Rozdział 9

23 2 0
                                    

M.J.

Dzięki niebiosom Rider wrócił do pracy, dzięki czemu mogłam ograniczyć moje wieczorne wizyty w klubie do minimum. Wiem, że to dziwne ale jednocześnie kocham ten klub i nienawidzę muzyki w która w nim leci. Ta łupanka kaleczy moje uszy. Po porannym treningu przebrałam się w szorty i ukochaną bluzę z kapturem, założyłam czapkę z daszkiem i udałam się do garażu, wsiadłam do mojego maleństwa dodga challengera. Otworzyłam pilotem bramę i wyjechałam na ulicę miasta. Pojechałam do klubu zamknąć miesiąc czyli pełno papierowej roboty ale ja to lubiłam byłam bystra więc całą księgowość ogarniam sama. Czasami się zastanawiam jak bym sobie poradziła na studiach? Odepchnęłam te myśli od siebie, bo wiedziałam że myślenie o tym nic mi nie da. Po około pół godzinie dojechałam pod klub. Poprawiłam czapkę i kaptur, po czym założyłam też okulary przeciwsłoneczne. I wyszłam z auta. Otworzyłam drzwi do klubu i przywitałam się z Brockiem
- Cześć- powiedziałam sennie
- Jak zawsze jesteś rześka jak poranek w Kalifornii - nabijał się że mnie ochroniarz
- Ekspres mi się zepsuł, nie wypiłam kawy.- odpowiedziałam rozdrażniona
- Wskoczę na róg do kawiarni i ci kupię, zresztą sam też bym się napił, bo tu- wskazał na górę klubu- Amber pozamieniała kapsułki i jest jakaś breja której nie da się pić.- powiedział Brock po czym zamknął za sobą drzwi.
Podeszłam do baru, żeby wydrukować z kas paragony dobowe i paragony miesięczne po czym z kilometrowym kwitkiem udałam się do swojego biura. Zaczęłam wypełniać wszystkie faktury, uzupełniać braki w magazynie i wszystko co na dziś sobie zaplanowałam. Z sejfu wyjęłam gotówkę i ją przeliczyłam czy się zgadza w utargiem z poprzedniej nocy zaczęłam wypełniać kwit do banku po czym zapakowałam kasę do kasetki. Zajęłam się praca i byłam jak automat. - Mam dla ciebie kawę - powiedział Brock wchodząc do gabinetu. Nie było go tak długo, że aż zapomniałam że poszedł nam po kawę.
- Byłeś po nią w Kolumbii? - zapytałam
- Po drodze były małe komplikacje. - popatrzyłam na niego czekając na rozwiniecie- jakiś koleś chciał wejść do środka. Mówił, że chce ci się oświadczyć i porwać w stronę zachodzącego słońca - zażartował
-Brock! - uniosłam się w udawanej złości - a jeśli to był ON? Jeśli przez ciebie nigdy nie poznam prawdziwej miłości?!- popatrzyliśmy się na siebie i oboje wybuchliśmy śmiechem
- Pij te kawę, bo gwiazdorzysz - powiedział podając mi kawę. I zabierając kasetkę z gotówką do banku. - potrzebujesz jeszcze czegoś? - zapytał przy drzwiach
- nie, zrobię jeszcze szybką inwenturę na alkoholach i spadam do domu.
- Rider wciąż u ciebie urzęduje?
- Tak- powiedziałam wzdychając - kocham go ale niech przestanie próbować nauczyć się gotować, bo puści mi chatę z dymem.- Brock śmiał się z mojej niedoli ale zaczął już wychodzić z biura- wypad bo powiem twojej żonie, że nie cierpisz jej kuchni! - zagroziłam w żartach
- Ale wszystko za każdym razem zjadam - powiedział wciąż się śmiejąc, rzuciłam w niego kulką papieru ale już zdążył wyjść z biura zamykając za sobą drzwi. Pokręciłam głową sama do siebie. Po trzech godzinach skończyłam wszystko co na dziś miałam zaplanowane i wróciłam do domu.

***

- Prooosze - jęczał Rider
-Nie.
- Proszę. Błagam cię- złożył ręce jak do modlitwy
- Nie.
-M. Proszę nie pojadę uberem ani taksówką
- Nie ma opcji, że pożyczę ci moje auto- odparłam, wskazałam na ekspres który jak się okazało nie popsuł się sam.- zepsułeś nawet ekspres, nie pożyczę ci czegoś tak cennego. - powiedziałam obojętnie
- Jak to będzie wyglądać jak manager Underground przyjedzie do klubu taksówka? - zapytał. Miał trochę racji, musieliśmy dbać o jego wizerunek i fakt że by przyjechał transportem publicznym bo jego auto odmówiło posłuszeństwa dziś rano mógłby zadziałać niekorzystne na wizerunek klubu.
- Aaaa niech będzie - powiedziałam zrezygnowana
- Pożyczysz mi auto?- ucieszył się Rider
- Oszalałaś!?- popatrzyłam się na niego jak na wariata - Zawiozę cię, prześpię się w biurze a rano razem wrócimy. Jutro niedziela więc rano nie muszę być w klubie.
- Ty mi naprawdę nie ufasz? - złapał się za serce w udawanym oburzeniu
- Ufam ci - zapewniłam łapiąc go za ramię - Ale auta i faceta się nie pożycza
- Ty nie masz faceta? - zauważył przyjaciel
- To tym bardziej auta ci nie pożyczę- uśmiechałam się złośliwie.
Miałam jeszcze dużo czasu do wyjścia więc postanowiłam się przejechać. Kochałam jeździć na motocyklu, jednak na nim często traciłam poczucie czasu i tak było tym razem. Usłyszałam w słuchawkach sygnał połączenia
- Co jest Rider? - zapytałam zdziwiona
- Gdzie ty jesteś?! - usłyszałam panikę w jego głosie - powinienem być w klubie za pół godziny!
O szlak!
- yyyy już wracam- powiedziałam, zawracając w pierwszym lepszym możliwym miejscu
- Dopiero?! M.J.!
- Uspokój się, zadzwoń do Amber że trochę się spóźnisz i tyle.- usłyszałam jak Rider warczy, jednak nie miał żadnego kontr argumentu, przecież nie mógł pyskować szefowej. Po dwudziestu minutach byłam już na podjeździe i wsiadałam do auta. Rider patrzył się na mnie spod łba siadając na fotelu pasażera.
- Masz szczęście że cię kocham, wiesz? - powiedział przyjaciel
- I vice versa - odparłam z uśmiechem
Po czterdziestu minutach byliśmy pod klubem, zajechaliśmy pod tylnie wejście, żeby móc wejść do środka bez wzroku przypadkowych gapiów.
Rider od razu ruszył do pracy a ja udałam się na górę do biura. Nie byłam zmęczona więc po prostu patrzyłam się na podgląd z kamer. Zapowiadał się spokojny wieczór. Ludzie wchodzili i wychodzili, zdążyłam zobaczyć kilka gwiazd sportu...
- M.J. jest problem - wparowała do biura spanikowana Amber. Po chwili Brock i Rider wprowadzili do mojego gabinetu załzawioną Angel i posadzili ja na kanapie
- Co się stało? - zapytałam patrząc się na wszystkich pokoleń
- Szłam z kegiem i nie zauważyłam ostatniego schodka - jąkała się Angie
- Dzwoniliście po pogotowie - powiedziałam, bo była to dla mnie oczywistość. Brock i Rider spojrzeli po sobie
- Nie, żadnego pogotowia. Nic mi nie jest- patrzyłam się na rudowłosa dziewczynę w niedowierzaniu
- Co? - mrugałam, nie rozumiejąc czemu nie chce pomocy specjalistów.- Angie uważam że potrzebujesz wizyty na pogotowiu.
- Nie , nic mi nie jest - mówiła przez łzy - potrzebuje tylko okładu i za kilka dni noga będzie jak nowa- szczerze w to wątpiłam ale nie mogłam zmusić jej do przyjęcia pomocy, skoro jej sobie nie życzyła.
- Dziś się już nam na nic nie zdasz, pojedź do domu. Weźmiesz kilka dni urlopu i jak noga dojdzie do stanu użyteczności to wrócisz do pracy, dobrze? - zapytałam - popatrzyłam na Ridera - skontaktuj się z jej chłopakiem, żeby po nią przyjechał, bo raczej wątpię by mogła sama prowadzić. - Rider od razu mi przytaknął po czym znalazł w CV Angel dane kontaktowe do jej chłopaka.
- Cześć, tu manager z Underground Angie miała mały wypadek - cisza - mogłabyś po nią przyjechać?- cisza - do zobaczenia. - powiedział po czym zakończył połączenie
- Twój chłopak będzie, najszybciej jak się uda - zwrócił się Rider do dziewczyny
Po czterdziestu minutach do mojego gabinetu weszła Amber z dwoma mężczyznami.
I czas stanął w miejscu.
Już nic nie słyszałam.
Byłam w stanie tylko się gapić na mężczyzn w moim gabinecie.
Liam i Ollie...

Nie Jej winaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz