Kościelecki biegnie przez las, już jest zmęczony, dyszy i sapie uciekając z obiadem w ręku
— wracaj śmiertelniku!!! — krzyczy Goliat, jego dudniące kroki słychać w całej puszczy. Ptaki odlatują z drzew, zające się chowają.
Kostek nie ma już sił, jego chude nogi nie wytrzymują. Przewraca się o korzeń. Uderza z impetem głową w korzeń. Huk, potem pisk w jego uszach.
Kroki Goliata są coraz bliżej, Kostek nie ma sił żeby wstać, ma mroczki przed oczami.
— to twój czas — mówi ochrypłe Goliat
— Nie zbliżaj się do mnie! — wykrzykuje kostek, rzucając na oślep pierwszym lepszym napotkanym kamieniem. Chybia
— oddaj mi mój obiad, oboje wiemy że nie masz szans — mówi Goliat prześmiewczo.
Kostek chce coś odpowiedzieć, zrobić coś, cokolwiek. Jego ręka boli, chyba jest złamana, czuje jak całego ciało pulsuje od bólu.
Goliat bierze zamach pięścią. To chwila, prawie jak mrugnięcie, jedno słowo, albo krok.
Ciemność.
Kościelecki budzi się. Jest noc, środek lasu, sowy huczą. Wstaje do siadu obolały, na jego nosie jest zaschnięta krew.
Nagle rozgląda się wokół siebie gorączkowo, i dostrzega to, załamuje się.
— nie.. nie znowu
Nie ma obiadu.
CZYTASZ
Opowieść o Goliacie i Kościeleckim
Short StoryKostek jest chudy bo się kłóci o obiad z goliatem, Goliat zawsze wygrywa