Chapter IV

400 27 123
                                    

16 styczeń 2023

Pablo's POV
Wróciliśmy do Barcelony koło godziny czternastej. Całą drogę przespałem, bo nie kusiło mnie, aby z kimkolwiek rozmawiać. Z początku zaglądałem co chwilę na Pedri'ego, ale stwierdziłem, że chłopak mnie nie zauważa, więc lepiej bedzie jak po prostu pójdę spać.

Po wylądowaniu zabrałem swoją walizkę i ruszyłem w stronę auta Alejandro, który miał zawieźć mnie do domu. Zerknąłem w stronę Pedri'ego, który opierając się o swojego Hyundaia rozmawiał z Ferranem, ale mimo wszystko patrzył wprost na mnie.

Pedri's POV
Czekałem na niego.
Nawet sam nie wiem czemu, po prostu myślałem, że tak jak pojechaliśmy na lotnisko razem (no prawie razem) to tak też wrócimy. Odpuściłem jednak sobie tą myśl widząc, że chłopak siada do samochodu Balde.

Wróciłem do domu marząc o długim ciepłym prysznicu i położeniu się chociaż na chwilę do łóżka. O dwudziestej byliśmy umówieni w Quatro, więc liczyłem, że mimo wszystko uda mi się chociaż trochę odespać te dwa dni.

Przebudziłem się dopiero o dziewiętnastej przerażony, bo miałem zrobić jeszcze sporo rzeczy przed wyjściem. Nie miałem jednak na to czasu, więc odłożyłem panikę na kiedy indziej.

Ogarnąłem włosy, założyłem pierwszą lepszą czarna bluzę, którą wziąłem z szafy i do tego czarne spodnie. Wiedziałem, że chłopaki również nie będą się ubierać nie wiadomo jak elegancko, więc postawiłem na luz.

Do głowy wpadło mi, że może bym sprawdził czy Gavira ma z kim pojechać, ale było mi wstyd. A z resztą niech znajdzie sobie podwózkę, nie będę go wiecznie wszędzie wozić.

Czterdzieści minut później zaparkowałem już auto na parkingu pod klubem. Wsadziłem kluczyki do kieszeni i skierowałem się do wejścia, gdzie czekało już chyba setki osób, żeby dostać się do środka. To nie było miejsce, do którego mógł wejść każdy, także przynajmniej trzy czwarte z nich się nie dostanie.

Zerknąłem okiem na wykupioną przez nas loże, gdzie siedzieli już prawie wszyscy. Razem z nim.

Gavira był ubrany w szerokie jeansowe spodnie, białe buty Balenciagi, a na górę narzucona miał tego samego koloru bluzę. Musiałem przyznać, że on jako jeden z nielicznych umiał się ubierać. Wszystko do niego pasowało i leżało na nim niesamowicie.

Kurwa Gonzalez! Przestań!

Przywitałem się ze wszystkimi omijając chłopaka. Spojrzał na mnie unosząc brwi do góry, ale nie zareagował na to jakoś specjalnie. Nawet się nie odezwał i wydawało mi się, że mój ruch nie był dla niego czymś nowym.

Zrobiłem to tylko dlatego, żeby nie pokazać jak dziwnie czuję się w jego towarzystwie.

Większość z chłopaków zamówiła sobie po drinku, mówiąc, że to dopiero początek. Gavi wział Campari, za którym ja osobiście nie przepadałem. Nachyliłem się nad jego napojem po czym zabierając go, wziąłem łyka.

—Gonzalez do chuja! Po pierwsze kierujesz, a po drugie to moje.—odezwał się chcąc odebrać swoją własność.

Nie zareagowałem. Nadal siedziałem spokojnie na kanapie trzymając lampkę na kolanie. Chłopak wpatrywał się we mnie ze złością. Wiedziałem, że jeżeli pęknie to nie skończy się to dobrze.

Może nie miał problemów z agresją, ale w momencie, kiedy się denerwował i wszytsko w nim pękało dostawał ataku paniki. Tylko mi zdarzyło się to zobaczyć przed jednym z ważniejszych meczy dwa lata temu. Płakał, nie mógł oddychać, a jego ciało się trzęsło. Nie wszyscy wiedzieli jakie chłopak ma problemy. Ja też bym nie wiedział, gdybym nie pomylił kiedyś jego torby ze swoją i zobaczył w środku tabletki uspokajające i antydepresanty.

I didn't want to fall in love with you || Gavi x PedriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz