Lily POV:
Siedziałam sama w mieszkaniu i szukałam jakichś materiałów potrzebnych do zrealizowania mojego projektu, kiedy usłyszałam głośny huk, dobiegający z mieszkania obok. Coś musiało się stać. Bez chwili zawahania wybiegłam z domu i zaczęłam walić w drzwi obok. I nie obchodziło mnie, że jest już późno i prawdopodobnie obudzę pozostałych sąsiadów. Ale miałam to w nosie. Waliłam pięścią w drzwi, nie ustępując, aż w pewnym momencie zaczęła pulsować z bólu. Kiedy już chciałam zrezygnować i wrócić do siebie, drzwi lekko się uchyliły i z ciemności wynurzyła się twarz bruneta. Jego wyraz twarzy był trudny do odczytania. Jakby kłębiło się w nim za wiele emocji.
- Czego?- wysyczał beznamiętnie, a ja się poczułam, jakbym dostała soczystego plaskacza w twarz. Co z tym chłopakiem jest nie tak? Co za bipolarny dupek. Jednym razem jest miły, a następnym staje się frajerem, który jest chamski.
- Chciałam sprawdzić, czy wszystko ok. Usłyszałam huk- powiedziałam drżącym głosem. Chłopak jedynie przewrócił oczami.
- Pewnie usłyszałaś, jak moje łóżko opadło na dół, no bo wiesz...
Co za oblech. A ja mu chciałam pomagać, chciałam być życzliwa. A on nadal jest taki wstrętny. Nie wiem dlaczego, ale zrobiło mi się przykro. Jasne, nie lubiłam go, ale jednak te słowa mnie zabolały.
- Wiesz, co? Nieważne- machnęłam ręką i obróciłam się napięcie. Za sobą usłyszałam jeszcze tylko głośny trzask drzwi.
***
Colton czekał na mnie na dole. Przyjechał po mnie, bo pogoda niezbyt dziś dopisywała. Ucieszyłam się, jak ujrzałam jego uśmiech skierowany do mnie. Na niego zawsze mogłam liczyć. Szybkim krokiem wsiadłam do samochodu.
- Hej Lils- przywitał się ze mną blondyn. Włączył radio, nastawiając na moją ulubioną stację.
- Cześć Colt.
Pocałowałam go w policzek. I momentalnie zaczęliśmy we dwoje śpiewać piosenkę Ariany Grande- One Last Time, od zawsze była moją ulubioną piosenkarką.
Pierwsze zajęcia. Aktorstwo. Niestety dzisiaj na nasze zajęcia przychodzi druga grupa, w której znajduje się Dylan. Co za pech, nie mam ochoty go widzieć. Wszyscy zajęli swoje miejsca, ja jak zwykle siedziałam koło mojego najlepszego przyjaciela. Dwa rzędy za mną siedział Dylan.
Nie zerkałam w jego stronę. Musiałam być silna. Nie mogłam mu pokazać, że jest wart mojej uwagi. I tak wystarczająco upokorzyłam się w nocy. Wystarczy. Z moich rozmyślań wyrwał mnie gruby głos nauczyciela.
- Lily, tobie i Dylanowi otworzyłem oddzielną salę, abyście mogli kontynuować pracę nad projektem. Nie chce, żebyście marnowali czas- puścił mi oczko. Serio do końca semestru zdążę znienawidzić tego mężczyznę.
- Kurwa- zaklęłam pod nosem. Nauczyciel to usłyszał i posłał mi ostrzegawcze spojrzenie.
Nie odzywałam się już więcej, spakowałam swoje rzeczy do torby i skierowałam się do sali, do której nauczyciel kazał mi pójść. Usadowiłam się przy jednej z ławek, a po chwili zjawił się Dylan. Uraczyłam go lekceważącym spojrzeniem. On nawet nie zwrócił na to uwagi i usiadł obok mnie. Super(to sarkazm). Wyjęłam materiały nad którymi ciężko pracowałam i byłam święcie przekonana, że brunet nic nie przygotował. Lecz on mnie zadziwił, z plecaka wyjął teczkę wypełnioną po brzegi. Nie sądziłam, że jest w stanie cokolwiek zrobić.
- Wow postanowiłeś wziąć się do roboty- prychnęłam, a on zaczął rzucać gromami z oczu, byłam całkowicie nieprzejęta.
- Wpadłem na pewien pomysł- zaczął się ekscytować. Wow dziwne, że on potrafi na cokolwiek wpaść. Ja tylko kiwnęłam głową, by kontynuował.
- No więc możemy zaczerpnąć inspirację z jednego odcinka serialu Teen Wolf- mówił, a ja tylko słuchałam uważnie- tego odcinka, kiedy Meredith umarła.Nie powiem, to nie był wcale taki zły pomysł. Znam ten serial bardzo dobrze. Obejrzałam wszystkie sezony, a scena z umierającą Meredith była najsmutniejsza w całym Teen Wolfie.
- Muszę ci powiedzieć, że ten pomysł jest całkiem niezły- próbowałam ukryć moje zadowolenie- teraz trzeba napisać nasz własny scenariusz na podstawie odcinka- rzuciłam. Chłopak nie czekając ani chwili dłużej sięgnął po swój plecak. Po chwili wyjął z niego kolejną teczkę, na której widniał napis: SCENARIUSZ. Zabrakło mi słów. Był na prawdę przygotowany. Chyba wziął sobie moje słowa do serca i w końcu zabrał się do roboty.