¡! Rozdział 6

129 9 13
                                    

Wieczór w Barcelonie był chłodny, ale dla Gaviego i Pedriego to miało niewielkie znaczenie. Umówili się na spotkanie w parku – niewielkie, przyjemne miejsce z alejkami otoczonymi drzewami, gdzie obaj mogli swobodnie porozmawiać bez tłumów i zgiełku miasta. Gavi, jak zwykle ubrany w swoje czarne dresy i prostą koszulkę, czuł lekki niepokój, choć próbował to ukryć. Od ostatniego spotkania z Pedrim minęło już trochę czasu, a on nadal czuł się, jakby nie do końca mógł uwierzyć w to, że znów są na dobrej drodze.

Pedri, w beżowej bluzie i luźnych czarnych jeansach, czekał na niego na ławce. Gdy Gavi zbliżył się do niego, jego serce przyspieszyło. Pedri zawsze wyglądał tak dobrze – zbyt dobrze, myślał Gavi, choć nigdy nie powiedziałby tego na głos. Ale jakby czytając w jego myślach, Pedri pierwszy postanowił przerwać ciszę.

– Hej, Gavi – uśmiechnął się szeroko, wstając i zbliżając się do niego. Jego wzrok przesunął się po sylwetce młodszego chłopaka. – Ładnie wyglądasz – powiedział z ciepłem w głosie, jakby to było najoczywistsze na świecie.

Gavi zatrzymał się w miejscu, czując, jak rumieniec rozlewa się po jego twarzy. Zacisnął usta w niewielkim uśmiechu, próbując nie pokazać, jak bardzo te słowa go zawstydziły. Pedri zawsze miał ten talent do sprawiania, że czuł się jednocześnie ważny i... nieco zakłopotany.

– Dzięki – odparł cicho, wzruszając ramionami. – Ty też wyglądasz... fajnie.

Pedri parsknął śmiechem i delikatnie szturchnął Gaviego w ramię.

– Fajnie? No nie wiem, mogłeś się bardziej postarać z tym komplementem – zażartował, uśmiechając się szeroko.

Gavi przewrócił oczami, próbując nie roześmiać się na głos.

– A co, mam cię komplementować na każdym kroku? – zadrwił lekko, choć jego serce biło mocniej. Był zawstydzony, ale jednocześnie czuł się dobrze w tej atmosferze. Z Pedrim wszystko było naturalne, nawet wtedy, gdy zżerały go nerwy.

Pedri zaśmiał się, ale potem spoważniał, patrząc na Gaviego z pewnym ciepłem i troską w oczach.

– Serio, Gavi – powiedział, kładąc mu rękę na ramieniu. – Cieszę się, że mogłem cię znowu zobaczyć.

Gavi spuścił wzrok na chwilę, nie wiedząc, co odpowiedzieć. W jego głowie krążyły setki myśli, ale żadna z nich nie wydawała się wystarczająco dobra. W końcu jednak postanowił rozluźnić atmosferę.

– Co powiesz na małą zabawę? – zapytał niespodziewanie, z błyskiem w oku.

Pedri spojrzał na niego zdziwiony.

– Co masz na myśli? – dopytał z lekkim uśmiechem, już gotów na wszystko.

Gavi uśmiechnął się szerzej i nagle, bez ostrzeżenia, zerwał się do biegu.

– Berek! – krzyknął z daleka, śmiejąc się w głos.

Pedri przez chwilę stał oszołomiony, ale już po chwili rzucił się za nim w pogoń.

– Nie masz ze mną szans, mały! – zawołał, szybko zmniejszając dystans.

Gavi uciekał jak szalony, śmiech niósł się po całym parku. Ich kroki odbijały się echem od kamiennych ścieżek, a wiatr rozwiewał włosy chłopców. Pedri doganiał go coraz szybciej, a Gavi, patrząc przez ramię, nie zauważył wystającego kamienia na swojej drodze.

Nagle potknął się, stracił równowagę i upadł na ziemię z głośnym hukiem. Betonowa ścieżka była twarda, a kamień rozciął jego policzek, zostawiając głęboką, piekącą ranę. Ból przeszył jego twarz, a łzy natychmiast napłynęły do oczu.

{ Undone } ~ Gavi x Pedri ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz