Zawsze gdy moje życie wjeżdżało na niewłaściwe tory, zbierałam swój tchórzliwy tyłek i mknęłam w kierunku Lipiec. Tam, na miękkiej kanapie w dworku mojego dziadka zwijałam się w kłębek i bezkarnie ubolewałam nad podłym losem. Losem, który najczęściej sama na siebie sprowadzałam.
Początkowo moimi cierpliwymi pocieszycielami byli dziadek oraz jego gosposia, Małgorzata. Z czasem do tego grona dołączyła pani Aurelia, dzisiaj nazywana przeze mnie babcią. Była ona drugą żoną dziadka i chociaż nie łączyły nas więzy krwi, nie wyobrażałam sobie tej rodziny bez niej, jej ciepła i serdeczności. Dzień, w którym szturmem wkroczyła ona do naszego życia, uważam za najlepszy w historii rodziny Wojnarowskich. Tym bardziej, że babcia Aurelia wprowadziła do niej nie tylko ciepło i serdeczność, ale także swoją wnuczkę Klarę. Z tego ostatniego powodu szczególnie zadowolony był mój brat, Miłosz, który u boku Klary znalazł szczęście.
Okazywało się, że wszyscy byli szczęśliwi poza mną. Dlatego właśnie teraz leżałam na ratanowej kanapie stojącej na dziadkowym tarasie i pozwalałam sobie ronić łzy.
– Melka, to jest wpisane w nasz zawód. Wszystkim nie dogodzisz – powiedział dziadek z tym swoim stoickim spokojem. Zerknęłam na niego spod byka, lecz on tylko wzruszył ramionami i założył nogę na nogę. Siedział wygodnie rozparty w fotelu i sączył koktajl truskawkowy. Zazdrościłam mu tego spokoju.
– Eryk, trochę empatii – syknęła babci Aurelia, stawiając na stoliku przede mną szklankę z lemoniadą. Wiedziała, czego mi trzeba w tak upalny dzień. A może miała nadzieję, że zimny napój chociaż trochę ostudzi moje emocje.
– Ależ ja jestem empatyczny! Przecież sam przez to przechodziłem – obruszył się dziadek, lecz tylko prychnęłam. W tym samym momencie zrobiła to zresztą babcia Aurelia, najwyraźniej podzielając moje zdanie.
– Ty przez to przechodziłeś? – spytała powątpiewającym tonem, a potem usiadła w fotelu naprzeciwko mojej kanapy płaczu. – Przecież na ciebie nie spadła kropla krytyki.
– Właśnie! – wychlipałam oskarżycielsko jakby sukcesy dziadka były teraz przyczyną mojej porażki.
Chociaż właściwie to były. Dziadek miał taką pozycję w świecie aktorskim, że nic nie byłoby w stanie naruszyć jego poczucia własnej wartości. Dzisiaj już przez wzgląd na swój wiek właściwie nie grał, ale przez całe lata młodości był bożyszczem kobiet, ulubieńcem widzów i rozchwytywanym przez najlepszych reżyserów aktorem. Co tu dużo gadać, był Jeamsem Deanem polskiej sceny. Mógł wszystko, a kiedy jakiś projekt okazywał się klapą, jechano po każdym, ale nigdy nie po Eryku Wojnarowskim. Właśnie dlatego, że byłam jego wnuczką nie mogłam liczyć na podobne względy. Każdy wymagał ode mnie więcej i więcej. Bez końca musiałam udowadniać, że poza znanym nazwiskiem dziadka i ojca - reżysera, mam też talent. Powinnam mieć jakąś nadprzyrodzoną, bożą iskrę.
– Oczywiście, że spadła... – ton głosu dziadka stracił odrobinę na stanowczości.
– Przestań. Nigdy nie oceniono cię tak surowo jak właśnie Melkę – odparła babcia.
– A skąd możesz to wiedzieć? – Po tym pytaniu zapadła cisza i musiałam unieść głowę, by zerknąć na babcię Aurelię. Staruszka oblała się czerwienią.
– Ha! Wiedziałem! – wykrzyknął nagle dziadek, uderzając się dłońmi w kolana. – Śledziłaś moją karierę!
– Oj tam, zaraz „śledziłaś"! Od czasu do czasu rzucił mi się w oczy jakiś artykuł w gazecie i tyle – babcia Aurelia wzruszyła niby lekceważąco ramionami, ale czerwień wciąż nie opuszczała jej policzków.
– Tak, oczywiście...
– A żebyś wiedział, że oczywiście!
– Może skupilibyście się na moim problemie? – Poczułam się w obowiązku, by przypomnieć o swoim istnieniu.
– A jak my mamy zaradzić twoim problemom z prasą, które po części zresztą sama wywołałaś? – prychnął dziadek.
– Z Internetem raczej – sprostowałam, siadając i podciągając kolana pod brodę. W poprzedniej pozycji trudno było mi dyskutować. – Przecież prasy już nikt nie czyta.
– Melka, naprawdę czas już zacząć stawiać czoła życiu. Zobacz Miłosza, też miał pewne... komplikacje, a jednak udało mu się wszystko wyprostować. –– Dziadek uderzył w swój ulubiony przykład.
– Miłosz spotkał Klarę. O właśnie, o wilku mowa – odparłam, bo w tej chwili na ścieżce pojawiła się okrągła postać mojej bratowej z kundelkiem podskakującym u jej stóp.
Klara była w siódmym miesiącu ciąży i coraz bardziej zaczynała przypominać kulkę. Poza tym jednak promieniała szczęściem. Właśnie była na etapie syndromu wicia gniazda, więc bez przerwy wymyślała nowe przeróbki starego młyna, w którym mieszkała z moim bratem, a Miłosz bez mrugnięcia okiem spełniał wszelkie zachcianki swojej żony. Dzisiaj pewnie znów wpadła na jakiś wspaniały pomysł i przyszła skonsultować go z babcią.
Chociaż stan Klary przywoływał niechciane wspomnienia, to patrzyłam na toczącą się w naszym kierunku przyjaciółkę z przyjemnością. Mimo rosnącego brzuszka wciąż starała się poruszać energicznie, żółta sukienka powiewała wokół jej nóg, a srebrzyste włosy otaczały opaloną pierwszym słońcem twarz. Kopnęło szczęście tego mojego braciszka, nie ma co. Ciekawe, kiedy w końcu przyjdzie moja kolej na odrobinę szczęścia.
Klara wpadła na taras i bez słowa rzuciła mi się w ramiona. Czyli ona też już czytała.
– Melka, kochanie, wiesz, że to wszystko ucichnie? – Przyjaciółka odsunęła się lekko i spoglądając mi w oczy przysiadła obok mnie na kanapie. Wciąż pocieszająco trzymała moją dłoń w swoich.
– Nie wiem. – Potrząsnęłam głową bez przekonania, bo naprawdę nie wiedziałam.
W ostatnich dniach przeczytałam tak wiele druzgoczących słów na swój temat, że nie byłam w stanie już ocenić, co jest prawdą, a co zwyczajnym wyżywaniem się obrzydliwych hejterów.
Jedno było pewne: ostatnia produkcja, w której zagrałam główną rolę stanowiła totalną porażkę, a to głównie za moją przyczyną. I co więcej, była jeszcze dalsza, znacznie gorsza część tej historii.
– Oczywiście, że ucichnie – poparł Klarę dziadek. Potem wstał z fotela i zaczął się przechadzać po tarasie, kontynuując: – Tym bardziej, że poza idiotyczną internetową pogadanką, w całej tej aferze nie ma przecież winy Melki. Po prostu są takie filmy, których się nie rusza. Nikt nie odważyłby się zrobić nowej wersji „Przeminęło z wiatrem" albo „Casablanki", więc nie wiem, co strzeliło do głowy ludziom z tego waszego Mixfliksa, czy jak to się zwie, żeby robić nową wersję „Nocy i dni". Przecież to samobójstwo!
– To dlaczego mi tego nie powiedziałeś, kiedy przyjęłam rolę Barbary Niechcic, za którą teraz jestem równana z ziemią – załkałam, a w moim głosie dało się słyszeć nieskończoną pretensję. Klara mocniej ścisnęła moją rękę, jakby chciała przypomnieć, że zawsze jest po mojej stronie. Byłam jej za to nieskończenie wdzięczna.
– A czy ty kiedykolwiek konsultowałaś ze mną swoje wybory? – Dziadek spojrzał na mnie zdumiony. – Przecież zawsze przychodzisz, kiedy jest już za późno i wypłakujesz się w mój mankiet. Nigdy jednak nie przyszło ci do głowy, żeby przyjść i zapytać, co sądzę. Wszystko robisz bez namysłu, pod wpływem impulsu i jakiegoś dziwnego poczucia, że możesz wszystko. To co potem paplałaś w internecie tylko to potwierdza. I tak też zresztą było z twoją ciążą...
– Eryk! Na litość boską! – Babcia Aurelia wykrzyknęła z wyjątkowym jak na nią oburzeniem. Dziadek pod wpływem karcącego wzroku żony zamilkł.
Nie widziałam wyrazu twarzy dziadka, bo na samą tylko wzmiankę o ciąży łzy ponownie napłynęły mi do oczu i spuściłam głowę. Nagle poczułam jednak, że dziadek usiadł u mojego drugiego boku, a potem objął mnie lekko.
– Przepraszam, kochanie – powiedział cicho głosem pełnym wyrzutów sumienia, po czym odsunął się i spojrzał mi w oczy zatroskanym wzrokiem.
– Może masz rację. Działam zbyt szybko, pochopnie, chaotycznie. Nie mam planu na życie, na siebie, na nic. Mam za to wrażenie, że biegnę w jakimś chorym kołowrotku. Dziki pęd mnie zabija. Mam dość – wyrzuciłam z siebie pod wpływem tego wyjątkowego spojrzenia, a kiedy te słowa opuściły moje usta poczułam ulgę. W końcu przyznałam, że potrzebuję oddechu, że nie jestem szczęśliwa w świecie, który dla wielu jest synonimem sukcesu.
Zresztą od kiedy pod wpływem kilku, no może kilkunastu, kieliszków wina zorganizowałam na Instagramie live, podczas którego bełkocząc, dzieliłam się refleksjami na temat świata show biznesu, raczej nie miałam już czego w tym świecie szukać. Nikogo nie powinno to dziwić, bo uwierzcie mi, było grubo.
Na początku wyzywałam krytyków, bo właściwie to do nich miałam największe pretensje. potem oberwało się reżyserowi i producentom „Nocy i dni" oraz kilku moim koleżankom z branży. Następnie chrzaniłam coś o złamanym sercu, a na samym końcu przyznałam, że mój obecny związek był jedynie zabiegiem marketingowym.
Rykoszetem oberwało się oczywiście mojemu niby facetowi Antoniemu Rycińskiemu, najbardziej obiecującemu aktorowi młodego pokolenia. Antek był nieziemsko przystojny, jeszcze bardziej utalentowany, ale nie miał zbyt wielu koneksji. To w tym układzie gwarantowałam ja, a w zamian on pozbawiał mnie łatki starej panny. Win-win.
Musiałam przyznać, że w tej patowej sytuacji niestrudzenie tkwił u mego boku Lucjan, mój agent. Nie byłam jednak tak naiwna, by sądzić, że wsparcie wynikało z jego szczerej sympatii do mnie. Po prostu, zanim nie zaorałam totalnie swojej kariery, byłam dla niego kurą znoszącą złote jajka. Takiej się nie pozwala zdechnąć. Dzisiaj miałam wprawdzie przetrącone skrzydła, ale Lucjan zapewne miał nadzieję, że dzięki jego zabiegom wrócę do łask. Ja nie byłam tego taka pewna.
Przekonywania Lucjana uznawałam za zaklinanie rzeczywistości. Znałam to środowisko od podszewki i wiedziałam, że ono nie wybaczało tak łatwo i szybko. Nawet jeśli nosi się nazwisko Wojnarowska. A może szczególnie wówczas. Wiedziałam przecież, że mój upadek jest wielu osobom wyjątkowo na rękę i one już postarają się o to, by on nie odszedł w zapomnienie.
– Może zostaniesz u nas? – zaproponowała nieoczekiwanie Klara, strącając klapki z opuchniętych stóp. Ten upalny czerwiec musiał wyjątkowo dawać się jej we znaki.
– Słucham? – Spojrzałam zaskoczona na przyjaciółkę.
– Wybacz, ale mam wrażenie, że potrzebujesz trochę wiejskiego powietrza. Mogłabyś zostać u nas na całe lato! – Klara zapalała się do swojego pomysłu. – Potem pomogłabyś mi przy malutkiej!
– Ja eee, nie wiem – wystękałam, bo chociaż bardzo doceniałam propozycję bratowej, to jednak czułam, że nie o taki oddech mi chodziło.
Potrzebowałam miejsca, gdzie byłabym sama ze swoimi myślami. Gdzie mogłabym się zastanowić nad tym, czego naprawdę oczekuję od życia i siebie. Gdzie nie podejmowałabym nowych wyzwań i miała okazję się wyciszyć, zwolnić i po prostu być. Dom brata i to tuż po narodzinach jego pierwszej córeczki nie jawił mi się takim miejscem. Nie chciałabym także być intruzem w tym wyjątkowym dla młodej rodziny czasie. No i wspomnienia... Nie, to nie wchodziło w grę.
Dziadek chyba wyczuł moje nastawienie do tego pomysłu, bo pokręcił stanowczo głową i odparł: – Nie, mam inny pomysł.
Wszystkie spojrzałyśmy na niego pytająco, ale on jeszcze przez chwilę cieszył się naszym zaciekawieniem. Wstał, przeszedł się po werandzie, po czym oświadczył: – Melania może pojechać do Przysiółka.
– Gdzie? – To słowo jednocześnie opuściło usta babci Aurelii, Klary oraz moje.
– Do Przysiółka. To mała mazurska wieś, z której pochodzi mój ojciec i gdzie ja sam się urodziłem. Mamy tam jeszcze dom, który co prawda wymaga remontu, ale wciąż nadaje się do zamieszkania. Przynajmniej tak mi się wydaje... – Dziadek zamyślił się i postukał palcem w brodę. – Kiedy ja tam byłem ostatnio, hmmm?
– Na pewno nie w czasie trwania naszego małżeństwa – podpowiedziała babcia Aurelia.
– Tak, to już będzie z cztery lata temu – potaknął dziadek. – Ale zanim się spotkaliśmy, byłem w Przysiółku przez kilka miesięcy, przeprowadziłem wtedy remont dachu, zrobiłem drenaż i przewiozłem sporo mebli z Lipiec...
– I miałabym tam zamieszkać? – spytałam, by się upewnić, że oni rozważają to na serio. Ja na wsi?
– A czemu nie? Odpoczniesz, oderwiesz się od informacji ze świata, bo tam nawet o zasięg trudno. Zmienisz otoczenia, a zapewniam cię, że Przysiółek jest naprawdę przepięknym miejscem – zachęcał dziadek. – Sam chętnie bym się tam wybrał.
– Miałabyś też cel, bo doprowadzenie domu do porządku na pewno zajmie trochę czasu, sił i energii, skoro Eryk nie był tam od czterech lat – powiedziała babcia Aurelia, spoglądając z lekką kpiną na męża.
– Akurat bardzo się mylisz, bo o dom przez całe lata dbali moi przyjaciele z dzieciństwa. Antoni znany potem jako proboszcz Kłosowski i Roman, który objął w dowodzenie posterunek milicji. Doglądali, opalali, a przede wszystkim chronili swoją pozycją przed szabrownikami. Ja w zamian wyremontowałem wieżę kościelną, a syna Romka wkręciłem do łódzkiej filmówki na kierunek operatorski. W każdym razie dopiero od dwóch lat dom jest pozostawiony sam sobie, bo Antek jest w Domu Księży Emerytów, a Romek niestety zmarł. Poza tym Przysiółek jest uroczym miejscem, niemalże dziewiczym. Dom stoi nad samym jeziorem, otoczony zielenią. Kontaktu z naturą by ci nie zabrakło, a i ludzie są tam życzliwi. – Dziadek z emfazą zachwalał uroki swej rodzinnej wioski.
– Czasami wyjazd i zmiana otoczenia jest naprawdę najlepszym rozwiązaniem. Wiem coś o tym. – Do rozmowy nagle włączyła się Klara, która najwyraźniej przypomniała sobie własną ucieczkę z miasta. Ucieczkę, podczas której poznała Miłosza.
– Myślisz, że i u mnie finał byłby tak pomyślny? – Wskazałam na brzuch przyjaciółki, a ona uśmiechnęła się błogo i pokiwała głową.
– Kto wie? – odparła rozmarzona tak bardzo, że trudno było się także nie uśmiechnąć. Szybko jednak wróciłam na ziemię.
– Mnie takie szczęście nie ma szans spotkać – powiedziałam stanowczo, by nie pozwolić zwodniczej nadziei zalęgnąć się w moim sercu – ale spróbuję. Pojadę do... Przysiółka, zadbam trochę o domek, popracuję fizycznie i może nabiorę dystansu. Zobaczymy.
– Potem dom będzie twój. Możesz z nim zrobić, co zechcesz – oznajmił dziadek, a ja pomyślałam, że w takim razie jesienią sprzedam mazurski dom. Nie chcąc sprawić dziadkowi przykrości, nie powiedziałam tego głośno, ale przynajmniej nie będę musiała się martwić o pieniądze, gdy zostanę Bóg wie jak długo bez pracy.
CZYTASZ
Jak mam ci wybaczyć, kochanie?
ChickLitWielki powrót bohaterów poznanych w powieści „Jak się ciebie pozbyć, kochanie?". Kariera Melanii Wojnarowskiej runęła! Po swoim nad wyraz szczerym „wystąpieniu" w social mediach, poprzedzonym kilkoma kieliszkami wina, aktorka nie ma już czego szukać...