Rozdział VII, część 1

9 4 0
                                    

TW: sexual harassment

~

Krótko o tym, jak dopadła nas klątwa faraona

„Nie, piekło nie ma nic wspólnego z miejscem – piekło wiąże się z ludźmi. Może to ludzie są piekłem."

~John Marsden

Nie śpię. To znowu ten dziwny stan czuwania, gdzieś pomiędzy snem a jawą, podczas którego koszmary mnie omijają. Przewracam się na drugi bok i powoli otwieram oczy. Will śpi tuż obok pod moim kocem z żółwiami. Nic nie mówię, tylko idę do łazienki, która znajduje się na korytarzu, by doprowadzić się do porządku. Niech chociaż jedno z nas będzie wyspane.

W odbiciu widzę, jak bardzo mam podkrążone oczy. Żaden korektor nie przykryłby ich. Wyglądam okropnie i też tak się czuję. To zdecydowanie nie będzie mój dzień, a czeka nas kilkugodzinna droga z powrotem do Quito. Nawet nie obchodzi mnie jaki kraj jest naszym kolejnym celem. Wzdycham ciężko, rzucam jeszcze jedno spojrzenie na moje odbicie i opuszczam łazienkę.

— Już myślałem, że utopiłaś się w... och — wyrywa mu się, gdy zauważa, jak wyglądam.

— Dzięki. A już chciałam sobie wmówić, że nie jest tak źle.

— Nie, nie. Wyglądasz ślicznie.

— Ta. Jak gówno z kokardką.

Leon prawie cały czas używa tego porównania. Może to znak, żeby do niego zadzwonić. Kolacja w restauracji mogła zakończyć się na tysiąc różnych sposobów. Zgaduję, że rodzice co najmniej raz się kłócili jeszcze zanim zdążyli zamówić jedzenie.

Sięgam po telefon, z zaskoczeniem zauważając, że ładowarka nie wybuchła. Jeszcze bardziej dziwi mnie całkowity brak powiadomień. Ani od mamy, ani Leona. Nawet cisza od Maddie i Camerona.

— No dobra. Czas na nas.

— Tak jest, szefowo. Pozwól mi tylko doprowadzić się do porządku.

— Pozwalam.

Rusza do drzwi, a ja w tym czasie zbieram rzeczy ze stolika. Nagle moja dłoń zatrzymuje się tuż nad srebrnym kompasem, a do mnie docierają wydarzenia z poprzedniego dnia.

— Spaliliśmy kilkuset letni statek — zauważam. Te wszystkie notatniki, które widziałam w szufladzie biurka! Tyle zapisków. Kilka lat wyrwanych z przeszłości skrupulatnie zapisywanych... Wyjaśnienie skąd całe to złoto i jak dostali się tak daleko w głąb lądu, to wszystko pochłonął ogień.

— To ma dla ciebie teraz znaczenie?

— To część historii, która nie została odkryta. I nigdy nie zostanie, bo ją zniszczyliśmy!

— Biblioteka aleksandryjska też została zniszczona. Niektóre tajemnice pozostają tajemnicami, pamiętasz?

Wznoszę oczy do nieba. To był ogromny kawałek historii. Wszystko zostało pięknie spisane, a całe wnętrze kajuty kapitana było niemal idealnie zachowane. Jakby czas zupełnie się zatrzymał.

Will wychodzi. Chwilę wpatruję się w kompas – jedyne co pozostało, po tak ogromnym statku, po brzegi wypełnionym złotem. Może Will ma rację. Straciliśmy zapiski, ale również złoto. Lepiej, żeby tak ogromna ilość nie trafiła w posiadanie człowieka, bo przyniosłoby to zgubę, więcej niż jednemu istnieniu. Chciwość po prostu płynie w ludzkich żyłach.

Po kilku minutach również wychodzę z pokoju. Zostawiamy klucze na zakurzonym blacie w recepcji i ruszamy w stronę naszego kradzionego auta.

— Dasz radę prowadzić? — pytam Willa, wciąż pamiętając o ziejącej dziurze w jego boku. Może i zniknęła w jakiś magiczny sposób, ale widzę, że momentami łapie się za zraniony bok.

Dziewięć KluczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz