więcej wiem) i siedzę przy nauce bo ta ósma klasa nie jest taka łatwa... Nom, to do zobaczenia w kolejnym rozdziale, paa!!