30. Nadszedł czas na pożegnanie

704 48 12
                                    

ELODIE

Te ponad trzy miesiące zleciały, jak trzy dni albo trzy sekundy. Nigdy nie pomyślałabym, że przez to, że zgodziłam się pomóc nieznajomemu weterynarzowi, zyskam ukochanego mężczyznę, który sprawił, że poczułam się piękna i wyjątkowa. Maven nie tylko mnie uszczęśliwił, ale też moją córeczkę, która zaczynała go traktować jak tatę, którego nigdy wcześniej nie miała.

Staraliśmy się spędzać ze sobą wolne chwile. Maven poprosił o pomoc Harry'ego, który zgodził się przyjeżdżać, co dwa dni. Ja dzięki temu, że miałam do pomocy Alice i Lilith, mogłam odpocząć od pracy. Pielęgnowałam naszą relację cały czas. Dbaliśmy też o to, żeby obok nas była Lottie, która strasznie przeżywała wyjazd Mavena. Tęskniła za nim od kilku dni, choć Maven jeszcze mieszkał w Wineley. No cóż... Wkrótce miało to ulec diametralnej zmianie.

Z naszych ust wielokrotnie padły deklaracje. Różnego rodzaju obietnice, których ja zamierzałam dotrzymać. Wierzyłam, że Maven również.

Ufałam mu. Te trzy miesiące to krótki staż, ale w naszej relacji niezwykle intensywny. Widywaliśmy się bardzo często, a prowadzone przez nas rozmowy oraz okazywane gesty, śmiało wskazywały na to, że oczekiwaliśmy czegoś więcej niż zwykłej przyjaźni.

Czy się bałam? Tak. Bardzo się bałam. Bałam się, że na pewnym etapie przestanę być wystarczająca. Wineley było moim domem, miałam tutaj przyjaciół, Lottie także. Nie mogłam być taką egoistką. Przecież Maven zostawił na te trzy miesiące swoje poukładane życie oraz przyjaciela, z którym pracował. Związek na odległość był dla mnie czymś nowym... Pewnie to wprawiało mnie w ten przerażający stan.

Szykowałam razem z Kendrą, Lottie i Rhettem kolację. Kolacje pożegnalną. Nie zapraszałam nikogo więcej. Przez te ostatnich kilka dni codziennie ktoś przychodził do Mavena, chcąc się z nim pożegnać. Ciocie płakały chyba z ponad dwie godziny i za nic w świecie nie umiał ich uspokoić. Moi rodzice wpadli do mnie, gdy akurat siedziałam razem z z Mavenem i Lottie w ogrodzie. Tata zabrał potem Mavena bliżej kur, aby je nakarmić, a w międzyczasie o czymś dyskutowali. Mama wyściskała go i wręczyła siatkę pomarańczy z sadu. Gdy tylko zobaczyłam te owoce, to przypomniało mi się, jak złapał mnie, gdy spadłam z drabiny. Gdy przenosiłam wzrok na kurnik, stopklatki wspomnień ukazywały mi chwile, gdy wyrzucił instrukcje, a potem nie wiedział, co dalej. Uśmiechnęłam się sama do siebie, gdy w mojej głowie utkwił moment, w którym uciekał przed kogutem. Za to poprzedniego dnia, odwiedzili nas moi dziadkowie, babcia śmiała się głośno i opowiadała, jaki Maven był zakłopotany, kiedy policzył świnie. Za to moja córeczka wytknęła Mavenowi, że nadal nie nauczył się prawidłowo łapać świnek. Nasze pierwsze spotkanie należało do... nietypowych. Ale dzięki temu spotkaniu, zyskałam osobę, której powierzyłam bolesne wspomnienia.

Monty również wpadł do Mavena. Razem z żoną i córką. Przyszli z świeżymi jajkami. Monty, a w zasadzie jego bar kojarzył mi się tylko z jedną chwilą. Taniec. Tylko jeden taniec.

Brad, Marshall i Ev również o nim nie zapomnieli. Brad wspominał z rozbawieniem, jak Maven dostał ogonem w twarz od Maise. No cóż, na kogoś musiało paść, prawda? Marshall dziękował Mavenowi za uratowanie Lottie, gdy ta płakała po niezbyt przyjemnym spotkaniu z pszczołą.

Kto by pomyślał, że weterynarz, który został okrzyknięty największym samotnikiem i bucem, zyska tylu znajomych, którzy będą się z nimi tak przyjaźnie żegnać?

Pierwszy pocałunek nad jeziorem... On ciągle czekał. Czekał, aż odważę się postawić krok w jego stronę. Pierwsza randka, a w zasadzie etap, w którym wypuściliśmy demony i rozkazaliśmy im od nas odejść. Raz na zawsze.

Każdy Twój Uśmiech | +16Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz