Nowy sezon teatralny rozpoczął się w pełni, a ja postanowiłam zacząć go klasyką, czyli ,,Romeem i Julia" w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Zapraszam na moje wrażenia.
Chyba każdy z nas zna historię Romea i Julii- dwojga młodziutkich przedstawicieli skłóconych ze sobą rodzin, którzy zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia i mimo przeciwności postanowili wziąć ślub i spróbować być razem, ale nienawiść rodowa doprowadziła ich do śmierci. W tym wypadku jednak poznajemy tę opowieść w skróconej formie - na scenie są jedynie postacie głównych bohaterów, nie widzimy jak na ich losy wpłynęły takie osoby jak rodzice, Tybalt, Marta czy Merkucjo.
Trzeba przyznać, że jest to bardzo specyficzny i oryginalny pomysł, a realizacja również jest nietypowa. Mamy bowiem jednocześnie dwóch odwórców Romea i dwie aktorki wcielające się w Julię - występują oni jednocześnie, ale jedno z wcieleń postaci mówi tekstem z Szekspira, a drugie językiem migowym. Nie ma jednak przydzielenia jednej Julii do Romea, więc nasze pary też od czasu do czasu się wymieniają, co można interpretować na wiele sposobów. Ogółem jest to więc ta odnoga teatru, która jest trudna, ,,dziwna" i skłania do myślenia. Sami możemy interpretować różne sceny, takie jak ta, gdy Romeo zastyga w kilku pozach, a Julia próbuje ruszyć go z miejsca. Ja osobiście miałam skojarzenia z powieścią Cezarego Harasimowicza ,,Była sobie miłość", gdzie autor przedstawia retelling legendy o Tristanie i Izoldzie, którzy odradzają się w kolejnych wcieleniach, gdzie napotykają kolejne przeszkody do realizacji swojej miłości. Tutaj też odnosiłam wrażenie, że przesłanie spektaklu jest takie, że prawdziwa miłość zawsze musi walczyć ze złem i oschłością świata, nawet jeśli na pierwszy rzut oka nie widzimy tych przeciwności. Każdy jednak może interpretować to inaczej. I muszę przyznać, że mimo tej dziwności i wymagające formy spektaklu, oglądało mi się to bardzo dobrze.
Wizualnie spektakl jest bardzo ładny. Scenografia jest bardzo prosta - składa się na nią łóżko i ściana symbolizująca wezgłowie tegoż łóżka, co też można odczytywać jako przypomnienie o fizycznym aspekcie związku naszych bohaterów. Jednak prawdziwą robotę robi światło, które jest piękne, klimatyczne i buduje nam nastrój historii romantycznej miłości. Szczególnie pierwsza scena, gdy suknia Julii wydaje się zrobiona z gwiazd, wypada bosko. Bardzo dobrze i dynamicznie wygląda też choreografia, która jest ważna, gdy połowa aktorów jedynie ruchem ukazuje swoje emocje. Buduje ona klimat, szczególnie w scenie nocy pośubnej, która jest bardzo subtelna i po prostu ładna.
W roli Romea widzimy dwóch aktorów - Rafała Bołdysa i Karola Kubasiewicza. Ten pierwszy, występujący z językiem migowym, wydawał mi się nieco przyćmiony na tle reszty obsady, natomiast Karol Kubasiewicz bardzo naturalnie pokazał energię, radość i nagłe uczucie swojego bohatera do Julii, a potem rozpacz w chwili śmierci. Jednak dla mnie właśnie Julie budują ten spektakl. Przede wszystkim - bardzo fajne są ciepłe i serdeczne interakcje między nimi, bardzo lubię na scenie, czy też ekranie bądź kartach książki obserwować pozytywne, wspierające relacje między kobietami, i tutaj również bardzo mnie to chwyciło za serce. Dominika Kozłowska jako ,,głucha" Julia ma w sobie mnóstwo energii, determinacji, ale i słodyczy. Jednak tym, co przyciągnęło mnie do pójścia na ten spektakl była obecność Marty Mazurek, która przed laty wystąpiła jako Julka Wargacz w jednym z odcinków serialu ,,Ranczo", który również przerabiał ,,Romea i Julię". Mimo że obecnie ta aktorka ma trzydzieści dwa lata podbiła moje serce taką młodzieńczą żywiołowością, wiarą w miłość i urokiem, a potem emocjonalnością, rozpaczą i gorączkową chęcią zatrzymania przy sobie ukochanego. Kiedy trzeba, była też zadziorna i stanowcza, jak w scenie oświadczyn (przypominam, że ślub po jednym dniu to nie było widzimisię złego zboczucha Romea, jak gdzieś widziałam - Julia była rozsądna i zdawała sobie sprawę, że gdyby spotykali się bez ślubu, w chwili wyjścia na jaw prawdy, jej opinia byłaby roztrzaskana, a dalszy los marny). W pierwszej scenie mamy też popis jej umiejętności wokalnych.
Trzeba też docenić współpracę i porozumienie całej czwórki, gdyż jest to jeden z tych spektakli, gdzie aktorzy tworzą niemalże osobny organizm.
,,Romeo i Julia" w teatrze Słowackiego jest bez wątpienia spektaklem nieco dziwnym, trudnym i zmuszającym do uważności. Mimo to został zrealizowany naprawdę dobrze i jeśli otworzymy się na refleksję, na samodzielne dopowiadanie sobie pewnych rzeczy i własną analizę, możemy spędzić ciekawy i urozmaicony wieczór.
Ocena: 8/10
Ulubiony aktor: Marta Mazurek jako Julia
Ulubiony głos: Marta Mazurek
CZYTASZ
Shitpost musicalowy
De TodoPo prostu shitpost o różnych musicalach, piosenkach, spektaklach. Więcej informacji w pierwszej notce. Okładka autorstwa @VaeVia z @WNTGOfficial, dziękuję jej bardzo :)