Chapter III

352 25 139
                                    

Pablo's POV
14 styczeń 2023 — Dzień wylotu do Arabii Saudyjskiej

Kurwa nie zdążę!—krzyknalem sam do siebie walcząc z walizka. Za pół godziny powinienem być na lotnisku, a ja spędzałem czas nad czynnością, którą powinien zrobić już wczoraj.

Poprosiłem mojego menago, żeby mnie podwiózł jednak w ostatniej chwili dał znać, że nie jest w stanie, bo złapała go grypa jelitowa i najdalej gdzie pójdzie to do toalety. Oczywiście powiedziałem, że nic się nie dzieje, ale wewnętrznie myślałem, że wyjdę z siebie i stanę obok.

Szukając pomocy gdziekolwiek, napisałem na naszej drużynowej grupie, aby sprawdzić czy ktoś będzie miał chęci i możliwość zabrać mnie ze sobą.

pablogavi
chłopaki wypadła mi podwózka. mógłby ktoś z was zabrać mnie ze soba na lotnisko? przepraszam i byłbym wdzięczny.

Nawet nie zdążyłem mrugnąć okiem. Odczytało pięć osób, lecz jedna z nich była najszybsza.

pedri
będę za dziesięć minut.

Japierdole jeszcze tego mi brakowało.

Gonzalez to była ostatnia osoba, u której w aucie chciałem siedzieć, jednak kiedy już poprosiłem o podwiezienie, a on się zgodził to nie mogłem narzekać i odmawiać pomocy.

Tak jak powiedział, tak zrobił. Dziesięć minut później schodziłem na dół z walizka, a do moich drzwi rozległ się dzwonek. Otworzyłem je, wpuszczając chłopaka do środka.

—Czesc, przepraszam za kłopot. Nie musiałeś.—powiedziałem chcąc jakoś rozluźnić atmosferę, żeby później nie wypominał mi tego, że po mnie przyjechał.

—Nikt inny nie chciał, więc się zlitowałem. Znaj moje dobre serce.—stwierdził, na co poczułem delikatne ukłucie w sercu.

Naprawdę nikt nie chciał ze mną jechać..?

Dzieki.—odpowiedziałem krótko nie chcąc już kontynuować tematu i wyszedłem z domu zamykając go za sobą.

Wsiadłem do auta chłopaka i przez pół drogi jechaliśmy w zupełnym milczeniu. Cały czas w głowie grały mi jego słowa i zastanawiałem się co robię nie tak, żeby traktował mnie w ten sposób. Naprawdę, aż tak jestem upierdliwy i dziecinny.

—Czemu się nie odzywasz? Bozia głosu nie dała?—zapytał skręcając.

—Dała, ale nie do rozmów z tobą.—odparłem oburzony.

—A chcesz wysiąść?—czułem w jego głosie narastającą złość, a bardzo nie chciałem, żeby wyżył się na mnie.

—Chętnie, bo kompletnie nie mam ochoty jechać z takim burakiem, ale jednak jakoś muszę tam dotrzeć.—odparłem.

Byłem pewien, że po takich słowach zatrzyma się na środku ulicy i każe mi wysiadać.

—Rusz dupę, a nie liczysz, że wiecznie ktoś będzie Cię podwozić, bo jesteś leniem. Chociaż pokaż, że masz na tyle mózgu, żeby zdać prawko, bo nic innego Ci nie wychodzi.—rzucił nie zastanawiając się.

Nie denerwuj się Pablo. To jest tylko Pedri, bierz na niego poprawkę, on się nie zmieni.

Ja przynajmniej mam coś takiego jak serce i uczucia. Nie jestem dla wszystkim wrednym chujem, który widzi jedynie swój nos i dupę. Współczuję Ferranowi, że się z tobą przyjaźni i wcale bym się nie zdziwił, jakby robił to z litości.—odparłem.

Jak Gonzalez Gavirze, tak Gavira Gonzalezowi prawda?

Wysiądź.—powiedział zatrzymując się przy chodniku.—Masz idealnie dziesięć minut piechotą, więc dasz sobie radę. Nie byłoby mi przykro gdybyśmy jednak polecieli bez Ciebie, bo i tak się do niczego nie przydasz.

I didn't want to fall in love with you || Gavi x PedriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz