43. ZOE

389 29 41
                                    

Kochani, dziś mam dla Was małą anegdotkę z mojej pisarskiej podróży, która zaskakuje mnie na każdym kroku. Czytając tysiące książek, nigdy nie przyszło mi do głowy, że w drodze autora bywają momenty, gdy rozdziały, które miały być „bułką z masłem", nagle zamieniają się w literacki Mount Everest. Myślałam, że będzie lekko i przyjemnie, a okazało się, że ten rozdział miał zupełnie inne plany – uparł się i tyle! 😅

Ale jak to mówią, co nas nie zabije, to... pewnie jeszcze trzeba poprawić! 🙊🙈

Miłego czytania! ❤️

Uwaga - rozdział zawiera sporą ilość wulgaryzmów.

--------------------------------------

Mauricio oparł się o kanapę, zawieszając rękę tuż za moimi plecami.

— Wiedziałaś, że przyjdzie?

Kiwnęłam głową przecząco, nadal nie spuszczają spojrzenia z Noah.

— Kurwa — zaklął pod nosem. — Rób, co mówię.

Chorobliwie wyprostowana, śledziłam nader dobrze mi znaną sylwetkę mężczyzny tradycyjnie ubranego w czerń. Nie miałam pojęcia, skąd się tu wziął.

Czyżby...?

Cholerny nadajnik.

Instynktownie powiodłam palcami do blizny za uchem. Stanowiła symbol czegoś, co tym razem tkwiło pod moją łopatką. Choć tamto urządzenie należało do kogoś innego, to było równie pochrzanione, co obecne.

Napięcie tuż przed jego przybyciem mocno powędrowało do góry, lecz teraz przypominało duszącą puszkę bliską eksplozji. Było mi coraz goręcej, a muzyka dudniła w uszach przy każdym uderzeniu serca. Nie wiedziałam co planuje Noah. Nie wiedziałam, po co właściwie Mauricio nas tu fatygował i co kryje się za intencjami Ricka. Bo, że były złe, wszyscy wiedzieliśmy, ale jak popieprzone... Mogłam się tylko domyślać.

Kolejny raz byłam niczym amator wpuszczony na deski teatru bez scenariusza ani suflera.

Odrzuciłam nerwowo włosy przez ramię i rozpięłam kolejny, górny guzik sukienki, licząc, że te drobne zmiany dadzą mi minimalne ukojenie.

— Co jest? — zapytał Mauricio przyciszonym głosem.

— Duszno tu.

— Trzeba było ubrać skafander kosmonauty — uniósł do ust szklankę, którą Rick zdążył ponownie napełnić. — Na pewno byłby bardziej przewiewny.

Parsknęłam ze złością, nie dowierzając w to, co przed chwilą powiedział.

— Serio?! — syknęłam wkurzona, nachylając się w jego stronę. — Akurat teraz te twoje docinki do niczego się nie przydadzą.

— A co by się przydało w obecnej sytuacji? — odpowiedział wyraźnie podminowany.

— Cud — warknęłam, sięgając po własną szklankę. Ledwo zwilżyłam usta, próbując zamaskować toczącą się między nami wymianę zdań. Powiodłam wzrokiem po członkach klubu, skupiając uwagę na możliwie jak największej ilości szczegółów. — Nie wyglądają przyjaźnie, jak sam zauważyłeś. Co mam robić? Pokieruj mną.

— Wracamy do hotelu.

— Co ty chrzanisz?! — spojrzałem z zaskoczeniem na Mauricia, tym razem zapominając o konspiracyjnym szepcie. Szczęśliwie, nie zwróciłam na nas uwagi osób, które zbyt mocno pochłonięte przybyciem nowej osoby, zwyczajnie nas ignorowały. Tymczasem ja wróciłam do rozmowy, pamiętając, by ściszyć głos. — To naprawdę nie jest dobry moment na żarty. A o z tym nazwiskiem?

Podziemny układ. Vendetta [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz