PROLOG

28 4 6
                                    


Noc padła na las, las w mroku spał,

Ktoś nocą lasem na koniu gnał.

Tętniło echo wśród olch i brzóz,

Gdy ojciec syna do domu wiózł.

- Cóż tobie, synku, że w las patrzysz tak?

Tam ojcze, on, król olch, daje znak,

Ma płaszcz, koronę i biały tren.

- To mgła, mój synku, albo sen.

"Pójdź chłopcze w las, w ten głuchy las!

Wesoło będzie płynąć czas.

Przedziwne czary roztoczę w krąg,

Złotolitą chustkę dam ci do rąk".

- Czy słyszysz, mój ojcze, ten głos w gęstwinie drzew?

To król mnie wabi, to jego śpiew.

- To wiatr, mój synku, to wiatru głos,

Szeleści olcha i szumi wrzos.

"Gdy wejdziesz, chłopcze w ten głuchy las,

Ujrzysz me córki przy blasku gwiazd.

Moje córki nucąc pląsają na mchu,

A każda z mych córek piękniejsza od snu".

- Czy widzisz, mój ojcze, tam tańczą wśród drzew

Srebrne królewny, czy słyszysz ich śpiew?

- O, synku mój, to księżyc tak lśni,

To księżyc tańczy wśród czarnych pni.

"Pójdź do mnie, mój chłopcze, w głęboki las!

Ach, strzeż się, bo wołam już ostatni raz!"

- Czy widzisz, mój ojcze, król zbliża się tu,

Już w oczach mi ciemno i brak mi tchu. -

Więc ojciec syna w ramionach swych skrył

I konia ostrogą popędził co sił.

Nie wiedział, że syn skonał mu już

W tym głuchym lesie wśród olch i brzóz.

Wolfgang Johann Goethe "Król Olch"

przekład Wisławy Szymborskiej



     Na skraju leśnego królestwa, gdzie złociste trawy ustępują mrokom tajemnic, rozciąga się miejsce, które od pokoleń budzi lęk w sercach ludzi. Wszyscy mieszkańcy osad, otaczających ową gęstwinę, wiedzą, iż gdy tylko pierwsze promienie słońca znikają za horyzontem, cieniste ostępy, majaczące na tle wieczornego nieba, zamieniają się w królestwo cieni, pełne nieuchwytnych szeptów i odgłosów, których lepiej nie próbować zrozumieć. Tam, gdzie brzozowe liście drżą na lekkim wietrze, wśród białych pni, otaczających wrota do głębokiej puszczy, zaczyna się kraina, w której czas zdaje się nie istnieć. Liście na wietrze unoszą się jak zasłona, mająca oddzielać świat ludzi od wymiaru, rządzącego się innymi prawami.

     Ziemia pod stopami staje się ciemniejsza i chłodniejsza, niczym duszne objęcia lasu, które witają przybysza swymi cienistymi ramionami, tłumiąc każdy krok, każdą myśl, każdy szept. Nawet dźwięk własnego oddechu znika w tej nieskończonej ciszy. Puszcza, która rozciąga się przed śmiałkiem, żyje własnym życiem. Gdy brzozy ustępują miejsca dębom, sosnom i innym starym drzewom, ich gęste korony splatają się nad głowami jak naturalne sklepienie, gęstsze niż najciemniejsza noc. Dzień ustępuje tutaj miejsca wieczornej szarości, przetykanej mroczną zielenią i aksamitną czernią, która zdaje się panować bez końca. Gdziekolwiek spojrzeć, cienie rosną w siłę, a światło dnia zostaje stłamszone do granic możliwości, jakby nie miało w tym miejscu prawa bytu.

     Każdy krok w głąb tego lasu jest krokiem w nieznane. Wiecznie ciemne ścieżki wiją się między starymi dębami, których kora nosi znamiona stuleci. Nikt nie potrafi dokładnie powiedzieć, co kryje się w samym sercu puszczy, ponieważ ci, którzy odważyli się zapuścić głębiej, nigdy nie wrócili. W tej gęstwinie panowała cisza, która wciągała niczym bagno, przerywana jedynie cichym skrzypieniem wiekowych drzew, jakby same słoje dębów opowiadały historie minionych epok, o których nikt nie pamięta, lecz które wciąż żyją w miejscu, gdzie nielicznym było dane dotrzeć.

     W samym sercu tego starodawnego lasu wznosi się Czarny Dąb. Drzewo, o którym krążą legendy starsze od najstarszych kronik. Nikt z tych, którzy żyją w osadach poza gęstwiną lasu, nigdy nie widział Czarnego Dębu, lecz wiara w jego istnienie jest równie silna jak przekonanie, że lasem rządzi siła, której nie sposób się sprzeciwić, gdy już wyciągnie po ciebie swoje długie ręce. To drzewo, niemal odwieczne, pamięta czasy, gdy ziemia była dzika i nieoswojona. Kora Dębu, twardsza od stali, spękana i nierówna, wydaje się przesiąknięta mrokiem, oraz magią tak starą jak świt, otacza gruby pień o czarnym rdzeniu, który, wznosząc się ku niebu niczym pomnik dawnych, zapomnianych czasów. Korzenie drzewa wbijają się głęboko w ziemię, oplatając ją jak sieć, rozciągając się na mile wokół, jakby sam Dąb kontrolował całe otoczenie. Korona drzewa, rozłożysta i pełna, skrywa się w cieniu, a każdy liść szeptał o przeszłości, której nikt nie znał, a której echo ciągle rozbrzmiewało w tej wiecznej ciemności.

     To miejsce było inne. Tu, w cieniu Czarnego Dębu, powietrze staje się cięższe. Każdy oddech wypełniony jest czymś nieokreślonym, jakby sam las pragnął przesiąknąć dusze tych, którzy odważyli się tu zapuścić. W sercu tego miejsca, w otoczeniu, która zdawała się poza czasem i przestrzenią, stał pałac Króla Olch.

     Pan tego miejsca, nie był zwykłym władcą. Jego moc przenikała każdą żywą istotę w tym lesie, jakby sam był jego częścią, a może raczej, jakby to las był częścią Króla. Od kiedy pamięć ludzka sięga, Król Olch władał tym lasem, zrodzony z jego cieni, strzegący porządku, ustanowionego przez samą naturę. Jego ciało, zrobione z białej, czystej kory, zdawało się lśnić w ciemnościach lasu, jakby samo stanowiło odzwierciedlenie blasku księżyca. Oczy, zimne, a zarazem pełne prastarej mądrości, płonęły zielonym, jadowitym blaskiem. Król był piękny, lecz jego urok budził niepokój. Był surowy i sprawiedliwy, lecz jego sprawiedliwość nie znała litości. Każdy, kto śmiał zakłócić jego las, musiał płacić cenę.

     Dawno, w czasach, których nikt już nie pamięta, gdy lasy rozciągały się bezkreśnie, a ludzie bali się ich potęgi, Król Olch rządził niepodzielnie. Lecz ludzie z czasem zapominali o potędze wielkiego Leśnego Króla. Brali coraz więcej, a każde drzewo ścięte przez ludzkie ręce stawało się kością niezgody pomiędzy Królem a mieszkańcami ziem po za lasem. Mrok nienawiści rósł przez wielki w sercu Króla aż przyszedł dzień, gdy władca lasu zażądał zemsty. Najpierw pragnął jedynie sprawiedliwości, ale im większy był jego gniew tym więcej mroku i jadu gnieździło się w jego skamieniałym już sercu. Zapragnął, więc by cały świat należał do niego a żyć w tym świecie mogli tylko ci, którym sam by pozwolił. Jego towarzyszami były duchy drzew, które niegdyś czuwały nad równowagą w przyrodzie, lecz teraz, pod jego rozkazami, stały na straży lasu, jako jego nieubłagani obrońcy. Pod ich pieczą narodziła się armia Leśnych Ludzi – istot, które niegdyś były dziećmi, uprowadzonymi z ludzkich osad. Dusze tych dzieci zostały splątane z mrokiem lasu. Pozbawieni wspomnień o dawnym życiu, służyli Królowi, jako jego najwierniejsi słudzy.

     Ich obecność w lesie była niemal nieuchwytna, a jednak wszyscy w osadach wiedzieli o nich. Byli cieniami, przemykającymi między drzewami, gotowymi do ataku na każdego, kto ośmielił się zapuścić zbyt głęboko w gęstwinę. Matki w osadach ostrzegały swoje dzieci – mówiły, że jeśli dziecko zbyt długo przebywa w pobliżu lasu, może usłyszeć pieśń leśnych duchów, a wtedy Leśni Ludzie przyjdą, by zabrać je do serca lasu. Tam, pod wiekowymi drzewami, dziecko stanie się jednym z nich, tracąc swoje imię, twarz i wspomnienia, aby na zawsze służyć Królowi Olch.

     Wiedziano, że las ten, choć piękny, skrywał w sobie straszliwe tajemnice. Nawet najodważniejsi wojownicy z osad bali się zapuszczać w głąb tej zielonej czeluści. Każdy krok w stronę Czarnego Dębu był krokiem w stronę tajemnicy, której rozwiązanie mogło kosztować życie. Gdyby jednak ktoś śmiał wystąpić przeciwko Królowi, musiałby najpierw stanąć twarzą w twarz z samą potęgą lasu – potęgą, która czuwała nad każdą żywą istotą.

Król Olch. Cień KrólaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz