♡6

4 0 0
                                    

- Jihyun-ah.. Zostaw mnie.. - błagał siedemnastolatek.

- jesteś chory, rozumiesz? Żaden twój głupi przyjaciel ci nie pomoże! Twoja mama mi zaufała, wiesz? Więc ty też musisz. - zaśmiał się starszy, rozpalając zapalniczkę. Trzymał chłopaka tak, aby nie uciekł. Te oczy, całe w płomieniach przenikały w podnieceniu i adrenalinie. To właśnie tego wzroku Minho bał się najbardziej. Ten sadystyczny wyraz twarzy, który wręcz uwielbiał patrzeć na rozkosznie ogromny ból drugiej osoby. To był koszmar.

Lee wzbraniał się tyle ile może, usiłował się wyrwać i uciec. To było jego jedyne pragnienie. Patrzył z przerażeniem namalowanym na twarzy, jego ukochany robił wiele krzywdy. Nigdy się nie spodziewał jednak, że poczuje ogień na skórze.

Jego mama ufała Jinhyun'owi, zawsze uważała, że chłopak jej syna jest jego godny. Jasne, Minho się nie dziwił, skoro starszy zawsze się podlizywał i pokazywał jak bardzo o niego dba. Tylko jak tylko zostawali sami, zaczynało się istne piekło. Siedemnastolatek, będący jeszcze wówczas dzieckiem, był już przyzwyczajony do wszelkich rodzajów "kar". Od lania skórzanym paskiem gdzie popadnie, do latających dzbanków, które roztrzaskiwały się na ścianie tworząc milion niewidzialnych czy widzialnych kawałeczków. Nie rozumiał, dlaczego jego chłopak jest taki agresywny. Jak tylko chciał zacząć rozmowę, to kończyło się na niesamowicie brutalnym "uprawianiu miłości", a potem nie rozmawiali i udawali że wszystko jest w porządku. Młodszy nie umiał tego tak nazwać, wiedział że to już nie jest miłość, ale wykorzystywanie. Nie mógł jednak odejść, dlaczego? Sam nie wiedział, może to przez przyzwyczajenie? Czy przez to, że nie chciał zawieść rodzicielki?

A teraz, czując niezwykle szybko przenikające przez jego ciało cierpienie, żałował że nie zakończył tej relacji. Już doprawdy wszystko mu pasowało, już wolał jak chłopak go bił, rzucał nim, cokolwiek. To była już przesada, Minho nie był masochistą i nie czerpał z tego stosunku przyjemności.

Miał łzy w oczach. Kopał, szlochał i robił wszystko co w jego mocy, aby zatrzymać ukochanego. Nic, dosłownie nic nie pomogło. Wręcz przeciwnie, ten idiota się śmiał. Wtedy poczuł, jak jego serce kruszy się na pół. Jak można być aż tak bezlitosną osobą? Jak można być takim potworem? Jak można być tak ślepym, aby nie zauważyć że drugiej połówce nie podoba się jego działanie?

Tamtej nocy wyszedł w tajemnicy nad rzekę, nie umiał zasnąć. Blizny go swędziły jak diabli, chciał tylko tam wskoczyć i to wszystko zakończyć. Już był przygotowywany, rozebrał się do bielizny aby zostawić po sobie ślad, że zrobi to celowo.

- stój! Co ty robisz hyung? - zapytała osoba, biegnąca za nim.

- Bokkie? - obrócił się.

the sun is gone, but the moon still waits. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz