CZTERY LATA PÓŹNIEJ
To była ciężka i gorąca noc.
Niemal w ogóle nie spałam. Nie potrafiłam znaleźć dla siebie odpowiedniej pozycji. Nie mogłam się przykryć bo pociłam się jak świnia, chociaż one się chyba nie pocą. A ja zawsze śpię przykryta po same uszy, nawet jak jest gorąco. A mówiąc gorąco mam namyśli temperatury do dwudziestu sześciu stopni, może nawet dwudziestu ośmiu, a nie tysiąca, tak jak teraz. I dlaczego klimatyzator nie chodzi? A nie chyba jednak chodzi. Ugh... Jak w ogóle, mój mąż, może sobie spokojnie spać i w dodatku bezczelnie chrapać kiedy ja się tak męczę? Może powinnam go obudzić i zapytać? I ochrzanić za tak zuchwałe zachowanie. NIE. Nie zrobiłabym mu tego, póki co.
Cały dzień ciężko pracował rąbiąc drzewo na opał dla ciotki Bożeny. Później wraz z Zdziśkiem zwieźli wszystko w jedno miejsce i układali do samego wieczora. A co ja robiłam w tym czasie? Oprócz tego, że z wiaderkiem lodów pistacjowych obficie polanych sosem czekoladowym obserwowałam jego pracę, który z siekierą, w starych wytartych dżinsach i bez koszulki prezentował się tak obłędnie seksownie, aż nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. Żałowałam, że nie było przy mnie nikogo komu mogłabym się pochwalić, że to spocone ciacho to mój facet. No cóż. Na szczęście główka pracowała jak należy i zrobiłam mu kilka fotek. Pilnowałam też największego szczęścia mojego życia, Klary. Boże jaka ona jest słodka. Wiem, że każda matka tak mówi o swoim dziecku. No może nie każda, większość. Ona jest cudem, aniołkiem i diabełkiem w jednym. Wypisz wymaluj, czysty ojciec.
Bycie rodzicem, matką, ma to do siebie, że nawet kiedy śpisz to i tak czuwasz. Jeszcze śniłam, jeszcze się nie wybudziłam, a już słyszałam tupot małych stópek za drzwiami. Kilka sekund później skrzypnięcie drzwi i atak na nasze łóżko. Z trudem podniosłam ciężką powiekę żeby zerknąć na zegarek, szósta trzydzieści. Oczywiście. Przecież po nieprzespanej nocy nie mogłabym podrzemać przynajmniej do siódmej.
– Mamuś, pójdziemy nad jezioro? – zaszczebiotała wciskając się między nasze ciała. Pan mąż udawał, że jej nie słyszy i nawet nie drgnął.
– Skarbie – wyszeptałam – jest zbyt wcześnie. Nie zjedliśmy nawet śniadania – odparłam niezgrabnie przekręcając się na bok aby móc ją do siebie przytulić. – Może się jeszcze chwilę prześpimy? – zaproponowałam z nadzieją, że na to przystanie.
– Dobrze mamuś – pocałowała mnie rękę – pogłaskam cię żebyś usnęła. – Och, moje skarbeńko. Głaskała mnie całe pięć minut. Już zaczynałam odpływać kiedy przypomniało się jej, że jeszcze nie przywitała się z tatusiem.
– Tatuś. Tatuś – powtórzyła po chwili bardziej zniecierpliwiona – no tatuś – kopniak w plecy.
– Hym – mruknął zaspany.
– Wyspałeś się?
– Nie.
– Nudzę się – wzdychała teatralnie niczym Oskarowa aktorka na co zmuszona byłam zaciskać mocno wargi żeby nie wybuchnąć śmiechem. Patryk w końcu odwrócił się do nas. Miał zaspaną, lekko opuchniętą twarz i oczy, zmierzwione włosy i wyglądał po prostu uroczo. Przysunął się do nas i przyciągnął małą do siebie, zamykając ją w uścisku przy okazji serwując jej łaskotki. A ona zapiszczała na całe gardło.
– Dzień dobry, pani Balicka – wymruczał patrząc na mnie tak jakbym miała zaraz zostać jego śniadaniem i jestem pewna, że gdybyśmy byli teraz sami tak właśnie by się stało.
– Dzień dobry, panie Balicki.
– Dobrze spałaś. – przecząco pokiwałam głową. Spojrzał na mnie z niepokojem i zrozumieniem jednocześnie. – Chcesz się jeszcze zdrzemnąć? Zabiorę małą na dół i zrobię nam śniadanie... – Tak śniadanie. Wiem, nieprawdopodobne, ale mój mąż w końcu nauczył się robić jajecznicę. Moment w którym udał mu się ten wyczyn, po raz pierwszy, uwieczniłam nagraniem oraz zdjęciem, które wisi między kuchnią a jadalnią w naszym domu w Warszawie.
CZYTASZ
It's always been you
RomanceOna podkochiwała się w nim od zawsze. Była pewna, że on widzi w niej jedynie głupiutką sąsiadkę jego babci. Nie miała pojęcia, że obserwował ją latami i czekał na moment kiedy w końcu będzie mógł się do niej zbliżyć. Alicja skrywa w sobie wiele taj...