Rozdział 5

19 5 0
                                    

Zatrzymaliśmy się pośrodku drogi, która prowadziła w głąb lasu. Kilkanaście kilometrów od United Center. Wysiadłam z samochodu, który prowadził Matthew. Zrobiłam kilka kroków dalej i znalazłam się tuż przy skarpie, spoglądając przed siebie i widząc odbijający się księżyc w tafli jeziora. Przez całą drogę z United Center nie odezwałam się ani słowem, układając sobie w głowie co chciałabym mu powiedzieć. Trzask drzwi od auta, który usłyszałam za sobą spowodował, że drgnęłam.
Poczułam jak jego dłonie delikatnie dotykają moich ramion. Zamknęłam oczy i przesunęłam swoją rękę ku górze, muskając jego palce. Uścisnął ją a potem mocno mnie objął. Staliśmy chwilę w milczeniu. 
- Powiedz mi dlaczego? - Przerwałam to milczenie, odsunęłam się od niego i odwróciłam się, stając twarzą w twarz. 
Jego spuszczony wzrok, którym wodził po ziemi, ściskanie dłoni i głęboki oddech, nie dawał mi odpowiedzi na moje pytanie, które zadałam. A kiedy w końcu na mnie spojrzał, kolejny raz tkwiliśmy w milczeniu przez dłuższą chwilę. 
- Lili.- Odezwał się. - To wszystko jest tak cholernie skomplikowane. - Zrobił krok w moją stronę. 
- To mi wytłumacz. - powiedziałam nieco podniesionym tonem. - Jestem za młoda i za głupia, by to zrozumieć, hmm? - Dodałam bez zastanowienia. 
- To nie tak..- Zaczął. 
Patrzyłam na niego, oczekując w końcu, że przejdzie do sedna. 
- Zaufaj mi. Proszę...
- Jak mam Ci zaufać, skoro nawet nie powiedziałeś mi o tym, że masz brata. - krzyknęłam.
- Wydaje mi się, że Cię nie znam, że nie jesteś tym za kogo się podawałeś. Czego jeszcze się dowiem, że masz żonę, dzieci? 
Matthew stał wpatrując się we mnie, nie wypowiadając ani jednego słowa. A ja zaczęłam się irytować unikaniem rozmowy. Myślałam, że jak już uda nam się zobaczyć to powie mi o wszystkim.
- Lucas został osądzony za przestępstwo, którego nie popełnił. Wrobili go. Nie mogłem pozwolić na to, by resztę swojego życia spędził w więzieniu. - wyznał spokojnym głosem.
- Chcesz mi powiedzieć, że jest niewinny ?- dociekałam, chcąc uzyskać więcej informacji. 
- Tak.  Pewne osoby, chciały się go pozbyć, bo za dużo wiedział i za dużo widział. - kontynuował.
Stałam przed nim krzyżując ręce na piersiach. Nie wierząc w to co słyszę.
Matthew odwrócił się w stronę samochodu, w którym siedziała moja siostra, a później kolejny raz spojrzał na mnie. Zbliżył się i uniósł ręką mój podbródek.
- To moja jedyna rodzina. - Wyszeptał, a ja dostrzegłam w jego oczach ból i smutek.
- To dlaczego nigdy mi o nim nie powiedziałeś? Jeśli jest tak jak mówisz, znaleźli byśmy sposób, by mu pomóc. Dobrze wiesz, że mój ojciec mógłby mu pomóc..
- Twój ojciec.. - powiedział i uśmiechnął się ironicznie, odchodząc kilka kroków dalej.
- To dlatego napadłeś na ten kantor i dałeś się zamknąć w tym okropnym miejscu ?
- Musiałem go jakoś stamtąd wyciągnąć. Tuż przed napadem obmyśliłem plan jak wydostać Lucasa. - wyznał. 
- A ja? A my? Czy to co było między nami...
Zaczęłam zastanawiać się, czy to co było między nami, było prawdziwe i szczere. Czy tak dobrze udawał swoje uczucia, a tylko ja tak naprawdę zakochałam się w nim bez pamięci.
- To było i jest szczere, choć muszę przyznać, nie planowałem się w Tobie zakochać. - przerwał mi, a ja stanęłam jak osłupiała, kiedy wypowiedział ostatnie słowa. 
- Byłam jedynym z Twoich planów? 
- Na początku tak. Ale z czasem... Z czasem zacząłem coś do Ciebie czuć.
- Byłeś innym człowiekiem zanim tam trafiłeś. 
- Wiesz... Tamten facet umarł, gdy wszedł za więzienne mury.
Stałam tuż za nim kręcąc głową i nie dowierzając w to co słyszę. Nie tego się spodziewałam. Nie to chciałam usłyszeć.
Matthew podszedł do mnie i chwycił za ramiona. Spojrzałam na niego ze łzami w oczach, zastanawiając się co jeszcze mi powie.
- Nawet nie wiesz jak cholernie ciężko było przez te sześć miesięcy. Dziesięć dni spędzonych w izolatce za pobicie się z innym więźniem. Ludzie siedzący tam za różne popełnione przestępstwa. 
- Warto było? 
- Nie mogłem słuchać jak gość Cię obraża, jak sapie do Twojego zdjęcia i opowiada co by z Tobą zrobił.
Moje oczy zrobiły się wielkie a ja, cała przestraszona zaczęłam drżeć. 
- Najgorszą bandą byli klawisze. Wyróżniały ich tylko odznaki. Chodzili za nami, sprawdzali cele i przeszukiwali rzeczy. - Opowiedział. - Pewnego dnia podczas apelu zginął jeden młody chłopak. Ruszył na gościa ze swojej celi. Miał dosyć bycia jego dziwką. - Kontynuował. 
- Wystarczy. Chyba nie chcę już nic więcej wiedzieć. Wracam do domu. Matthew przepraszam ale ja nie dam rady... 
Tak naprawdę nie to chciałam usłyszeć. Oczekiwałam rozmowy i wyjawieniu całej prawdy. 
Podeszłam do samochodu, chciałam otworzyć drzwi, żeby powiedzieć mojej siostrze, że wracamy. 
- To dwie godziny drogi na pieszo, Lilianno proszę. - Oznajmił, podchodząc obok i chwytając moją dłoń, którą trzymałam na klamce. 
Jego głowa szybko podniosła się do góry, spojrzał za mnie i dostrzegł z oddali migające światło. 
- Jedźmy. Wsiadaj. - Powiedział i obszedł auto. - Natychmiast. - Jego ton głosu był stanowczy. 
Wsiadłam razem z nim do samochodu, odpalił silnik i ruszył leśną drogą przed siebie. 
- Namierzyli nas. Musimy uciekać. 
Odwróciłam się i zobaczyłam jak moja siostra bawi się telefonem. 
- Kornelia! - krzyknęłam. - Wyrzuć ten pieprzony telefon. - Szarpałam się z nią i w końcu wyrwałam go z jej ręki, otworzyłam okno, wyrzucając go. 
- Mój telefon! Co robisz wariatko? - Widziałam, że się wkurzyła. 
- Zdajesz sobie sprawę, że właśnie sprowadziłaś na nas policję? Do cholery jasnej, myśl trochę. 
- To nie policja. - Powiedział Mat. - To ludzie, którzy chcą dopaść mojego brata i mnie a teraz także i was.
- Nas ?- Zdziwiona spojrzałam na Matthew a on tylko pokiwał głową.
Kori była wściekła a ja jeszcze bardziej. Zdążyłam wyłączyć swój będąc jeszcze w knajpie w której się przebierałyśmy. Myślałam, że ona również to zrobiła.
Jechaliśmy dalej lasem, cały czas mając za sobą ogon. Samochód coraz bardziej się zbliżał, a my nie wiedzieliśmy dokąd poprowadzi nas droga.
- Tu w prawo. - Powiedziałam do Matthew.
Skręcając w wąską dróżkę, dostrzegłam w oddali opuszczony budynek.
- Ukryjemy auto i schowamy się w tej fabryce. - Oznajmił Mat.
- Ja się nigdzie nie wybieram. - Odezwała się Kornelia.
- Zamknij się.- Wrzasnęłam. - Choć teraz zachowaj się doroślej.
Byłam zdenerwowana. Bałam się o to, by nas nie złapali. W głębi duszy wierzyłam Matthew i mimo wszystko nie chciałam, by ponownie trafił do więzienia. To co mówił miało jakiś sens. Tylko zastanawiało mnie po co ktoś miałby wrabiać jego brata. Co takiego widział i wiedział, że postanowili go wsadzić na resztę życia do więzienia.
Trzymałam uchwyt nad drzwiami samochodu, jadąc po nierównej drodze. Matt wyłączył światła i zaparkował w gęstych krzakach, chcąc ukryć auto. Wysiedliśmy cicho zamykając drzwi.
- Musimy się tam schować. - Wskazał na opuszczoną fabrykę. 
Szybko przebiegliśmy spory kawałek drogi i ukryliśmy się w ciemnym budynku. A kiedy znaleźliśmy się w środku rozejrzeliśmy się wokoło. 
- Chodźmy tam. - Mat pociągnął mnie za sobą a ja chwyciłam rękę mojej siostry i zabrałam ją za sobą. Moje oczy nie były przyzwyczajone do ciemności. Matt ukrył nas za olbrzymią maszyną a sam udał się dalej.
Po dłuższej chwili usłyszeliśmy trzask drzwi. Schowana, przytulałam moją przestraszoną siostrę. Głaskałam ją po głowie, tak jak zawsze to robiła mama. Mathhew dołączył do nas chwilę po tym jak oddalił się, by znaleźć cokolwiek do obezwładnienia przeciwników. 
Ciche kroki, które wydawały się być coraz bliżej. 
- Co robisz? - Zapytałam przyciszonym głosem, czując, że On coś kombinuje. 
- Nie pozwolę, by Wam się coś stało. - odparł i ucałował mnie w czoło. - Zostańcie tu. Wrócę po Was.
Podniósł się i widziałam tylko jak się oddala.
Moja siostra trzęsła się ze strachu, a ja razem z nią. Nie miałam pojęcia co to za ludzie i czego tak naprawdę chcą. Nie wiedziałam w co uwikłał się Matt i jego brat ale bardzo chciałam się w końcu dowiedzieć.
W oddali usłyszałam krzyki, to był Matthew i ten facet, który za nami jechał. Nie minęła chwila i padł strzał, Kornelia była przerażona.
- Zabili go. - szeptała. - Zabili.
- Cii. Bo nas usłyszą. - przytuliłam ją mocniej, delikatnie zatykając usta.
Moje serce biło jak oszalałe, w głowie kotłowały się różne myśli.
Na dźwięk zbliżających się kroków, chwyciłam w dłoń metalową rurę, która leżała tuż obok. Poprosiłam Kornelie, by skuliła się za dużą maszyną elektryczną i nie wychodziła. Pokiwała głową na znak, że rozumie i po cichu schowała się we wskazanym miejscu. A ja przygotowałam się do ataku na nieznajomego mężczyznę, trzymając w rękach swoje znalezisko.
Byłam bliska uderzenia mężczyzny, kiedy za ściany wyłonił się Mat.
- Lili. - odezwał się i podszedł chwytając moja twarz w swoje dłonie i składając na ustach pocałunek.
Dotknęłam jego ramienia a na jego twarzy dostrzegłam grymas. Był ranny.
- Jesteś ranny. - oznajmiłam, odkrywając rozerwany rękaw.
- To nic takiego. - odpowiedział i zerknął na to co trzymam w dłoni. - Moja dziewczynka. - jego usta delikatnie drgnęły w uśmiechu.
- Chodźmy stąd. - powiedział.
A ja podeszłam po siostrę i wyciągnęłam do niej dłoń, chcąc pomóc jej wstać.
Siedziała cała zapłakana i zdezorientowana, zatykając uszy.
Wstała i powoli wszyscy udaliśmy się w stronę wyjścia.
Wychodząc dostrzegłam leżącego w kałuży krwi mężczyznę. Zakryłam oczy Kornelii, nie chcąc, by widziała to co ja. Na ręce zauważyłam znajomą bransoletkę. Doskonale wiedziałam, kto jeszcze ma taką samą...

Osądzeni Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz