6# Sprzedana przez prześladowcę opętanego miłością

812 29 3
                                    

Jego dłoń dotykała spokojnie jej aksamitnych pleców. Nagle przytrzymał ją w żelaznym uścisku tak, że nie mogła się poruszyć. Wyrwał z duża siłą jej rękę osłaniającą piersi i wstrzyknął błękitną substancje, która zaczęła automatycznie działać. Rose czuła jak obraz rozmazuje się jej przed oczami. Czuła tylko i wyłącznie delikatne pocałunki mężczyzny, który w dalszym ciągu trzymał ją za rękę z wbitą strzykawką. Zasłabła. Jej nieobecność na tym świecie trwała 10 godzin. Akurat gdy się obudziła była godzina po 7.47 lecz otoczenie, w którym wcześniej była kompletnie nie przypominało otoczenia, które sięgało jej pola widzenia. Zdziwiła się gdy ujrzała na sobie jeansowe spodnie, conversy i szarą bluzę.

- Gdzie jesteśmy? – Wypowiedziała bardzo powolnie to pytanie, dopiero teraz orientując się, że siedzi w czarnym SUV'ie 6.

- Raczej gdzie jedziemy. Miło się spało? – Zapytał trzymając jedną dłonią kierownice i spoglądając ukradkiem prosto w jej zielone oczy.

- Nigdy ci tego nie wybaczę. Gdzie jedziemy? – Oparła się plecami bardziej w stronę drzwiczek auta by nic nie mógł zauważyć i z dużą siłą próbowała je otworzyć. Nie obchodziło ją to, że nie znała tego miejsca. Było dużo ludzi i aut, a fakt że w chwili wyskoczenia z pojazdu mógł ją jakiś samochód potrącić kompletnie nie istniała. Nie myślała racjonalnie. Nie wiedziała czy było to spowodowane lekiem podanym dożylnie, szokiem, a może już paniką i powagą która dotarła do niej, że coś jest nie tak.

- Kanada wita.

- Co do ku?! – Zachłysnęła się swoimi własnymi myślami. Kanada? No lepiej być nie może. – Dlaczego tutaj przyjechaliśmy?!

- Policja coś węszy, a po drugie mówiłem ci, że odwiedzą nas moi znajomi. Mam tu też drugi dom o którym im mówiłem gdy zapytali się o miejsce spotkania. Nie dramatyzuj.

- Żartujesz...

- Nie, ani trochę. – Położył jej dłoń na kolanie śmiejąc się radośnie. – Wyglądam na osobę, która żartuje? Ja jestem poważnym biznesmenem. – Po tych słowach Rose spojrzała na niego tak jakby się przesłyszała.

- Do biznesmena trochę ci brakuje, ale skoro nim się czujesz.... – Dodała obojętnie. Myślała co robić. Zaczęła karcić się za to, że była tak spokojna w willi i nie wiała, a spokojnie badała sytuacje.

- Kurwa! – Z jej myśli wyrwało się wulgarne słowo, które nie planowała powiedzieć na głos.

- Nie kombinuj nic. – Powiedział ostrożnie.

- John do cholery, błagam! Myślałam, że to porwanie nie jest aż tak na poważnie! Nosz kur.... Proszę. Dogadamy się. Chcesz pieniędzy? Okej... ile? Setki? Tysiące? Miliony?! Błagam John przecież nic ci nie zrobiłam. Nic. Jaja sobie ze mnie robisz, tak? Mam rację? Udało się, a teraz proszę.... Wypuść mnie. Ja.. ja nie chcę! – Złożyła ręce jak do modlitwy. Łzy po policzkach spływały jej w ekstremalnym tempie. To nie tak miało być! Co z albumem, co z szukaniem wyjścia, co z planem?! No co?!

- Kochanie nasza zabawa dopiero się zaczyna. Wiesz ile chętnych będzie na ciebie? Pieniądze? Oh no nieee. Od ciebie nie chcę nic. Żadnego zasmarkanego grosza. A co do tego porwania... to nie porwanie. To zwykły, podkreślam słowo powtarzam, biznes!

- John błagam... biznes na kobiecie? Co ty kurwa pierdolisz?! Na nic niewinnej osobie? Kim ty w takim razie jesteś?! Zlecił cie ktoś? A może masz taki debilny zwyczaj niszczenia ludzi?! – Krzyczała. Była roztrzęsiona. Wszystko przepadło. Spotkanie znajomych?                                                                                        < Czy on chce abym była dziwką przez ten czas? > - myślała w tym samym czasie gdy zapadła chwila ciszy.

- Rose Clark... radzę się zamknąć. – SUV 6 stanął na czerwonym świetle. Dziewczyna szybko rozmyślała co robić, ale jedyne co jej przyszło do głowy to skończyć wreszcie z tą delikatnością i stoickim spokojem. Musi wiać. To oczywiste.

W pewnej chwili zadzwonił telefon Jonathana, który przekierował połączenie na przenośną słuchawkę, którą miał w uchu.

- Jo. Słucham? – Po kilku sekundach ciszy i malowanego na jego twarzy zdenerwowania zaczął przeprowadzać ostrą konwersacje. – Jak to w Niemczech?! Czy wy jesteście jacyś niedorozwinięci do cholery?! Nie obchodzi mnie to. Jestem teraz w Kanadzie z naszą kochaną zdobyczą. Jasne. Informuj mnie na bieżąco. Przekaż tylko Welchowi, że papiery zostały już.... Tak, tak. O to mi chodzi przecież. Masz coś z mózgiem Ro? W takim razie żegnam.

Rosie próbowała zapamiętać każdy szczegół rozmowy. Miała cichą nadzieję, że nie chcą jej zabić, ale po chwili jej podświadomość puknęła się w głowę i nakazała wiać, bo właśnie tylko o to im może chodzić.

- Jesteś mordercą... - Wyszeptała patrząc się przez siebie jakby całe życie przeleciało jej w ułamku sekundy.

- Nie nazwałbym tego tak brutalnie.

- Może dlatego, że to twoja dupa zyskuje tylko pochwały? – Unikała jego spojrzenia.

- I co z tego? – Zaśmiał się i dodał większego gazu gdy wkroczyli na autostradę.

- Dużo... Masz świadomość, że moja rodzina mnie szuka? Policja, patrole... nie uda się to wam. – Kontynuowała.

- Każda tak mówi. Pocieszaj się słonko. Może chociaż będziesz bardziej śmiała dla mnie.

Dziewczyna powtarzała sobie w głowie, że da rade. Ucieknie...

- Ale ja jestem inna. – Oznajmiła z większą pewnością niż myślała.

- Zobaczymy....

Przez resztę drogi oboje się do siebie nie odzywali. Droga po ich ostatniej rozmowie trwała z jeszcze 15 minut. Trasa była bardzo prosta zaraz po wyjechaniu z zakorkowanej autostrady. Miejsce w którym się zatrzymali było najpiękniejsze jakie kiedykolwiek nastolatka była w stanie objąć zapłakanymi oczami.

- Podoba się? – Zapytał obejmując ją ramieniem na co ona czekała na odpowiedni moment.

- Bardzo. – Uśmiechnęła się do niego udając życzliwą i zadowoloną.

- To dobrze. Trochę tu zostaniesz. Poczekaj chwilę. Pomożesz mi z tymi walizkami. – Wziął kluczyk i podszedł eleganckim krokiem do bagażnika. Kątem oka obserwowała okolice. Domy jednorodzinne obok siebie. Park... ulica. To był jej moment i jej czas. Czekała aż pochyli się do bagażnika i skoncentruje na czymś innym. Gdy to zrobił ruszyła niczym petarda. Biegła przed siebie z całych sił. Słyszała tylko głośne uderzenie klapy auta i bieg mężczyzny po żwirze tuż za nią.

< Byle do ulicy! Tam jest dużo ludzi! > - Powtarzała to sobie jak mantrę. Gdy udało jej się dotrzeć do chodnika ulicznego na którym szło sporo ludzi postanowiła przejść przez jezdnię na drugą stronę. Niestety obróciła się na chwilę by zobaczyć czy John jest gdzieś w pobliżu. Jego nie było, ale pędzące auto, które potrąciło ją z całej siły było. Dziewczyna sturlała się po masce samochodu. Ostatnie co dane jej było usłyszeć to wołanie pewnej kobiety o pomoc.

-------

Kochaaaaniiiii!!!! Jak widać wszystko idzie po mojej myśli. Mam świadomość, że wątek jazdy samochodowej ciągnął się jak flaki z olejem, ale tak musiało być. Mnie się rozdział podoba :D Nie wiem jak Wam. Opiszcie swoje odczucia w komentarzach. (Przepraszam za błędy) Mam plan na kolejne rozdziały i to super! Trzymać misiaki kciuki i ..... czekać na kolejne rozdziały.. chyba. A! Kolejny rozdział już w czwartek wieczorkiem. Jutro nie dam rady, bo mam moje świętowanie imieninowe i będzie sporo zamieszania, roboty. A ja potrzebuje ciszę i skupienie by napisać coś co Wam się ma spodobać  Życzcie dużej motywacji, a będzie dobrze ;) Dziękuję, że ze mną jesteście, czytając to ♥

SPRZEDANA PRZEZ PRZEŚLADOWCĘ OPĘTANEGO MIŁOŚCIĄOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz