Nekromanci (3)

52 12 111
                                    

ERNA

To było ich kolejne sprawozdanie, więc już prawie zdążyła się przyzwyczaić. Do uważanych spojrzeń magów, do niesłyszalnych dla niej szeptów, jakimi magowie się wymieniali.

Dzielny zespół śledczy miał się tłumaczyć z tego, co przez ostatni tydzień robili i dlaczego nie wystarczająco. Stali całą czwórką pośrodku sali, nie mogli się schować, z każdej strony były oczy. Oczy czarne, niebieskie, brązowe, szare, czujne, zaciekawione, zblazowane, znudzone, zmęczone, zawistne, zachwycone. Erna doceniła plik notatek, które trzymała w obu dłoniach. Dobrze było mieć co zrobić rękami, kiedy musisz mówić.

To ona wygłaszała podsumowanie, to już ustalili za pierwszym razem. Przewodziła zespołowi, do tego jako jedyna miała pozycję, żeby się kłócić ze wszystkimi zebranymi, jeśli trzeba było. Reszta uzupełniała, jeśli zdarzały się bardziej zaawansowane pytania.

— Udało nam się uzyskać opinię ekspercką w kwestii zaklęcia... — Zerknęła kontrolnie na Eryka Twardowskiego, który spędził dwa popołudnia, tłumacząc Kordianowi i Ludwice co dokładnie można osiągnąć za pomocą użytych przez Maurycego sigili. Potem oboje spędzili kolejne trzy dni, porównując to z wynikami badań Wiktorii. — Z której wynika, że w gruncie rzeczy jest ono dość toporne pomimo zawiłego i dobrze przemyślanego planu. Może nie okazać się stabilne na dłuższą metę.

"Jest więc szansa, że te cholerne strzygi umrą same, jeśli się przeżrą". Nie powiedziała tego jednak na głos, bo nie dało się ocenić, ile strzygi muszą zjeść, żeby paść. Wiedziała, że Wiktoria próbowała aktywnie przekarmić jedną i sprawdzić, czy to coś da.

— Skoro zaklęcie jest nekromancie i niestabilne... czy jest możliwym, żeby kto inny je dla niego opracował? — wytrąciła Marzena Mazowiecka.

Leon posłał Ernie przepraszające spojrzenie. Oczywiście, musiał się podzielić z mamusią swoją teorią.

Raróg nie zdążyła odpowiedzieć, bo włączył się Eryk.

— A kto twoim zdaniem miałby to zaklęcie opracować? — zapytał rzeczowo. — I gdyby to zrobił... to czemu sam nie rzucił tego sigilu, zamiast kazać się z tym męczyć piromagowi?

— Leon, ja cię kiedyś zdrowo jebnę w łeb — mruknęła Ludwika, tak by zostało to w ich wygłoszonym bąblu.

— Uważaj, bo mu się to spodoba — wtrącił Kordian.

Ludwika się wzdrygnęła.

— Dzięki, teraz to muszę prysznic wziąć.

— Nie wiem, to luźna sugestia, może się pokłócili? Maurycy miał na pieńku chyba z każdym nekromantą w okolicy — odparła Marzena lekko.

— Badamy możliwość udziału osób trzecich — oznajmiła pojednawczo Erna, pochwyciła zadowolone spojrzenie Arona i lekko zaczepny uśmiech Roberta. Zdusiła potrzebę przykopania obu biesom.

— A jak z możliwością wysłania do domów naszych podopiecznych? — zapytała Emilia Nieznana.

— Odradzam — odparła szybko Erna. — Do czasu, aż zorientujemy się w obecnym położeniu lub zamiarach Reginy, Róży, Racheli, Rozalii i Rity.

Upierała się używać imion strzyg, kiedy tylko się dało. Nie były problemem ani przedmiotem. Były osobami.

— Rozumiem. Niemniej mam pod sobą ponad trzydziestu młodych magów, którzy od niemal trzech tygodni w praktyce odbywają zaimprowizowane kolonie w bibliotece. I mają tego dość. Tak się nie da żyć, uczyć ani prowadzić badań — odparła stanowczo Emilia. — A ja nie mam nawet zmasakrowanego trupa, który mogłabym im pokazać, żeby się zamknęli.

Magowie robią, co chcąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz