Gdy zeszłam na dół zobaczyłam Gabriela wpatrującego się w filiżankę kawy.
- Hej, wszystko dobrze?- Spytałam bo po jego mimice nic nie można było wywnioskować.
-Tak... wszystko dobrze- Powiedział jednocześnie spoglądając na zegarek
-Zbieraj się za pięć minut jedziemy do szkoły- Powiedział, a ja skinęłam głową.
Gdy minęło pięć minut wyszłam z domu, od razu zobaczyłam przed sobą brata który już czekał w samochodzie na podjeździe. Kilka chwil później znajdowałam się już na parkingu uczelni. Nie chciałam tam iść. I to tak na serio, mimo że byłam tą osobą w klasie która zawsze była przygotowana i najmądrzejsza, to dziś naprawdę czułam się fatalnie. Ale nie przez jakąś chorobę, a przez jedną osobę którą za nic w świecie nie chciałam zobaczyć. A był to Alexander Clark, najprzystojniejszy i najniegrzeczniejszy chłop w całej placówce. Ja i on byliśmy wrogami od zawsze, ale on i mój brat to te typowe dobre "ziomeczki" które się uwielbiają i nie wyobrażają sobie dnia bez drugiego.***
-Dzień dobry Pani Johansson- Powiedziała chórkiem klasa.
-Dzień dobry uczniowie, usiądźcie i przygotujcie się do lekcji- Odpowiedziała nauczycielka.
-Dziś zaczniemy pola kwadratowe- Powiedziała nauczycielka, ale ja tego nie słyszałam miałam wtedy ważniejsze rzeczy do roboty, a mianowicie odgadywanie całej kasy z Eve.
Gdy zabrzmiał dzwonek, cała klasa rzuciła się do wyjścia (łącznie z nami).
Na przerwie poszłyśmy pod salę od biologii, a następnie podeszłyśmy do sklepiku kupić jakiegoś energola (Bo w domu energetyk by nie przeszedł), a sama już nie miałam sił.
-W końcu koniec lekcji!- Powiedziała do mnie Eveline.
-Dziś szczególnie były nudne- powiedziałam.
-No rel, i jeszcze... OMG nie wierze Alexander we własnej osobie!-powiedziała z wyraźną nutką podirytowania. Szczerze mówiąc miałam nadzieję, że coś jej się przewidziało czy coś, ale nie kilka metrów dalej stał nie kto inny niż Alex. O Jezu ile normalnie lasek się na niego łasiło... Okropność. Alex stał tam z moim UKOCHANYM braciszkiem, pijąc piwko zero. Gdy minęło kilka chwil gapienia się na nich mogłam wreszcie do nich podejść. Ludzi zbytnio nie szokował widok mnie blisko Alexa, ale szczerze nie na widziałam gdy ktoś się na mnie lampi, a tym bardziej nie na widziałam uczucia że blisko mnie otacza się mój zasrany wróg.
-Hejka- mruknełam cicho do brata.
-Siema młoda, co tam?- zapytał jakby nigdy nic.
-Całkiem spoko, a u ciebie?- Spytałam.
-Wież jak jest... Dosyć ciężko utrzymać naszą mała rodzinkę- powiedział.
Ale miał po niekąt rację, żyliśmy w małym miasteczku Blackwood. Gdy nasi rodzice zmarli w wypadku samochodowym przeprowadziliśmy się do Yellowstone, i tam żyjemy do dziś. Gabriel musi ciężko pracować na dwóch etatach w restauracji, aby nas utrzymać.
-No dobra braciszku to ja spadam, to do zobaczenia!- powiedziałam z pośpiechem tylko aby uciec od spojrzenia Alexandra.