25. So take it all, the city's yours.

158 14 6
                                    

Wzięłam paczkę papierosów, wychodząc na taras. Za oknem widziałam jak mama krząta się w kuchni. Uśmiechnęłam się delikatnie. Zaciągnęłam się nikotyną, odwracając wzrok w stronę zaśnieżonego miasta. W tym okresie było tu przepięknie.

Wcale nie dziwiłam się, że ludzie z innych państw, a nawet kontynentów, właśnie w tym okresie odwiedzali Nowy Jork. Każdego kogo byś nie zapytał, odpowiedziałby ci, że to spełnienie marzeń.

To przykre, że niektórzy nie są w stanie zrealizować swojego marzenia, bo nie pozwalała im na to sytuacja finansowa, a niektórzy rodzili się w danym miejscu, nie doceniając jego piękna.

Przez długi czas, również byłam tą osobą, która nie doceniała tego co ma. Doceniłam to dopiero, wtedy gdy uświadomiłam sobie jak to wszystko jest ulotne, jak życie jest ulotne.

Usłyszałam za sobą kroki. Wyrwałam się z letargu, odwracając w stronę osoby, która zagłuszała mój spokój. Gdy ujrzałam, że w moją stronę idzie Leon, delikatnie się spięłam.

Wciąż nie wiedziałam na czym stoimy.

Obserwowałam jak staje obok mnie i wyciąga papierosa ze swojej paczki. Nie przypominałam sobie, że Leon kiedykolwiek palił, gdy nie była to sytuacja, która przerastała go psychicznie. Pierwszy raz z papierosem widziałam go po śmierci jego przyjaciela.

– Palisz? – zapytałam zaskoczona.

– Nie, podtrzymuję tylko – parsknął.

Pomiędzy nami zapadła cisza. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Wciąż męczyła mnie sprawa z Maritą. Jednocześnie chciałam się dowiedzieć o ich relacji jak najwięcej. Natomiast z drugiej strony nie chciałam wyjść na wścibską.

– Przepraszam, że wtedy tak wybuchłam. Miałeś racje, nie powinnam mówić co masz robić, bo nie mam takiego prawa, ale musisz mnie zrozumieć, bo się o ciebie martwię – wydusiłam z siebie.

– Rozumiem. Wiem, że to z boku wygląda, jakby ona coś ode mnie chciała i może tak jest, aczkolwiek nie rozmawiamy o pracy. Nie zapraszam jej nigdzie, gdzie mogłaby się czegoś dowiedzieć i zebrać dowody. Trzymam ją na dystans, ale...

Zrobił krótką przerwę, która wydłużyła się do długich minut. Czułam, że chce mi powiedzieć coś ważnego, dlatego czekałam.

– Ale? – ponagliłam go.

– Ale czuje, że jako jedyna jest w stanie mnie zrozumieć. Może to brzmieć głupio, ale czuje się przy niej dobrze – wytłumaczył z trudnością. – Nie wiem czy ta relacja ma prawo przetrwać, skoro pochodzimy z dwóch innym światów, ale chce spróbować, bo może pomimo przeciwności, stworzymy prawdziwą relację.

Wytłumaczył, co przyjęłam skinięciem głowy. Nie chciałam kwestionować jego relacji z kobietą i od tej pory nie zamierzałam tego robić, ale to nie sprawiało, że się o niego nie martwiłam.

Pomimo zawodu Leona, był on bardzo uczuciową osobą, jeśli zależało mu na kimś, wiedziałam, że tak właśnie jest. Zależało mu na Maricie, pomimo przeciwności ich zawodów.

– Powiesz o niej dla mamy? – zapytałam, wyrzucając niedopałek do popielniczki.

– Nie wiem – zaciągnął się papierosem. – Myślę, że na razie nie ma co jej niepokoić, bo sam nie wiem czy ta znajomość zaraz się nie zakończy... Gdy nadejdzie odpowiedni moment, gdzie będę pewny, że Marita czuje to samo do mnie, co ja do niej, zaproszę ją do nas, aby mama mogła ją poznać.

Skinęłam głową. W mojej głowie pojawiło się kolejne pytanie. Widziałam po Leonie, że zależy mu na Zenere, ale nie miał jeszcze pewności czy ona odwzajemnia jego uczucia. Ni byłabym sobą, gdybym o to nie zapytała.

IMAGINATION +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz