Rozdział siódmy, bar karaoke.

10 2 0
                                    

Obudził mnie głośny pisk Cindy, lekko otworzyłam oczy i zauważyłam blondynkę, która wbiega do naszego pokoju.
- O mój boże. O mój boże. O mój boże.
O. Mój. Boże! - pisnęła tak głośno, że nie zdziwiłabym się jakby obudziła cały teren kampusu.
- Dziewczyno, jest sobota rano a ty drzesz się jak nienormalna. Daj spać biednym ludziom! - wymamrotałam, po czym wsadziłam głowę w poduszkę.
Byłam cholernie zmęczona. Wczoraj zasnęłam dopiero przed świtem, bo nie mogłam usnąć po śnie, przez który obudziłam się z atakiem paniki.
Chciałam porozmawiać z Cindy, ale ona najprawdopodniej spała u chłopaków, bo nie było jej w swoim łóżku.
Śnił mi się Noah.
Cholerny, przeklęty Noah.
Mój toksyczny, były chłopak przez którego od trzech lat mam stany lękowe, a mianowicie zespół stresu pourazowego znany również jako PTSD.
Gdy stany lękowe powoli zaczęły mi się objawiać zignorowałam to.
Przez pierwsze dwa miesiące sama próbowałam poradzić sobie z koszmarami, natrętnymi myślami i atakami paniki, ale zrozumiałam że nie dam rady dłużej tego znieść.
Przez dwa lata od naszego zerwania, chodziłam na terapię, byłam pewna że już mi przeszło, więc przestałam chodzić, ale od pół roku czuje, że to znów wraca.
Pojawiają mi się koszmary, przez które budzę się z cholernymi atakami paniki.
Mam flashbacki, które wzbudzają we mnie taki niepokój, że aż czasami czuje jakbym miała się za chwilę udusić.
To było cholernie ciężkie.
Nikt nie wiedział o moim zaburzeniu psychicznym.
Nikomu nie mówiłam, a i tak jedyną osobą, która naprawdę by się tym przejęła, była moja kochana babcia Rose.
To ona mnie wychowała, moja matka od zawsze miała mnie gdzieś.
Mój ojciec porzucił nas, gdy byłam jeszcze niemowlęciem, więc moja mama sama musiała mnie wychowywać.
Nie zrobiła tego.
Codziennie po szkole chodziłam do babci.
To z nią spędzałam wszystkie święta i każde moje urodziny.
Iris White nie była dobrą matką.
Nigdy nie okazała mi miłości, jaką przekazuje matka swojemu jedynemu dziecku.
Nie kochała mnie.
Ciągle gdzieś wyjeżdżała i latała do różnych krajów wmawiając mi, że „musi zwiedzać świat, abyśmy mogły być szczęśliwe".
Tak naprawdę była prostytutką.
Uprawiała seks z bogatymi arabami, przez co zarabiała fortunę, którą wydawała oczywiście na nowe ciuszki, operacje plastyczne, kosmetyki, torebki z Louis Vuitton, sukienki, włosy, długie paznokcie czy szpilki.
Była również striptizerką, w różnych, zaskórnych, i obrzydliwych barach.
Od czasu do czasu, gdy byłam pod opieką babci przelewała nam kilka tysięcy.
To jedyne co dla mnie robiła.
Dawała mi pieniądze.
Nie dała mi wspomnień, miłości, czułości ani czegokolwiek podobnego co rodzice dają swoim dzieciom.
Dawała mi tylko nic nie warty papierek, zarobiony przez dawanie dupy zboczeńcom.
Na początku wmawiałam sobie, że to przecież nie jej wina. Że robi to dla nas.
Tak naprawdę robiła to tylko i wyłącznie dla siebie.
Kochała swoją obrzydliwą pracę.
Codziennie je w bogatych restauracjach, lata po galeriach i po klubach.
Nie widziałam się z nią od ponad roku.
Kontaktujemy się praktycznie tylko i wyłącznie przez sms'y raz na tydzień.
Teraz opłaca moją uczelnie i czasem przelewa mi kasę.
Do dziś pamiętam dzień, w którym znalazłam na jej telefonie ohydne zdjęcia przedstawiające ją, bez ubrań na jakimś obrzydliwym, starym mężczyźnie. Do dziś, na samo wspomnienie o tej sytuacji robi mi się niedobrze, a żółć podpływa mi do gardła.
- Szykuj się i nie zamulaj! Idziemy dzisiaj na imprezę - odparła radośnie, po czym zaczęła śpiewać pod nosem jakąś piosenkę.
- Nigdzie nie idę. Zostaję dzisiaj w łóżku - odpowiedziałam, zakrywając się kołdrą, którą po dwóch sekundach blondynka ze mnie ściągnęła.
- Nie, nie zostajesz. Jeśli nie pójdziesz dzisiaj ze mną na tę imprezę, to przysięgam ci, że przyjdę tutaj wieczorem, złapie cię za nogi i zaciągnę tam choćby nie wiem co!
- Co to za impreza? I kto na niej będzie? - zapytałam, opierając głowę o swoje kolano.
- Idziemy do baru karaoke. Idę ja, ty, nasi chłopacy, Alice i Lucas - odparła, po czym szeroko się uśmiechnęła.
- Nasi chłopacy? - prychnęłam.
- Tak, nasi - oznajmiła dumnie, na co zaczęłam się śmiać.
- Connor nie jest moim chłopakiem, i to się nie zmieni - oznajmiłam, przewracając oczami.
Moja irytacja z sekundy na sekundę, coraz bardziej wzrastała.
Boże ale mi się chciało spać.
- Och i tu się grubo mylisz - odparła podchodząc do mojej szafy. - To się zmieni, jeśli założysz..- zaczęła grzebać w moich ubraniach. Po chwili znalazła coś i schowała to za plecy.
- To! - zza swoich pleców wyciągnęła czarną sukienkę na ramiączkach, która na oko sięgała do połowy uda.
Miała delikatne, niebieskie falbanki przy dekolcie i na jej dolnej krawędzi
Na środku dekoltu miała również małą kokardkę, która dodawała uroku.
Nigdy jeszcze nie założyłam tej sukienki.
Kupiłam ją parę tygodni temu i nie miałam jeszcze okazji, żeby ją założyć.
- W sumie, to i tak nie miałam na dzisiaj żadnych planów... - zaczęłam, na co blondynki uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej.
- Więc? - zapytała z niecierpliwością.
- Więc...zgoda. Mogę pójść z wami
na tą imprezę - odpowiedziałam, po czym przewróciłam oczami.
Blondynka zaczęła skakać z radości, po czym rzuciła się na mnie i na moje łóżko.
Poczułam jak przygniata mnie swoim ciałem.
Zaczęłam się śmiać i dusić jednocześnie.
Niespodziewanie ktoś wszedł do naszego pokoju.
- Um...przeszkadzam wam w czymś? - w progu drzwi od naszego pomieszczenia stanął Blake.
Jego blond włosy były rozmierzwione, miał na sobie czarne, krótkie spodenki, biały t-shirt z jakimś napisem i długie skarpetki, które były podciągnięte praktycznie po same kolana.
Wygląda na to, że tak samo jak ja, również przed chwilą wstał z łóżka.
- Tak, przeszkadzasz. Następnym razem naucz się pukać. Muszę nauczyć cię szanować prywatność innych, a teraz wyjdź za drzwi, zapukaj i dopiero jak powiem, że możesz wejść to wejdziesz do środka - odparła, wstając z łóżka.
Stanęła przed drzwiami, założyła ręce na piersi i obdarzyła blondyna poważnym spojrzeniem.
- Nie przypominam sobie, żebyśmy zaczęli grać w przedszkole - prychnął, na co Cindy głośno westchnęła i spojrzała na niego ze złością.
Chłopakowi odrazu zniknęły kolory z twarzy, zrobił się blady jak ściana.
Widać kto rządził w tym związku.
Migiem wybiegł za drzwi i grzecznie zapukał, na co wybuchnęłam śmiechem.
Cindy rzuciła mi uśmieszek, który zdradzał to że zadowolona jest z faktu, iż ma przewagę dominacji w ich relacji. Nawet nie musi mi tego mówić, widać to na pierwszy rzut oka.
- Proszę wejść - oznajmiła, na co Blake z powrotem wszedł do pomieszczenia z miną, jakbyśmy go conajmniej katowały.
- Dzień dobry, pani profesor. Czy mogłbym prosić o skorzystanie z pani łazienki? Mój kolega zajmuje moją od dłuższego czasu i nie wiem, kiedy ją opuści - stał na baczność, powstrzymując oddech.
- Nie, nie mógłbyś. Do widzenia - wypchnęła go za drzwi i je zamknęła, a gdy to zrobiła blondyn głośno jęknął i rzucił parę przekleństw pod nosem.
Zaczęłyśmy się śmiać w tym samym momencie, a po krótkiej chwili udałyśmy się do kuchni, aby zrobić sobie coś dobrego na śniadanie.

HeartbeatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz