150.

191 22 74
                                    


- Iście produktywna wyprawa - odparł Alastor przechodząc przez portal i wyciągając liście oraz niewielkie gałązki, które niefortunnie zaplątały się mu z zazwyczaj idealnie ułożoną czuprynę.

- Oh! Tak, z pewnością niezapomniana - stwierdził mniej entuzjastycznie Stolas idący tuż za nim otrzepując pokryte błotem ubranie.

Trauma będzie nieunikniona dla księcia.

- Nie wierzę, że dałem się namówić na to szaleństwo - wyszeptał cicho wciąż nie dowierzając.

- Mówiłeś coś? - głowa Radiowego Demona zrobiła obrót o sto osiemdziesiąt stopni ze statycznym trzaskiem.

- Mówiłem, nie mogę uwierzyć, że nam się udało! - powiedział odrobinę zbyt głośno, co było zdecydowanie podejrzane, ale demon zignorował to całkowicie skupiony na swym zwycięstwie.

- Oh, mój pesymistyczny ptasi przyjacielu, nie powinieneś wątpić w naszą potęgę - poszerzył złowieszczy uśmiech - Mam tylko nadzieję, że zachowasz naszą mała przygodę w tajemnicy - głos przybrał złowieszczy ton, a obraz Władcy zatrzeszczał.

Stolas zamrugał dwa razy patrząc na przyjaciela szeroko otwartymi oczami jakby był lisem, a nie jeleniem.

- Oczywiście, całym sercem ci kibicuje.

- Wspaniale - przechylił głowę w bok - Odbiorę ją wkrótce. To była niezwykle przyjemna współpraca mój drogi.

Raczej przysługa, którą książę spłacił za pewien drobiazg jaki Alastor wyświadczył mu w przeszłości.

Sowiasty westchnął przeciągle tworząc scenariusze w głowie na przyszły tydzień, z pewnością ciężki i wyczerpujący. Z drugiej strony...

- Cóż lunch był wyborny, niestety muszę cię opuścić gdyż praca nie może czekać - pstryknięciem wyczyści brudne ubranie - Czas naprawdę szybko płynie w doborowym towarzystwie.

- Mhn... pozdrów ode mnie Lucyfera.

- Przekażę.

Tym słowem Radiowy Demon zniknął wtapiając swą sylwetkę w cienie. Pozostawiony samemu sobie Stolas skierował czerwone oczy pełne skonsternowania na wydające ciche dźwięki, otwarte pudełko przytargane ze świata śmiertelników, rozważając opcje jakie mu pozostały by spokojnie przetrwać siedem dni.


...

Nerwy nie opuszczały Lucyfera, którego głowa boleśnie pulsowała od przepełnienia informacjami wyniesionymi ze spotkania. Czy było ono produktywne, czy nie, podlega dyskusji i dwudziestostronicowego raportu, który będzie musiał spisać, co było kolejnym pretekstem do rzucenie tej pracy w cholerę.

Stworzenie klona do odwalania brudnej roboty i przeniesienie mu wspomnień, z tego czegoś zwanego potocznie rozmową dyplomatyczną, było dobrym pomysłem. Tak, zdecydowanie to zrobi.

- Cześć wielkoludzie - rzucił w przestrzeń rozciągając zastałe mięśnie.

- Widzę, że spotkanie było jednym z tych udanych - radiowy głos wyłonił się z cienia, a po chwili również i jego właściciel, szczerząc szeroki uśmiech przyklejony na stałe do twarzy.

- Eh, nic nowego, Szatan znowu chciał wywołać armagedon. Wciska go nam za każdym razem, że też jeszcze nie ma dość - w końcu przeniósł wzrok na rozmówcę.

- Ah, niezwykle twórcza wizja - odbiegł pamięcią wstecz do projektu, a raczej niekontrolowanej pożogi i chaosu.

- Idealna dla ciebie. Zresztą to twoja wina. Wsparłeś go w tym, co odradzamy mu od stuleci, tylko i wyłącznie dla swojej własnej rozrywki świrze.

Freakin Love [RadioApple] Hazbin HotelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz